Kamil Durczok: niedoszły prawnik, który został gwiazdą telewizji
None
Kamil Durczok
Równo dziesięć lat temu Kamil Durczok wspiął się na medialny szczyt, na którym jest do dziś.
Wiosną 2005 roku jego ówczesny dorobek ukoronowano aż dwoma Wiktorami w najbardziej prestiżowych kategoriach: najwyżej ceniony dziennikarz, komentator, publicysta oraz w kategorii Wiktor publiczności. Media okrzyknęły wtedy Durczoka triumfatorem tej gali, choć nie były to pierwsze wyróżnienia jakie otrzymał za pracę w telewizji. Miał już wtedy na koncie m.in. tytuł Dziennikarza Roku przyznawany mu przez magazyn "Press" w 2000 roku, Telekamerę i dwie statuetki Wiktorów z 2001 i 2004 roku.
Kolejne zwycięstwo tylko przypieczętowało jego największy zawodowy sukces, czyli transfer z Telewizji Polskiej do TVN (luty 2006 roku), gdzie został nie tylko prezenterem, ale też szefem redakcji "Faktów".
Po niewiele ponad dziesięciu latach pracy w mediach, która zaczęła się w studenckiej rozgłośni nadającej z akademika, Durczok zdobył pozycję, o której marzy większość jego kolegów po fachu, ale niewielu się to udaje. Pozycję, którą dopiero dziś może stracić w związku z obyczajową aferą, jaką rozpętały ostatnie publikacje tygodnika "Wprost". A jeszcze kilka lat temu Kamil Durczok budził powszechne uznanie i sympatię widzów nie tylko za sprawą swojej pracy, ale też walki z chorobą, z którą mierzył się na ich oczach.
KM/AOS
Studenckie praktyki, które zmieniły jego życie
Z wykształcenia nie jest dziennikarzem, ale nie ulega wątpliwości, że to właśnie media są jego największą pasją.
W dzieciństwie najpierw chciał być księdzem, potem strażakiem, a później ginekologiem. Ostatecznie został magistrem z zakresu komunikacji społecznej Uniwersytetu Śląskiego, choć w międzyczasie studiował m.in. politologię i polonistykę. Najdłużej jednak prawo, z którym tuż po maturze wiązał swoje zawodowe życie. Pochodzący z południowej dzielnicy Katowic Durczok nie widział swojego miejsca w górnictwie, w którym od pokoleń pracowała jego rodzina. Po maturze poszedł na prawo, jednak praktyki w Studenckim Radiu Egida bezpowrotnie zwróciły go w stronę dziennikarstwa.
Przez kilka lat starał się łączyć studia prawnicze z hobbystyczną wtedy pracą w rozgłośni, ale szybko okazało się, że to właśnie opisywanie i komentowanie rzeczywistości interesuje go najbardziej. I co więcej, ma do tego predyspozycje. Mając zaledwie 24 lata, Durczok objął posadę redaktora naczelnego katowickiego radia TOP FM, a niedługo potem, w połowie lat 90., trafił do TVP Katowice, gdzie jego kariera nabrała rozpędu. Po kilku latach pracy na antenie regionalnego oddziału, Durczok awansował na ogólnopolską antenę. Debiutował w "Studiu parlamentarnym", następnie wraz z Małgorzatą Motyl prowadził publicystyczny program "Monitor Wiadomości", a potem dołączył do zespołu "Wiadomości".
W ciągu kilku lat pracy na antenie Jedynki stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych dziennikarzy informacyjnych w kraju.
Walka z nowotworem
Choć pod koniec lat 90. zawodowo związał się ze stolicą, prywatnie wciąż pozostawał na Śląsku, gdzie mieszkała jego rodzina: żona Marianna i syn, Kamil junior. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że Durczok nie osiągnąłby tyle w mediach, gdyby nie wybrał Warszawy.
Na początku XXI wieku Durczok był jednym z największych odkryć w dziennikarskiej branży, czołową twarzą "Wiadomości". Jeśli nawet na niektórych nie robił wrażenia jego dziennikarski styl, z pewnością zrobiła je walka prezentera z nowotworem.
O tym, że choruje na raka, dowiedział się pod koniec 2002 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Miał wtedy 34 lata, informacja o guzie pojawiła się przez przypadek, po tym jak trafił na zabieg usunięcia krwiaka. Pobrana przez lekarzy próbka do badania histopatologicznego wykazała niepokojące zmiany. Złośliwego guza zlokalizowano między łopatką a pachą. Gdyby nie w miarę wczesne stadium, choroba nie zdążyła jeszcze zaatakować kości, los dziennikarza najpewniej byłby przesądzony. W tym przypadku zaczęły się długie i wyniszczające - niestety nie tylko chorobę, ale też organizm Durczoka - zmagania z nowotworem. Najpierw radioterapia poprzedzająca operację, potem zabieg, a następnie radio- i chemioterapia. Tak po ponad roku od diagnozy, w rozmowie z Piotrem Najsztubem opisywał swoje doświadczenia Durczok:
- Ja po każdej takiej terapii przez cztery, pięć dni chodziłem po ścianach - z bólu, chciało mi się rzygać, czułem się okropnie. I nic na to nie pomaga, nawet te leki osłonowe. Potem były dwa tygodnie względnego spokoju i znowu przypinanie do Hansa (tak nazywał aparat do podawania chemioterapii).
Po kilku miesiącach leczenia, na wiosnę, dziennikarz postanowił wrócić do pracy. Wielu widzów do dziś pamięta szok, w jakim byli, widząc na ekranie łysego i wychudzonego prezentera prowadzącego wydanie "Wiadomości" na początku marca 2003 roku. Wtedy po raz pierwszy potwierdziły się spekulacje na temat jego choroby. A był to już drugi taki przypadek w ostatnim czasie, bo z rakiem walczył też dziennikarz "Faktów", Marcin Pawłowski.
Droga na szczyt
W cytowanym już wcześniej wywiadzie Najsztuba z Durczokiem, ten ostatni wspomina, że wiosną 2003 roku widzowie TVP i TVN oglądali na ekranie "dwóch młodych facetów, łysych z tego samego powodu".
- Kiedy ja poinformowałem widzów o swojej chorobie, to do prowadzenia "Faktów" wrócił Marcin Pawłowski, który już miał włosy po pierwszej chemii, występował z takim jeżykiem. I tej soboty nagle pojawił się znowu na łyso. On miał dyżur w sobotę i ja miałem sobotę. Jak go zobaczyłem, to oniemiałem. Popatrzyłem na niego w telewizorze i na siebie i mówię do wydawcy: "Masz dzień łysych w telewizji". To było coś niesamowitego - wspominał.
Niestety, walkę z chorobą udało się wygrać tylko Durczokowi, który przez cały ten trudny czas odczuwał ogromne wsparcie ze strony widzów i jeszcze większą sympatię. Jesienią 2003 roku prezenter TVP został okrzyknięty najpopularniejszym dziennikarzem programów informacyjnych (według badania IPSOS opublikowanego na łamach tygodnika "Polityka"). W następnych latach niemal rok po roku zgarniał najbardziej prestiżowe nagrody w swojej branży, które wymienialiśmy na wstępie tego materiału.
Wygrał z nowotworem, przegra z aferą?
Nic dziwnego, że o zdolnego i lubianego dziennikarza zaczęła się upominać najpoważniejsza konkurencja TVP, czyli TVN. Plotki o transferze Durczoka pojawiły się już w 2005 roku, choć na Woronicza niemal do końca je dementowano.
W lutym 2006 roku przejście prezentera do "Faktów" było już oficjalne. Durczok komentował je krótko: dostał od TVN po prostu atrakcyjniejszą ofertę i możliwość tworzenia serwisu dużo bardziej autorskiego niż "Wiadomości".
Pierwsze wydanie serwisu informacyjnego TVN poprowadził 1 maja 2006 roku. Od 2008 roku prowadził też rozmowy z politykami w "Faktach po faktach". Znajdował się w czołówce najbardziej wypływowych i cenionych dziennikarzy w kraju, któremu chyba niewiele mogło zaszkodzić. Nagranie, na którym szef "Faktów" w niecenzuralnych słowach rozlicza współpracownika z brudnego stołu, było swego czasu hitem sieci. Dziś wydaje się, że ubrudzony stół to naprawdę drobnostka, przy obecnych problemach dziennikarza.
Ze względu na zarzuty tygodnika "Wprost" m.in. o molestowanie podwładnych, Kamil Durczok rozpoczął 16 lutego dwutygodniowy urlop, który wziął na czas obradowania komisji ws. mobbingu i molestowania, powołanej w ubiegły piątek przez zarząd TVN. To m.in. od jej ustaleń będzie zależeć, czy Kamil Durczok wróci jeszcze do prowadzenia "Faktów".
KM/AOS