"Nauczyłam się grać w szowinistyczno-patriarchalną grę"
Na planie "Klanu" Kaja Paschalska musiała zmierzyć się z sytuacjami, które kumulowały w niej ogromne poczucie wstydu i emocjonalnie przytłaczały.
- Pamiętam scenę mojej postaci, która dotyczyła pierwszej miesiączki i 12-letnią siebie ze świadomością, że miliony ludzi, w tym moi rówieśnicy, będą na to patrzeć i się ze mnie śmiać. Dla dojrzewającej dziewczynki nie ma bardziej intymnego tematu. [...] Myślę, że nikt specjalnie się nie zastanawiał, jak to powinno wyglądać i jaki to może mieć wpływ na psychikę małego, rozwijającego się człowieka - wspominała w rozmowie z "Wprost" aktorka.
Poza kwestiami scenariuszowymi problematyczne były także relacje z dorosłą ekipą, głównie z mężczyznami. Dziecięce zdanie Paschalskiej niespecjalnie było szanowane.
- Nauczyłam się grać w szowinistyczno-patriarchalną grę, w której spychałam swój dyskomfort na dalszy plan, bo okazywało się, że stawianie granic to "brak dystansu do siebie". [...] Nauczyłam się być "grzeczną dziewczynką" zorientowaną na dbanie o komfort innych, często kosztem samej siebie. Klasyczny "people pleaser". To jest ciężka praca przerzucić ten gruz i nie wracać do domu z myślą: "Znowu, ja z tym zostałam, ja czuję się źle, a ten pan/pani doskonale" - wyznała aktorka.