Kacper Kuszewski
To tata zaraził cię miłością do teatru?
Nie musiał, sam się zaraziłem. Oboje rodzice byli aktorami, tata był też reżyserem. Wychowałem się w teatrze i kochałem to miejsce. Mojej starszej, o 4 lata, siostry nigdy na scenę nie ciągnęło. Została muzykiem. Ja od małego uwielbiałem spędzać czas w teatrze. Znałem wszystkie zakamarki, godzinami przesiadywałem w rekwizytorni czy w pracowni fryzjerskiej. W domu też bawiłem się w teatr i wciągałem do zabawy kolegów. Pierwszy raz wystąpiłem w prawdziwym teatrze jako 6-latek. Już w 4. klasie podstawówki wyreżyserowałem przedstawienie, „Pchłę Szachrajkę”. Pierwszą dużą rolę zagrałem w wieku 13 lat, w najsłynniejszym musicalu na świecie, „Les Miserables” („Nędznicy”). Naszym sąsiadem był Jerzy Gruza, dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni. Lubiłem sobie śpiewać na klatce schodowej, on to usłyszał, zaprosił mnie na przesłuchanie i tak dostałem rolę w spektaklu. Przez rok pracowałem w teatrze. To mnie upewniło, że chcę być aktorem.
Studia aktorskie były jedynym wyborem?
Postawiłem wszystko na jedną kartę. Zupełnie bezmyślnie. Nie złożyłem papierów do żadnej innej szkoły wyższej, tylko do tej jednej, jedynej - Akademii Teatralnej w Warszawie. Dopiero w trakcie egzaminów zrozumiałem, że mogę się nie dostać, bo było 20 kandydatów na 1 miejsce. To było bardzo stresujące przeżycie. Do egzaminów przygotowywałem się zaledwie 3 tygodnie. Miałem dużo szczęścia.
Co robisz oprócz gry w serialu?
Mnóstwo różnych rzeczy. Zawsze najważniejszy był dla mnie teatr, choć nigdy nie chciałem być nigdzie na etacie. Lubię niezależność. Przez ostatnich 10 lat byłem związany z wrocławskim Teatrem Pieśń Kozła. To jedna z najlepszych, niezależnych grup teatralnych w Europie. Jeździliśmy na zagraniczne festiwale i zdobywaliśmy prestiżowe nagrody. Pracuję także w dubbingu. Oprócz Myszki Miki, zagrałem głosem kilkadziesiąt ról. Była też praca pedagogiczna. Przez kilka lat po studiach byłem asystentem Anny Seniuk w Akademii Teatralnej. Jako aktor Teatru Pieśń Kozła prowadziłem zajęcia ze śpiewu zespołowego we Wrocławiu i w Londynie. Zagrałem w kilku świetnych spektaklach muzycznych. Od zeszłego roku jeżdżę po Polsce z dwiema komediami. Są to: „Lekko nie będzie”, gdzie występuję z wąsami, brodą i długimi włosami oraz „Pozory mylą”, w której gram główną rolę. W zeszłym roku zrobiłem własny, solowy spektakl muzyczny „Album rodzinny” i wydałem płytę pod tym samym tytułem. Jestem z niej bardzo dumny. W styczniu rozpocząłem współpracę z zespołem „Leszcze”. Mamy za sobą pierwszy sezon koncertowy. To zupełnie nowe doświadczenie w moim życiu i jak na razie bardzo mi się podoba.
Na koncertach gracie stare przeboje?
Pół na pół. Mamy już sporo nowych piosenek, ale oczywiście stare przeboje też gramy, bo fani zespołu chcą usłyszeć je na koncercie. Ja jednak wciąż przekonuję chłopców do poszukiwań, dalszych muzycznych podróży. „Leszcze” grają w stylu lat 60-tych i 70-tych. To taki „oldskulowy”, dancingowy zespół ze znakomitą sekcją dętą i dużą dawką humoru. Namówiłem chłopców na piosenkę „Laski, laski”, z większą dawką elektroniki, w klubowo-dyskotekowym klimacie lat 80-tych. Odzew publiczności jest świetny. Zastanawiamy się teraz, czy powinniśmy trzymać się tej stylistyki retro i takie wycieczki w stylistykę lat 80-tych, 90-tych traktować dorywczo, czy może zrobić cały program właśnie w takim klimacie. Dyskusje trwają.