Justyna Żyła: "Byłam kurą domową, Piotr żył w mediach"
Medialny kryzys z mężem pomógł jej rozwinąć skrzydła. Justyna Żyła będzie ratowała rodziny w programie "Pierzemy brudy do czysta".
13.12.2018 | aktual.: 13.12.2018 15:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Patrycja Ceglińska: Skąd pomysł na udział w tym programie?
Justyna Żyła: Pomysł pojawił się od stacji. Miałam dylemat, jak to będzie wyglądało, ale po tym, co usłyszałam od produkcji, spodobał mi się pomysł. Dzisiaj jesteśmy tutaj.
Myśli Pani, że jest odpowiednią osobą na to miejsce?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Ale wydaje mi się, że skoro zostałam poproszona, to chyba ktoś widzi we mnie potencjał. Jestem na takim etapie swojego życia, że czuję się pewnie. Wiem, czego chcę. Mam lepsze i gorsze momenty, ale staram się patrzeć na świat inaczej. Czasu nie cofnę. To, co było minęło i trzeba iść dalej. Chcę przeżyć życie jak najlepiej, tym bardziej, że mam dla kogo. Teraz mam szansę, żeby się realizować. Każdy mnie pyta, czy ja dobrze czuję się w show-biznesie, czy ja chcę być celebrytką. Ja tego nie odbieram w taki sposób. Jestem w Warszawie dosyć często, ale mam jeszcze drugi świat. Nie pojawiam się na każdej ściance, nie reklamuję wszystkiego na Instagramie. U siebie, w górach jestem normalną, zwyczajną matką. Pracuję na etacie, zajmuję się dziećmi.
Marzyła Pani o karierze w mediach wcześniej?
Kiedyś jednego rodzica ciągle nie było. Ja starałam się na tyle, ile mogłam i na tyle, ile nasza sytuacja nam pozwalała, zostać w domu z dziećmi. Żeby miały poczucie, że jak tego jednego rodzica nie ma, to drugi będzie. Moja mama szybko wróciła do pracy po ciąży ze mną, babcie się nami opiekowały. Ale jak były święta, to mama miała urlop i tak pachniało tym domem. Ja też staram się to zapewnić moim domem. Byłabym szczęśliwa, gdyby moje dzieci kiedyś powiedziały mi, że doceniają to, co dla nich robię. Zawsze byłam kurą domową, mąż żył w mediach. Sytuacja potoczyła się tak a nie inaczej, więc muszę to wszystko łączyć.
Czyli kryzys małżeński wyszedł Pani na dobre?
Mam dużą pomoc ze strony rodziców. Gdyby nie oni, nie mogłabym zaangażować się w program, czy w pracę na etat. Córka i tak musiała odpuścić balet, bo logistycznie było nam ciężko to wszystko pogodzić. Pod tym kątem jest ciężko. Ja mam przy sobie rodziców, nie wyobrażam sobie, jak funkcjonują samotne matki. To jest harówa. W moim życiu stało się jak się stało, ale trzeba iść dalej.
Jakie są dzisiaj wasze relacje z Piotrem?
Relacje… To jest wszystko świeże. Musimy to unormować. Może czas nie leczy ran, ale tonuje emocje. Za bardzo nie chcę się w to wgłębiać, ale mam nadzieję, że będzie dobrze.
Udział w programie konsultowała Pani z rodziną?
Byłam zmuszona do tego, bo ktoś musiał mi pomóc z opieką nad dziećmi w czasie nagrań. To był pierwszy krok. Nie ukrywam, że zawsze siedząc w domu z dziećmi, staram się jak najrzadziej wyjeżdżać. Serce mi się kraje, kiedy jadę do Warszawy. Dzieciaki próbują mnie złamać i zaczynają się teksty: "Mamusiu, kocham cię, ale kupisz mi coś?”.
Jak Pani reaguje?
Zawsze kupię jakiś drobiazg. Syn woli dostać większe kieszonkowe.
Chciałam zapytać jeszcze o program. Udzielały się Pani emocje uczestników?
Jestem osobą, która ma te emocje stonować. Nie doradzam im, nie rozwiązuje ich konfliktów. Płaczu na planie nie było z mojej strony. Przeżyłam szok, że ludzie tak emocjonalnie potrafią podchodzić do niektórych spraw. Dochodzi prawie do rękoczynów. My tylko umożliwiamy im, żeby spróbowali dojść do porozumienia. Czasami ta konfrontacja z pomocą osoby trzeciej przebiega zupełnie inaczej. Ja i dzieci sami korzystaliśmy z porad psychologa, co dużo nam dało.
Podobno przyjaźni się Pani z Wodzianką, Dominiką Zasiewską. Ile w tym prawdy?
Swego czasu dużo rozmawiałyśmy przez telefon, pisałyśmy do siebie na Instagramie. Poznałyśmy się, kiedy mój były mąż był w programie Kuby Wojewódzkiego. Wtedy zrobiłyśmy sobie tylko zdjęcie. Kiedy Dominika dowiedziała się o moich problemach z Piotrem, skontaktowała się ze mną, bo sama nie raz miała kryzysy w związku. Co najśmieszniejsze urodziłyśmy się tego samego dnia, miesiąca i roku. Ona miała byłego partnera Piotra, ja też. Wszystko się łączyło. To jest taka dobra znajomość. Pożartujemy, pośmiejemy się. Mamy dystans do niektórych rzeczy. Można poważnie porozmawiać, potrafi doradzić. Utworzyłyśmy sobie we dwie taką grupę wsparcia.