Justyna Steczkowska: "Gdy byłam w ciąży, o mało nie zginęłam"
None
1
Justyna Steczkowska jak lwica strzeże swojej prywatności, choć paradoksalnie nie unika pozowania z dziećmi i mężem na okładkach kolorowych czasopism. Wszystko dlatego, że gwiazda uważa, że potrafi kontrolować ciekawość mediów i ma nad nimi pełną kontrolę. W pewnym momencie uznała nawet, że podążający za nią paparazzi są zupełnie nieszkodliwi i przestała zwracać na nich uwagę.
- Gdybym się ich bała, to bym przestała wychodzić z domu. Bez względu na to, czy jestem umalowana, czy nie, oni zrobią mi zdjęcie, na którym wyglądam jak 60-letnia kobieta - przyznała z uśmiechem w jednym z numerów magazynu "Uroda Beauty Expert".
Niestety, zaufanie do paparazzich minęło wraz z narodzinami córki artystki - Helenki. Fotoreporterzy śledzili niemal każdy jej krok. Nie odpuścili nawet podczas chrztu dziewczynki, na który została zaproszona jedynie najbliższa rodzina Steczkowskiej. Wbrew woli gwiazdy, zdjęcia z uroczystości obiegły media. To sprawiło, że głos w sprawie musiała zabrać sama diwa.
- Niestety, pojawili się nieproszeni goście w postaci paparazzi. Mój brat musiał wyprosić ich z kościoła, ponieważ przeszkadzali we mszy. Szanuję każdą pracę i ich też, ale kolejny raz przypominam, że nie życzę sobie dokumentacji medialnej naszego prywatnego życia - oświadczyła.
W ostatnim odcinku "Magla towarzyskiego" wyznała, że to niejedyne nieprzyjemne starcie, do którego doszło w ostatnim czasie. W pewnym momencie jej walka ze wścibskimi fotoreporterami mogłaby skończyć się tragicznie...
AR/AOS
Walczy o prawo do prywatności
Prywatne życie Justyny Steczkowskiej od zawsze interesowało plotkarskie portale. Idealna żona, matka i artystka, która od 20 lat spełnia się na polskiej scenie muzycznej. Dla wielu bajka, a dla żądnych sensacji tabloidów uciążliwa nuda. Nic więc dziwnego, że w ślad za piosenkarką wysyłani są paparazzi, którzy mają za zadanie dostarczyć chwytliwych tematów z gwiazdą w roli głównej. Nic z tego. Justyna jak ognia unika afer i skandali. Jedynie raz na jakiś czas, aby zaspokoić głód mediów, godzi się na pewną współpracę, przeważnie w postaci sesji zdjęciowej na okładkę kolorowego magazynu. Nie uważa jednak, że takie wyciągnięcie ręki w stronę prasy, jest równoznaczne z przyzwoleniem na wizyty paparazzich pod swoim domem.
- Zrobiłam trzy okładki, tylko tyle, ile mogłam zrobić, by zaspokoić ciekawość ludzi. Oni mi wmawiają teraz, że skoro ja pokazałam rodzinę na okładce, to oni mają prawo do mojego życia prywatnego. Nie zgadzam się z tym. Moje prywatne życie jest moim prywatnym życiem. To, że ja chcę pokazać, że ja mam rodzinę, że jestem szczęśliwa i że to jest mój sukces, to, że potrafię się tym dzielić, to nie znaczy, że mogą koczować pod moim domem - powiedziała Steczkowska w programie "Magiel towarzyski".
Niebezpieczny pościg za sensacją
Prowadząca rozmowę, Karolina Korwin-Piotrowska próbowała dociekać, jak bardzo paparazzi wkroczyli do życia piosenkarki. Poruszające wyznanie wokalistki mocno ją zaskoczyło. Steczkowska wyznała, że nie zgadza się, aby ktokolwiek naruszał jej prywatność i opowiedziała, do czego zdolni są fotoreporterzy. Jeden z takich pościgów za gwiazdą mógł skończyć się tragicznie.
- Gdy byłam w ciąży, o mało nie zginęłam. To był horror. Gonili mnie samochodami. Ja nie chciałam, żeby dojechali do mojego domu, więc po prostu jechałam za szybko, w nerwach. Nie powinnam tego robić, bo byłam w ciąży. To było dla mnie takim koszmarem, że ktoś mnie goni, że robi mi zdjęcia. Ja prostu chyba straciłam sensowne myślenie wtedy. Bo nigdy bym tego nie zrobiła normalnie - przyznała w wywiadzie Steczkowska.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Jednak od tej pory Justyna wypowiedziała wojnę tym, którzy będą usiłowali zakłócić jej spokój i prawo do prywatności.
AR/AOS