Jest odpowiedź prawicy na „Ucho Prezesa”. Serial o Prusku i Wziątkiewicz-Hajs [OPINIA]
Sympatycy PiS musieli pozazdrościć Robertowi Górskiemu sukcesu „Ucha Prezesa”. Ale serial „Ulica Zagranica” jest mniej więcej tak zabawny, jak przemowy posła Piotrowicza w Sejmie.
15.10.2018 | aktual.: 15.10.2018 16:46
Najcelniej uderzyć oczywiście ośmiorniczkami. One już zawsze będą dla Polaków symbolem zadowolonych z siebie elit, przejadających w drogich warszawskich restauracjach nasze podatki.
Dlatego główny żart w propisowskim serialu komediowym "Ulica Zagranica" dotyczy, oczywiście, jedzenia ośmiorniczek przez polityków PO. Tyle że pieniądze się skończyły, bo PiS odsunął tych cwaniaków od władzy. Teraz więc - zamiast ośmiorniczek – Ronald Prusk (taki Tusk, ale pruski), Gracjan Szczecina (Schetyna) i Wziątkiewicz-Hajs (Gronkiewicz-Waltz) muszą jeść parówki. A te nie smakują wyrafinowanym podniebieniom zdradzieckiej euroelity.
Jak pokazuje serial, Płaszczyna Programowa (PO) odsunięta została od władzy przez szlachetne PiS, która - jak wiemy z życia – sama nie dokonała skoku na stołki w spółkach skarbu państwa, mediach i stadninach. Ale Płaszczyzna chce usilnie wrócić do władzy. Po co? Wiadomo: by móc jeść na nasz koszt te drogie ośmiorniczki (jakby co, twórcy dają zbliżenie na to danie).
Serial pokazuje więc wielki ośmiorniczy (a jakże) układ między PO, europejskimi sądami, w których zasiadają oczywiście skorumpowani niemieccy sędziowie, oraz "Gazetą Zaborczą". "Zdegenerowane elity" z PO, pod tęczowym znakiem (geje), piją whisky i knują na polskiej ulicy (KOD) oraz za granicą (Bruksela), by tylko znów dorwać się do władzy i kraść, pić i jeść na nasz koszt.
Na szczęście Prezes na to nie pozwoli.
Czy to jest zabawne? Mniej więcej tak, jak późnonocne wystąpienie posła PiS Stanisława Piotrowicza w Sejmie.
Serial jest po prostu zwykłą propagandą, udającą satyrę. Gra na antyniemieckich fobiach: Tusk i Schetyna spotykają się na tajne ustalenia w lasach Brandenburgii. Gra na poczuciu niesprawiedliwości społecznej: elity mają szampana i baseny, a prosty lud dotąd biedował (ale PiS dał mu 500 plus).
Ten serial nie bawi; raczej męczy, jak nudny apel ku czci (wiecie kogo). Daje za to wgląd w sposób myślenia części Polaków: polityka PO jest spiskiem elit, Brukseli i Berlina, przeciw wstającemu z kolan narodowi polskiemu. "Ulica Zagranica" pokazuje też, po raz kolejny, jak działa propaganda PiS: bazuje na strachu, fobiach, paranojach i teoriach spiskowych.
Znów się nie udało
Polskiej prawicy, póki co, lepiej wychodzi cenzurowanie rzeczywiście śmiesznych kabaretów w TVP (Ani Mru Mru), niż wyprodukowanie samemu czegoś zabawnego. Nie udało się ze "Studiem Yayo", nie udało się też z "Ulicą Zagranicą". Największą "rozrywką" z prawej strony sceny politycznej pozostają prymitywne wpisy poseł Krystyny Pawłowicz na Facebooku.
Kto wie, ile już naszych pieniędzy TVP wydała na próby rozbawienia nas żenującą rozrywką? Za "Ulicą Zagranicą" nie stoi jednak państwo. To jakoby "całkowicie oddolna inicjatywa, finansowana tylko z prywatnych środków" - i nie wiadomo ani kto to produkuje, ani kto reżyseruje. Niemniej jednak apeluję: panowie (panie?), szkoda waszej kasy na tę żenadę. Może was to bawi, choć sądząc z min aktorów (m.in. Redbad Klynstra), raczej słabo.
Trzymając się metafor kulinarnych: "Ucho Prezesa" to wciąż smakowite ośmiorniczki polskiego kabaretu. "Ulica Zagranica" to zwykła parówa. Naród wstający z kolan zasłużył na coś smaczniejszego.