Jerzy Cnota: Aktorstwa nie miałem w planach
Przypominamy sylwetkę 71-letniego Jerzego Cnoty, który, jak sam twierdzi, „aktorstwa nie miał w planach”, a jednej z najbardziej pamiętnych ról w swojej karierze o mało nie zagrał przez niewłaściwe zachowanie...
Doczekał się filmu o sobie samym
W sobotę 14 grudnia 2013 roku odbył się premierowy pokaz filmu „Cnota”, opowiadającego o znanym polskim aktorze filmowym i teatralnym, Jerzym Cnocie (szczegóły pokazu tutaj)
.
Paradokument w reżyserii Eugeniusza Klucznioka przeplatany jest wypowiedziami osób związanych z branżą filmową i kulturalną - na ekranie pojawiają się między innymi Franciszek Pieczka i Kazimierz Kutz. Obaj panowie zostali zaproszeni na uroczystą premierę – zaś po projekcji widzowie będą mogli uczestniczyć w spotkaniu z aktorami i twórcami filmu.
CZYTAJ DALEJ >>>CZYTAJ DALEJ >>>
Miał zostać prawnikiem...
Tak naprawdę chciał zostać prawnikiem. By odłożyć pieniądze na wymarzone studia, zatrudnił się w hucie, a rok później uległ namowom swojego licealnego nauczyciela i zamiast na prawo, zdał egzaminy na filologię rosyjską.
Po latach wspominał, że nigdy nie żałował swojej decyzji – zwłaszcza że to dzięki inicjatywie kolegi ze studiów po raz pierwszy spróbował swoich sił na teatralnej scenie.
''Zakochałem się w teatrze''
- Jeden ze starszych kolegów, też rusycysta, powiedział mi kiedyś: „Jurek, ty jesteś wesoły chłopak, może byś wziął zastępstwo, bo robimy taką śmieszną sztukę w studenckim”. Akurat grali tam „Starą Baśń”, przerobioną na western według libretta operowego. Już nawet nie pamiętam, kto napisał coś takiego, jednakże kolega nalegał, żebym go zastąpił.
Nie było wiele do nauki, zatem przyjąłem propozycję i zagrałem niewielką rólkę w tym przedstawieniu. I tak właśnie zakochałem się w teatrze – w wywiadzie dla czasopisma Konspekt opowiadał Cnota.
''Nie miałem zamiaru zostać aktorem''
Od tego momentu coraz częściej pojawiał się na scenie teatru studenckiego, zaczął też występować w Piwnicy pod Baranami. Ale, jak podkreśla, traktował to wyłącznie jako rozrywkę, nie zamierzał wiązać z tym zawodem swojej przyszłości. Zatrudnił się w szkole jako nauczyciel, chciał robić doktorat.
- Przyznam, że zupełnie nie miałem zamiaru zostać aktorem; ani mnie to nie ciągnęło, ani specjalnie nie interesowało – mówił w Konspekcie.
Wszystko dzięki Kutzowi
Aktorem na pełen etat został właściwie dzięki Kazimierzowi Kutzowi.
- Raz Wiesio Dymny (przeczytaj o tragicznej śmierci męża Anny Dymnej)
powiedział do Kazimierza Kutza: „Mamy tu takiego fajnego Ślązaka. Czemu ty go nie wykorzystujesz?”. Kutz przyjechał, posłuchał mnie, akurat śpiewałem po rosyjsku piosenkę Wysockiego. A za kilka dni przysłał kierownika produkcji i podpisaliśmy umowę – opowiadał w Super Expressie o początkach swojej profesjonalnej kariery.
''Powiedział, że jestem za stary''
Zaproponowano mu rolę w „Soli ziemi czarnej”, potem w „Perle w koronie”. Granie w filmach go pochłonęło, lecz w pewnym momencie Kutz odwrócił się od swojego podopiecznego.
- Chciałem grać dla Kutza więcej, chciałem zagrać w „Śmierci jak kromka chleba”, ale on już mnie nie chciał. Powiedział, że jestem za stary. Wziął Janusza Gajosa, gorola z Dąbrowy Górniczej. Nie mam żalu, ale ja myślę, że nie zagrałem, bo on miał żal... Bo poszedłem do serialu Jerzego Passendorfera, do „Janosika” i Kutz nie wybaczył mi tego. Odebrał to jako zdradę. Bo Kutz i Passendorfer... no, nie kochali się – tłumaczył Cnota w Super Expressie.
Bójka na planie ''Janosika''
„Janosik” stał się zresztą jego prawdziwym przekleństwem – nawet teraz, po tylu latach, wciąż pamiętany jest przede wszystkim jako Gąsior. A przecież tak mało brakowało, by w serialu w ogóle się nie pojawił. Wszystko przez bójkę w barze, do którego poszedł wraz z kolegami z planu, Witoldem Pyrkoszem i Boguszem Bilewskim.
- Nagle Bogusz, czyli Kwiczoł, prosi mnie, bym mu pożyczył tysiąc złotych. Dałem. Znikł, a po chwili doszło do bójki. Bogusz, który już się opił, awanturował się, dostał po ryju. Nie wiem od kogo, może od takich dwóch cichociemnych, co chcieli go oskubać, a może od bokserów, którzy też mieli bankiet. Oczywiście padło na mnie. Że to ja z Marianem Łączem go pobiliśmy i dla przykładu to mnie trzeba z planu filmowego wyrzucić. Nie wyrzucono, bo wstawili się za mną kierownik hotelu i montażystka... A Passendorfer później mnie przeprosił – opowiadał w Super Expressie.
''Życie artystyczne pomału zdycha''
Choć w październiku skończył 71 lat, nie zamierza przechodzić na emeryturę. Chętnie występuje w kolejnych filmach i serialach. Choć nie ukrywa, że propozycji dostaje coraz mniej.
- Gdybym mieszkał w Warszawie, to może miałbym większą szansę na rolę w filmie, ale tutaj, na Śląsku, wszystko marnieje, ginie. Kiedyś wrzało, teraz to życie artystyczne pomału zdycha – konstatował ze smutkiem w wywiadzie dla Kontekstu.
Jego ostatnią większą produkcją była komedia Eugeniusza Klucznioka „Tu jest fajnie” z 2012 roku.
(sm/mf/mn)
Zobacz zwiastun filmu "Cnota":