Jedni piszą o "melinie", inni o wielkim sukcesie. "Odwilż" tak czy siak robi furorę w Europie
Świat poznał już historię polskiego erotyku, w którym pewien Włoch więził z miłości pewną Polkę. Niezłego zamieszania narobiła też w internecie historia kiboli-gangusów z Mateuszem Damięckim. Teraz pół Europy przygląda się, jak Katarzyna Wajda próbuje rozwiązać historię brutalnego morderstwa. "Odwilż" odnosi niemały sukces.
Jak przeczytacie w komunikatach prasowych, "Odwilż" to pierwszy polski serial Max Original, który od początku kwietnia dostępny jest na HBO Max jednocześnie w 61 krajach w Europie, Ameryce Łacińskiej, na Karaibach i w Stanach Zjednoczonych. Mniej więcej w połowie trwania sezonu pojawiła się informacja o tym, że widzowie wkręcili się w polską historię do tego stopnia, że "Odwilż" jest nie tylko najchętniej oglądaną produkcją w Polsce, zajmuje również pierwsze miejsce w rankingu oglądalności w Europe. "Odwilż" jest także na 14. pozycji najchętniej oglądanych w HBO Max seriali na całym świecie.
Trzeba przyznać – jest to fascynujące. Na pierwszy rzut oka historia policjantki, która próbuje pozbierać się po śmierci męża, opiekować się córką i rozwiązać zagadkę brutalnej śmierci córki prokuratora nie różni się niczym od setek seriali kryminalnych, które widzieliśmy chyba już na każdej dostępnej platformie streamingowej. O co chodzi więc z "Odwilżą"?
Naszą główną bohaterką jest Katarzyna Zawieja, grana przez przyciągającą przed ekrany Katarzynę Wajdę. Od razu trzeba podziękować reżyserowi tego projektu – Xaweremu Żuławskiemu – za to, że dał Wajdzie tę rolę i pozwolił widzom na to, by mogli nacieszyć się jej aktorstwem, o którym w ostatnich latach niestety można było zapomnieć. Wajda sprawdza się na ekranie świetnie i to w dużej mierze dla niej ogląda się ten serial.
Choć nie brakuje takich, którzy stwierdzą, że i dla mocnej historii zbrodni, i Szczecina, który w serialu Żuławskiego prezentuje się jak jedna wielka melina. Jest mrocznie, odpychająco i tak, jak śpiewa Kazik w utworze "Polska": "tak brudno i brzydko, że pękają oczy". Czyli tło idealne dla kryminalnej historii. Ta toczy się wokół zabójstwa młodej kobiety, córki prokuratora granego przez Bogusława Lindę. Dziewczyna pracowała w szpitalu psychiatrycznym, była w ciąży. Najpierw policja znajduje na śmietniku zawinięte w siatkę łożysko i resztki po porodzie. Potem z Odry wyławiają ciało dziewczyny. Zawieja jest przekonana, że noworodek żyje, a morderca z niezrozumiałych powodów cały czas ma dziecko przy sobie.
Zawieja nie ustępuje i próbuje wytropić sprawcę, który z odcinka na odcinek jawi się jako coraz większy psychopata. A dla widzów zaczyna się zabawa w odhaczanie klisz znanych z kryminalnych filmów i seriali. Mamy główną bohaterkę z traumatycznym przeżyciem na koncie? Mamy. Jest osoba z rodziny (najlepiej doświadczona pracą w policji), która próbuje pomóc i z cierpieniem w oczach musi obserwować wątpliwe wybory bohaterki? Jest. Brutalne morderstwo rodem ze skandynawskich kryminałów? Jest. Bohaterka wyprana z emocji? Odhaczone. Kolega z policji, który utrudnia śledztwo. Też odhaczone. Brutalna zbrodnia i kolejne wstrząsające sceny rodem ze skandynawskich kryminałów? Jak najbardziej. I wszystko to przystrojone nastrojowym mrokiem, szarzyzną, mgłą z przebitkami na bezdomnych w parkach i obdrapane klatki schodowe.
Skąd więc ta popularność "Odwilży", która nie próbuje być niczym przełomowym, a spokojnie sadowi się na tych wszystkich kryminalnych kliszach, czerpie garściami z takich produkcji jak "Detektyw", "Mindhunter", a fantazją zbrodni z "Hannibala"? Skąd popularność, skoro dialogi wołają o pomstę do nieba? A Bogusław Linda (wciela się w prokuratora), dostaje kilka krótkich scenek, w których pograć może co najwyżej oczami?
Wydaje się, że sporo racji może mieć Shane Ryan, który polski serial zrecenzował dla magazynu "Paste". Ryan nie podłapał entuzjazmu widzów i mocno skrytykował "Odwilż". Pisze, że opowieść snuje się wolniej niż lodołamacz na Odrze i że motyw morderstwa kompletnie nie ma żadnego znaczenia dla fabuły. Punktuje, że scenariusz nie zawiera żadnych emocji. "Tworzą duszną, nieprzyjemną atmosferę, która ma zagwarantować, że macki tej zbrodni owiną się wokół scenariusza, bohaterów, dialogów, a zostaje z tego klaustrofobiczny melanż, z którego widz chce uciec tak samo, jak ofiara" – pisze.
Krytyk dodaje jednak, że widzowie uwielbiają te wszystkie klisze. To są znane nam wszystkim schematy, które tak czy siak lubimy śledzić na ekranach naszych laptopów czy telewizorów. "Można się owinąć nimi jak ciepłym kocykiem" – punktuje. Świąteczne filmy pełne szczęśliwych ludzi i szczęśliwych zakończeń też tworzone są na kliszach, które kochamy. Łykamy te historie, choć wiemy, jak się skończą.
I choć szkoda, że o "Odwilży" nie można napisać "nieszablonowa produkcja", to dobrze przyglądać się sukcesowi polskiego serialu w Europie. Na nie czekamy. I jest ich coraz więcej, o czym świadczy odbiór "Furiozy" po premierze na Netfliksie. Na ten moment największy serwis filmowy dla kinomaniaków, czyli IMDB.com podaje, że średnia ocen "Odwilży" to 6,8, a internauci piszą, że jest "promising", czyli obiecująco. Przed widzami jeszcze dwa ostatnie odcinki. Oba zaplanowano na 15 kwietnia. Podobno serialu nie ocenia się na podstawie tego, jak się zaczyna, a jak się kończy... Przez "Odwilżą" w takim razie decydujący moment. Widownię Żuławski i spółka mają zapewnioną.