Janda u Wojewódzkiego: "Nie mam pojęcia, kto to Maffashion i Jessica Mercedes. Nie wiem nawet, jak to się pisze"
Kuba za wszelką cenę chciał rozmawiać z aktorką o polityce. "Obywatelskim obowiązkiem jest reagować. Obywatelskim obowiązkiem jest mówić, że coś według nas nie powinno być tak".
Tym razem Kuba Wojewódzki zaprosił do swojego programu Krystynę Jandę - na której skupiła się rozmowa - oraz Jacka Kawalca, który pojawił się w programie chyba tylko dlatego, że nikt inny nie miał czasu. Zresztą, prowadzący skupił się głównie na Jandzie i wątkach politycznych, które, mimo zarzekania się, że przestało go już to bawić, starał się wplatać w każde pytanie.
Jeżeli jakiś polityk mówi, że jest uczciwy, to tak jakby prostytutka mówiła, że jest dziewicą - mówił w swoim cotygodniowym wstępniaku. Jandę zapowiedział wspominając ich spotkanie przed 10 laty, kiedy to "uczyła go aktorstwa tak skutecznie, że wylądował w teatrze".
Mimo to rozmawiali głównie o rządach Prawa i Sprawiedliwości.
O uchodźcach
Wojewódzki chciał wiedzieć, co 64-letnia aktorka myśli o obecnej sytuacji politycznej, odnosząc się oczywiście do jej aktywności w mediach społecznościowych i głośnym sprzeciwie wobec PiS-u.
Myślę, że sprawa jest dużo bardziej poważna. Obywatelskim obowiązkiem jest reagować. Obywatelskim obowiązkiem jest mówić, że coś według nas nie powinno być tak - tłumaczyła. Zapytana, czy Polska powinna pomagać migrantom, stwierdziła: Myślę, że będzie nam potrzeba coraz więcej uchodźców, którzy będą z nami pracować, będą tu z nami żyć i tworzyć ten świat, ten świat różnorodny, więc ta izolacja jest nam niepotrzebna.
Dowodem tolerancji Jandy w jej własnych oczach ma być... zatrudnienie do jednego ze swoich spektakli Bilguuna Ariunbaatara, pochodzącego z Mongolii celebrytę, który od ćwierć wieku mieszka w Polsce i nijak nie spełnia kryteriów uchodźcy uciekającego przed wojną domową.
Ostatnio szukałam aktorów do zagrania nie-Polaków i znalazłam - pochwaliła się artystka. Bilguun u mnie gra i gra świetnie!
O Krystynie Pawłowicz
Wojewódzki jednak nie odpuszczał - pytał o to, z kim Janda... chciałaby siedzieć w jednej celi. Wskazała Leszka Kołakowskiego, nie żyjącego już wybitnego polskiego filozofa. Jak jednak dodała, nie boi się, że pójdzie do więzienia, bo nie ma sobie nic do zarzucenia.
Nie wiem, do jakiego stopnia się to może posunąć, myślę, że są więksi wrogowie dla PIS-u, niż ja. Nie boję się, bo nikogo nie zabiłam, nie okradłam, nie zdefraudowałam żadnych pieniędzy - wyjaśniła. _Staram się nikogo nie obrażać, po prostu protestuję wobec czegoś, przeciwko czemu nie mogę nie protestować. My czekamy na to pokolenie, które śpi do drugiej w sobotę i w niedzielę, oni nie wiedzą jeszcze, o co jest bitwa. _
Kuba nie mógł też nie wspomnieć o Krystynie Pawłowicz, z którą Janda pokłóciła się kiedyś na Facebooku o hormony. Zamiast żartów, na które zapewne liczył, dostał jednak dość przygnębiajacą odpowiedź.
Jak słyszę Krystyna Pawłowicz, to jest mi tylko smutno - wyznała aktorka. _Ja wierzę, że jest prawdziwa, tylko tacy ludzie jak ona nie powinni zajmować wysokich stanowisk państwowych. Tak naród wybrał, no trudno. Ja wybaczam pani Krystynie Pawłowicz, ale nie chcę, żeby decydowała o moim życiu. _
No tak, proszę sobie wyobrazić, że ona jest przedstawicielką jakiejś części narodu. Ktoś na nią głosował - dodał Wojewódzki, po czym stwierdził, że Pawłowicz odejdzie "po szóstej kadencji prezydenta Dudy".
Janda ma "pana od hejtów"
Kuba odniósł się także do medialnej aktywności Jandy, a konkretne jej wpisów na Facebooku, które niejednokrotnie wywołują spore kontrowersje.
Mam takiego pana, którego zatrudniam, który likwiduje co rano hejty - wyznała. Wojewódzki chciał też wiedzieć, jak dobrze odnajduje się w mediach społecznościowych i zapytał, czy zna polskie szafiarki.
Na koniec pytanie-torpeda: czy bardziej Jessica Mercedes czy bardziej Maffashion? Albo jest się w sieci, albo szlachta nie pracuje! Jakieś parę zdań, jakaś mała synteza.
Nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi, jak się to pisze, nie wiem _- stwierdziła Janda. _Ja mam polubionych stron sto, między innymi jest tam pan Balcerowicz, pana nie ma. Bardzo śledzę pana Trzaskowskiego, bo jestem wielbicielką.
Kawalec o "Randce w ciemno" i... "Czarnym proteście"
Następnie w studio pojawił się, niestety mocno na doczepkę, Jacek Kawalec, przedstawiony przez Wojewódzkiego jako "prowadzący Randki w ciemno", chociaż od tego czasu minęło już 20 lat.
Czy ty wiesz, ze dla wielu ludzi jesteś legendą telewizji? - pytał.
Tak, jestem stary - wyznał Kawalec z rozbrajającą szczerością. Wspomnienie "Randki w ciemno" się starzeje jak wino, bo pamiętam, że w czasach, kiedy prowadziłem ten program, uważano go za siermiężny, sztuczny, bardzo był wieśniacki pod tym względem, a dzisiaj go ludzie wspominają jako coś, co było niezwykle fajne. Tak się złożyło, że kilku redaktorów w Telewizji Publicznej uparło się, żeby uczestnicy mówili poprawną polszczyzną i pisali im głupie teksty. To znaczy chcieli, żeby były mądre, ale wypowiadane przez ludzi, którzy byli amatorami brzmiały bardzo sztucznie.
Były bystre i przenikliwe jak spojrzenie Misiewicza - podsumował Wojewódzki.
Później, przy okazji podania napojów przez półnagą "wodziankę" obaj śmiali się, że do studia "wparuje im Czarny Protest", bo "przedmiotowo traktuje kobiety". Faktycznie, boki zrywać.
Kawalec jednak bił szpilę także prowadzącemu, komentując ubranie Wodzianki wytknął gospodarzowi, że to on, jako autor programu wymyslił jej strój uprzedmiotawiając ją w ten sposób. Reakcja Wojewódzkiego? Pierwszy raz nie znalazł odpowiedzi!