Jan Suzin miał wielkie powodzenie u kobiet. Porzucona Irena Dziedzic zemściła się
Jan Suzin, niekwestionowana legenda Telewizji Polskiej. Jego ciepły głos i pogodny uśmiech znała cała Polska. Mało kto wiedział jednak, że tak naprawdę miał na imię Zenon, a z wykształcenia był architektem. Wspominamy legendę małego ekranu w 10 rocznicę śmierci.
23.04.2022 | aktual.: 23.04.2022 13:17
Na początku lat siedemdziesiątych, był prezenterem "Dziennika Telewizyjnego" oraz jednym z pierwszych lektorów TVP. Specjalizował się w westernach, które były jego ulubionym gatunkiem filmowym. Sprawdzał się także w konferansjerce. Zagrał w kilku produkcjach, gdzie wcielał się głównie w te same role: dziennikarza. Słynął z nienagannych manier, dobrego wychowania i znakomitej dykcji. Jego życie to jednak również romanse, zamiłowanie do lotnictwa i gra w brydża. Jakie jeszcze tajemnice skrywał ten wybitny dziennikarz?
Jan Suzin interesował się lotnictwem i znał wiele języków obcych. Jego drugą pasją była gra w brydża. Ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Należał do Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP. Razem ze swoim ojcem, stworzył projekt rekonstrukcji i odbudowy Kościoła Garnizonowego w Warszawie. Jednak w pewnym momencie poczuł, że nie jest to coś, czym chciałby się zajmować zawodowo. Wtedy trafił do telewizji.
Swoją przygodę z Telewizją Polską rozpoczął w połowie lat 50. Razem z Eugeniuszem Pachem. Był jednym z lektorów TVP, którzy wystąpili w pierwszym wyemitowanym w Polsce programie.
Największą popularność zdobył w latach 70. Wtedy prezenter zaczął prowadzić programy rozrywkowe, np. "Turnieje miast" i "Dobry wieczór, tu Łódź". W pracy miał jedną zasadę: "w telewizji i radio nie mówi się nigdy do milionów. Zawsze mówi się tylko do jednego człowieka."
Kobiety go uwielbiały
Przez wiele lat, wraz z Edytą Wojtczak, składał widzom życzenia noworoczne. Podejrzewano, że prezenterzy tworzą parę nie tylko w życiu zawodowym, ale i prywatnym. Żadne z nich nigdy jednak tych spekulacji nie potwierdziło.
Inaczej było w przypadku Ireny Dziedzic, z którą Suzin przez jakiś czas pozostawał w związku. Niewinny flirt szybko przerodził się w miłość. Zamieszkali razem i wydawało się, że niedługo się pobiorą. Zwłaszcza że Dziedzic zakończyła właśnie sprawę rozwodową. Razem kupili drogi samochód, na który Suzin wraz z kolegą podżyrowali pożyczkę.
Ale zaraz potem prezenter zakochał się w Alicji Pawlickiej – i rozstał się z Dziedzic. Porzucona kochanka postanowiła się zemścić.
- Po zerwaniu z Suzinem, Dziedzicówna zabrała mu samochód, sprzedała, a pieniądze całe wzięła sobie – czytamy w aktach IPN-u. - Posunięcie to motywowała ponoć następująco: Po pierwsze nie będzie Suzin woził byle "dziwek" samochodem, którym kiedyś jeździła Irena Dziedzic. Po drugie, w okresie płacenia rat Suzin był bez grosza, u niej mieszkał, u niej jadł za jej pieniądze, a więc wóz jest jej. Po przeprowadzeniu sprzedaży Irena nie spłaciła rat, wobec czego komornik egzekwował należność za raty u Suzina i jego kolegi.
Dawny szef TVP2 wspomina go jako bożyszcze kobiet, zaś dla aktora Krzysztofa Kowalewskiego jednym z najbardziej wyrazistych wspomnień o Suzinie pozostają jego... wyjątkowo wyuzdane dowcipy.
Niezależnie od zawirowań w życiu prywatnym, Suzin był wręcz stworzony do występowania przed kamerami.
- Był człowiekiem dystyngowanym. Miał miłą powierzchowność, piękny głos, imponował wysoką kulturą osobistą, ale zawsze pozostawiał między sobą a rozmówcą odrobinę dystansu – mówił o nim wieloletni dyrektor TVP2 Zbigniew Napierała.
- Na scenie prowadził konferansjerkę i był dystyngowany jak angielski lord. Panie wprost mdlały na jego widok – wspominał Krzysztof Kowalewski w książce "Taka zabawna historia". Ale dodawał, że poza sceną Suzin zupełnie się zmieniał: - Opowiadał najbardziej wyuzdane i perwersyjne żarty, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Kowalewski przytaczał też pewną anegdotę z ich wspólnego wyjazdu, kiedy to Suzin urządził im "poranną konferansjerkę".
- Zbyszek Jatłoszuk umieścił nas w jakimś starym hotelu pod Kozienicami i stamtąd odwiedzaliśmy gwiaździście wszystkie okoliczne miasta i miasteczka. Motel był drewniany i akustykę miał taką, że słychać było, jak się ktoś przekręcał w łóżku na drugą stronę. O odpoczynku to właściwie nie było co marzyć, bo towarzystwo co wieczór zrzucało z siebie napięcie. A jeszcze miejscowi dokładali swoje, za pomocą przenośnego radia z wielkimi głośnikami. Z pójściem spać najlepiej było odczekać, aż impreza zacznie zdychać. Wtedy jakoś dłużej im zeszło, ale zaczynało już być względnie cicho. Janek spokojnie otworzył okno na oścież. Ustawił na parapecie radio. "A teraz, k...., ja się będę bawił". Nastawił to radio na cały regulator, po czym wsiadł w samochód i pojechał do Warszawy - wspominał. - Można uznać, że była to forma wymówienia.
Nie tolerował współczesnej telewizji
Po czterdziestu jeden latach na szklanym ekranie postanowił odejść. Swój ostatni dyżur poprowadził 26 listopada 1996 roku. Przez cały czas swojej pracy był spikerem.
Współczesna telewizja drażniła prezentera. Twierdził, że jej nie rozumie i tęskni za tym, jaka była kiedyś. Współczesnym dziennikarzom wytykał brak profesjonalizmu. Irytowały go wszędobylskie i głośne reklamy. To sprawiło, że prezenter z chęcią spędzał emeryturę w domowym zaciszu. Uwielbiał majsterkować i uchodził w domu za prawdziwą złotą rączkę.
Jan Suzin długo borykał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Zmarł po ciężkiej i wyniszczającej organizm chorobie. Miał 82 lata. Prezenter został pochowany na warszawskich Starych Powązkach. W uroczystości pogrzebowej, oprócz tłumu fanów, uczestniczyły dawne koleżanki, m.in. Edyta Wojtczak, Krystyna Loska i Bogumiła Wander.