Jan Miodek i niezapomniane wykłady z polszczyzny. Jak z uniwersyteckiej katedry trafił do telewizji?
None
Jan Miodek
Przez 20 lat z niebywałym humorem i nienagannymi manierami edukował na ekranie Polaków. Choć kultowego programu profesora Miodka "Ojczyzna polszczyzna" od kilku lat nie ma już na antenie telewizyjnej Dwójki, osobliwy naukowiec ze Śląska wciąż cieszy się sympatią i popularnością. I to nie tylko wśród studentów, których naucza na Uniwersytecie Wrocławskim, ale i zwykłych obywateli.
Jak czytamy w tygodniku "Na żywo", zdarza się, że znanego profesora zaczepiają na ulicy "menele", po to, by omówić z ekspertem problem językowy. A ten najwyraźniej nie ma im tego za złe.
- Koledzy mówią, że to więcej warte niż Wiktory - odpowiada gazecie naukowiec, który ma na swoim koncie trzy takie statuetki i jednego Superwiktora.
Taka postawa nikogo jednak nie dziwi, bo profesor Miodek od zawsze charakteryzował się nie tylko elokwencją i imponującą wiedzą, ale też coraz rzadziej dziś spotykaną życzliwością i otwartością na drugiego człowieka.
KŻ/AOS
Urodzone zwierzę telewizyjne
Szeroki uśmiech, charakterystyczny głos i żywiołową gestykulację Jana Miodka kojarzą wszyscy widzowie jego audycji. Bo choć wyśmienitych naukowców mamy w kraju wielu, to nie każdy jest przy okazji tak wytrawnym mówcą, jak on.
To właśnie ten oratorski talent skromnego naukowca z Uniwersytetu Wrocławskiego prawie 30 lat temu przykuł uwagę Władysława Stecewicza, dziennikarza TVP2, który trafił na wykład o frazeologii uznanego już wówczas w naukowym środowisku filologa.
Pasja profesora Miodka i umiejętność zaciekawienia słuchaczy, tą niełatwą przecież tematyką, zrobiła na redaktorze takie wrażenie, że od razu zwrócił się do niego z interesującą propozycją.
- Powiedział, że jestem urodzonym zwierzęciem telewizyjnym, że od dawna kogoś takiego szukał, bo ma pomysł na program, a ja nadaje się idealnie - wspomina na łamach gazety profesor. Tak powstał program "Ojczyzna polszczyzna", którego popularność zaskoczyła nie tylko bohatera audycji, ale i władze telewizji.
Chciał być piłkarzem i dziennikarzem, ale geny wzięły górę
Nietuzinkowy profesor zadebiutował na ekranie 10 sierpnia 1987 roku w nocnym paśmie. Z czasem zgromadził taką widownię, że "Ojczyznę polszczyznę" szybko przesunięto na wcześniejszą porę. Sukces, wówczas jeszcze docenta, był tym większy, że produkcja nawet jak na tamte czasy, była wyjątkowo skromna. Ludzie włączali program prowadzony przez Jana Miodka głównie dlatego, że uwielbiali słuchać i oglądać, z jakim przejęciem i zaangażowaniem rozwiewa językowe dylematy widzów. Co jednak ciekawe, utytułowany naukowiec nigdy nie planował ani kariery na uniwersyteckiej katedrze, ani tym bardziej przed telewizyjnymi kamerami.
Jeszcze jako dziecko, jak większość jego kolegów z podwórka w Tarnowskich Górach, i on chciał zostać piłkarzem. Rodzice, a zwłaszcza matka polonistka, szybko jednak wybili synowi sportową karierę z głowy. Miłość do futbolu jednak pozostała, a fascynacja dziennikarstwem sportowym wyraźnie jej sprzyjała. Uwielbiał radiowe relacje w wykonaniu Jana Cieszewskiego czy Bohdana Tomaszewskiego. Jak jednak tłumaczył, "geny wygrały" i po maturze poszedł w ślady matki. Został polonistą.
Wulgaryzmy zza okna
W 1963 roku rozpoczął studia na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie dziś jest dyrektorem Instytutu Filologii Polskiej. Tam poznał kolejną po polszczyźnie i piłce nożnej miłość, Teresę. Podobnie jak on, ona też studiowała polonistykę i śpiewała w chórze, gdzie zresztą się poznali. Z wybranką z czasów studenckich tworzą szczęśliwą parę do dziś. Ich syn Marcin jest kolejnym w rodzinie humanistą. Dla odmiany jednak zajął się filologią germańską. Profesor Miodek najbardziej ceni sobie jednak polszczyznę. Dlatego od lat popularyzuje poprawność językową i tak martwią go coraz częściej używane przez rodaków wulgaryzmy.
Jak sugeruje autorka publikacji poświęconej profesorowi w "Newsweeku", Anna Szulc, walka z tymi ostatnimi może mieć związek z jego dzieciństwem.
"[...] wychowywał się w mieszkaniu na parterze kamienicy. W te niskie parterowe okna pukali, zwłaszcza w nocy, panowie z pobliskiego wyszynku. I może właśnie z powodu tego pukania profesor dziś tak bardzo przejmuje się tym, że Polacy używają pewnych słów trochę zbyt często i zupełnie niepotrzebnie" - czytamy w artykule Profesor Miodek: "Jestem belfrem i naprawdę mi z tym dobrze".
Nie wszyscy jednak przywiązują tak wielka wagę do słów, jak profesor Miodek. W 2007 roku wrocławski reżyser Grzegorz Braun oskarżył na radiowej antenie znanego językoznawcę o współpracę z "policją polityczną PRL". W odpowiedzi na te zarzuty Jan Miodek wytoczył mu proces o naruszenie dóbr osobistych, który wygrał. Kres sprawie położył wyrok Sądu Najwyższego z 2009 roku, który stwierdził, że znany naukowiec nigdy nie współpracował z SB.
Jego czas na ekranie jeszcze nie minął
Rok 2007 był jednak dla filologa szczególny nie tylko za sprawą oskarżeń o współpracę ze służbami PRL, ale i końcem programu "Ojczyzna polszczyzna". Audycja o języku została zdjęta z anteny z powodu słabej oglądalności. Pojawiały się też głosy, że stworzony 20 lat temu program nie przystaje do obecnych czasów.
- Trochę słusznie, bo staliśmy się z czasem skamieliną - czytamy w wymienionej już wcześniej publikacji "Newsweeka" wypowiedź jednego z twórców programu, który chciał zachować anonimowość.
- Profesor z rozbrajającym uśmiechem, ale i uporem próbował nam udowodnić, że jego gadająca głowa na wieczne czasy wystarczy, by przyciągać widzów, a czasy się zmieniły. Ludzie chętniej niż pogadankę o tym, dlaczego "skuwka" to wyjątek od reguły, woleli oglądać gwiazdki w tańcach na lodzie - tłumaczył.
Jednak zaledwie dwa lata później Telewizja Polska upomniała się o profesora. W 2009 roku pojawił się program "Słownik polsko@polski" emitowany w TVP Polonia. Realizowana głównie z myślą o Polakach na obczyźnie audycja ma już ponad 200 odcinków i póki co nikt nie myśli o jej zawieszeniu.
KŻ/AOS