Jan Gołębiowski: "Wystarczy jeden papieros". Tak profiluje się w Polsce przestępców
- Pamiętam, że kiedyś pomógł mi też taki detal: marka piwa, którą sprawca kupił po nieudanym napadzie na bank. To była tylko jedna informacja, ale uzupełniała pozostałe ślady - mówi w rozmowie z WP Jan Gołębiowski, psycholog kryminalny, profiler, biegły sądowy. Od 15 listopada poprowadzi nowy program w Wirtualnej Polsce - "Akta zbrodni".
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Za chwilę pierwszy odcinek "Akt zbrodni". Pokazuje pan w nim pracę nie tylko profilera, ale i innych ekspertów, którzy jak te mrówki uwijają się, by można było znaleźć przestępcę.
Jan Gołębiowski: Wykrycie sprawcy to zawsze praca zespołowa. Ja sam jestem psychologiem kryminalnym zajmującym się sporządzaniem profilu sprawcy i aby go wykonać, bazuję na efektach pracy innych specjalistów. W "Aktach zbrodni" praca profilera jest więc pretekstem do przedstawienia różnych technik i metod śledczych. Dopiero gdy połączy się pracę poszczególnych osób, co będziemy prezentować, to jest duża szansa na złapanie sprawcy.
Możemy zdradzić, co to będą za metody?
W pierwszym odcinku zaczynamy od najważniejszego, czyli od oględzin miejsca zdarzenia i pracy technika kryminalistycznego, który zabezpiecza ślady. Udajemy się też na spotkanie z medykiem sądowym, który ocenia obrażenia u ofiary. Jedną z mniej typowych metod, jaką także pokazujemy w programie, jest poligraf, popularnie nazywany "wykrywaczem kłamstw".
W "Aktach zbrodni" nie opowiadamy żadnej konkretnej historii, jak często jest to w przypadku seriali "true crime". Pokazujemy pracę osób, które biorą udział w śledztwie. Jak pracują, jakie metody wykorzystują… Nasz program, można powiedzieć, ma funkcję popularyzacyjną, może nawet edukacyjną. Wyjaśniamy, co dzieje się za kulisami śledztw.
Zgodziłby się pan, że ostatnio takie programy cieszą się ogromną popularnością wśród widzów? Praca profilerów wychodzi z cienia?
Rzeczywiście postać profilera stała się popularna, ale wciąż najczęściej pojawia się raczej w beletrystyce, w kryminałach, w serialach. Często profilerzy stają się nawet głównymi bohaterami powieści. W rzeczywistości profilowanie również cieszy się większą popularnością niż kiedyś. Jest większa ufność do naszego zawodu niż powiedzmy 15 lat temu, kiedy zaczynałem. Wtedy porównywano to z jakimiś metodami parapsychologicznymi, z jasnowidzeniem. Ale przez te lata myślenie się zmieniło. Zainteresowanie jest duże, śledczy korzystają z tego co raz chętniej. Współpracuję z policjantami, którym pomagam w rozwiązaniu już czwartej czy piątej sprawy. Dla niektórych profiler w śledztwie to niemal standard.
John Douglas, autor słynnej książki "Mindhunter" i jeden z najsłynniejszych profilerów w Stanach Zjednoczonych mówi, że w swojej pracy często musiał jakby "stawać się" mordercą. Wczuwał się w niego. Tak to wygląda też z pana perspektywy?
Trzeba pamiętać, że Douglas ma ogromne doświadczenie i pisał też dla wielu prestiżowych pism specjalistycznych. W "Mindhunterze" oczywiście zdradza wiele tajników swojej pracy, opisuje szczegóły tego zawodu, ale jest to wszystko opisane bardziej sensacyjnie. Trochę buduje mit profilera, jako kogoś, kto posiada niezwykłe, wręcz wyjątkowe umiejętności. "W głowę" sprawcy nie da się wejść w mojej pracy. Znając mechanizmy, jakimi rządzi się ludzka psychika, w pewnym sensie zakładamy co się w "głowie" sprawcy może dziać. To tak jak psychiatra domyśla się, co dzieje się w umyśle jego pacjenta.
Profiler wyobraża sobie, jak zbrodnia mogła zostać popełniona, bazując także na twardych śladach z miejsca zdarzenia. Douglas też podkreśla, że najważniejsza jest analiza miejsca zbrodni. O tym też będziemy opowiadać w pierwszym odcinku programu. Dopiero na tej podstawie zaczynamy rekonstruować przebieg przestępstwa. Lekarz po objawach pacjenta mówi, jaka to jest jednostka chorobowa. My po "objawach" znalezionych na miejscu zdarzenia mówimy, kim mógł być sprawca.
Jakie najdrobniejsze ślady mogą przydać się profilerowi i pozostałej ekipie śledczych?
Oczywiście najważniejszymi śladami są te, które potrafią bezpośrednio powiązać sprawcę z przestępstwem. Np. ślady biologiczne, zawierające DNA. Krew, ślina, innego rodzaju wydzieliny, sperma sprawcy, pot… Wszystko to silnie wiąże sprawcę z popełnionym czynem. Genetyka pozwala nam dzisiaj nawet na określeniu niektórych cech wyglądu sprawcy. Są też ślady daktyloskopijne, czyli odciski palców czy nawet ślady zapachowe, ale te ostatnie dość łatwo mogą ulec zniszczeniu.
A pamięta pan takie przypadki, gdzie dość nietypowe ślady pozwoliły panu nakreślić profil sprawcy? Papieros na przykład?
Tak, technik skupi się na zabezpieczeniu śliny z takiego papierosa, a ja zwrócę uwagę na to, jaki to gatunek papierosa, jaka marka. Można powiedzieć dzięki temu, jaka może być sytuacja finansowa sprawcy, jaki to jest typ konsumenta – grupa wiekowa, grupa zawodowa itd. Wiele zależy, czy jest to jeden niedopałek czy jest ich więcej, ile czasu mógł tam spędzić sprawca? Czy palił, żeby rozładować emocje? Czy może to jego nawyk? Jak gasi papierosa: czy gniecie go butem czy przygasza trzymając w palach? Jeden papieros znaleziony na miejscu zdarzenia może przynieść wiele informacji śledczym. Pamiętam, że kiedyś pomógł mi też taki detal: marka piwa, którą sprawca kupił po nieudanym napadzie na bank.
I co to panu o nim powiedziało?
Piwo dla mężczyzn w średnim wieku, którzy pracują fizycznie. To była tylko jedna informacja, ale uzupełniała pozostałe ślady. Jak się poruszał? Co zrobił po nieudanym napadzie? Wyszedł z małego oddziału banku, gdzie nie udał mu się napad, doszedł do sklepu spożywczego i kupił sobie piwo. To pokazało, że może się próbował rozładować, a może był to jego nawyk. Ten tzw. "fajrant po robocie".
Różne są detale w sprawach, nie każdy z nich ma znaczenie. Czasem jednak coś mówią nam o sprawcy. Trzeba je jednak przesiać i wybrać te ślady, które są najważniejsze. Robiłem też profile w sprawach o okup, czy przy groźbach z tzw. terrorem spożywczym, gdy sprawca grozi zatruciem jakiegoś produktu spożywczego. Sprawca pisze list i wybiera sobie podpis, by nie pozostać bezimiennym. Był taki przypadek, gdy ktoś podpisał się w liście "krwawiący anioł z wyrwanymi skrzydłami".
Brzmi bardzo filmowo.
Wpisałem to w wyszukiwarkę Google i okazało się, że to fragment piosenki zespołu Agressiva 69. Polski zespół, muzyka alternatywna. Trochę zawęziła się wtedy grupa wiekowa. Ten sprawca dokonał już wstępnego pokazu swoich umiejętności pirotechnicznych i groził większym pożarem, jeśli mu się nie zapłaci. Okazało się, że na tyle zidentyfikował się z tą piosenką i zespołem, że depresyjny utwór zilustrował jego stan psychiczny. To już mówiło wiele, kim może być sprawca. I podpowiadało policji, że jeśli np. trafią do podejrzanego, w którego mieszkaniu zobaczą plakat Agressiva 69 albo płyty zespołu, to będą wiedzieli: "tak, to ta osoba".
Wspominał pan o tym, że śledztwo to wspólna praca wielu ekspertów, co będzie pokazane w programie. Ale tych kilkanaście lat temu praca profilera nie była pewnie brana na poważnie?
Gdy zaczynałem w 2004-2005 roku na pewno nie było tak łatwo. Byłem młodym chłopakiem, niedługo po studiach. Z jednej strony doświadczeni wyjadacze z policji kryminalnej, a z drugiej młody chłopak po psychologii, który mówi, że jest w stanie pomóc przy śledztwie. Te metody brzmiały nieco egzotycznie. Na początku oczywiście patrzono na mnie jak na kogoś, kto naoglądał się Discovery i amerykańskich seriali kryminalnych, ale po kilku próbach i skorzystaniu z mojej pomocy, okazało się, że może się to przydać w niektórych sprawach. Nastawienia jednak już się zmieniały, bo pod koniec lat 90. przyjeżdżali do Polski agenci FBI ze szkoleniami, także o profilowaniu. To byli wychowankowie Johna Douglasa i innych sław.
Mówiłem zawsze policjantom, że ja nie wyjaśnię całej sprawy, nie odbiorę im śledztwa. Trzeba stworzyć płaszczyznę współpracy. Policjanci przecież nie boją się technika kryminalistyki, który zbiera odciski palców. Nie boją się pójść do medyka sądowego, który opowiada im, że sprawca np. był praworęczny i działał długim nożem. Tak samo nie powinni obawiać się profilera, który może pomóc.
W dzisiejszych czasach chwalę sobie współpracę z policją, prokuraturą i sądami. Śledczy są zainteresowani, niejednokrotnie korzystają z takiej pomocy. Na brak pracy żaden z profilerów w Polsce nie narzeka. Spraw jest dużo, a nas jest garstka. Jestem przekonany, że przyszłość przed profilerami stoi otworem.
_"Akta zbrodni" to nowy kryminalny format wideo Wirtualnej Polski. Gospodarzem serii, jest Jan Gołębiowski, profiler kryminalny, który na co dzień współpracuje z policją i prokuraturą. Gołębiowski w każdym z odcinków będzie przybliżał widzom Wirtualnej Polski pracę osób, które bezpośrednio angażują się na rzecz rozwiązania najgorszych zbrodni. _
Jan Gołębiowski - z wykształcenia jest psychologiem. Ukończył też studium podyplomowe dla biegłych sądowych na Uniwersytecie Śląskim, a także kurs w Stowarzyszeniu Psychologów Sądowych w Polsce dotyczący opiniowania na potrzeby procesowe. Brał udział w licznych kursach specjalistycznych w kraju i za granicą. Pracował m.in. w szpitalu psychiatrycznym oraz jako psycholog w Sekcji Psychologów Komendy Stołecznej Policji. Jego doświadczenie wielokrotnie pomogło organom ścigania w rozwiązaniu zbrodni.
"Akt Zbrodni" - w każdy czwartek o godz. 20 na stronie głównej Wirtualnej Polski