Jan Englert "brzydzi się nepotyzmem". Dlatego jego żona nie dostaje głównych ról
26.08.2020 17:58, aktual.: 26.08.2020 19:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aktorka pracuje w Teatrze Narodowym w Warszawie, zarządzanym przez jej męża. Uważa, że Jan Englert blokuje jej angaż do głównych ról w spektaklach.
Beata Ścibakówna i Jan Englert są małżeństwem od ponad 20 lat. Poznali się w Akademii Teatralnej w Warszawie, gdy aktor był wykładowcą i rektorem Wydziału Aktorskiego, a jego przyszła żona studentką. Okazało się jednak, że dzielące ich 25 lat nie stanęło im na przeszkodzie w stworzeniu trwałego związku.
Kilka lat po ukończeniu studiów aktorka zdobyła etat w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pracuje tam od dziś. Od 2013 r. jej szefem jest mąż. Jan Englert pełni funkcję dyrektora artystycznego teatru.
Beata Śbcibakówna docenia, że dzięki wysokiej pozycji męża miała szansę szybko zaistnieć w gronie intelektualistów.
- Dzięki związkowi z Janem spotykałam ludzi, którzy byli ode mnie dużo starsi, mądrzejsi, lepiej wykształceni. Poznałam elitę naszego kraju lat 90. To na pewno onieśmielało. Być może dlatego odbierano mnie jako osobę nieco wycofaną, stojącą na drugim planie - powiedziała w wywiadzie dla "Gali".
Rola szarej myszki z czasem zaczęła jej przeszkadzać. Aktorka starała się o mocne role w teatrze, ale na przeszkodzie stanął jej mąż.
- Walczyłam o dobre role, które ewidentne były dla mnie i które mogłam zagrać. Niestety, dyrektor Jan Englert brzydzi się nepotyzmem. Mało tego, kiedyś prof. Jerzy Jarocki obsadził mnie w jednej z głównych ról w swoim spektaklu, mój mąż stwierdził, że do tej roli lepiej pasuje inna aktorka - wyznała.
Ścibakówna musi zadowolić się rolami na dalszym planie. Nawet w licznych serialach, w których gra, nigdy nie wcieliła się w główną bohaterkę. Zapewnia, że wie, gdzie jest jej miejsce i narzeka, że tak wielu młodych ludzi ośmiela się nazywać siebie artystami.
- Przede wszystkim nie uważam się za artystkę. Jestem aktorką, a aktorstwo to jest zawód, rzemiosło. (...) Śmieszą mnie osoby, które na Instagramie określają siebie mianem "artysta". Artystą był Leonardo da Vinci. Artyści to ludzie, którzy tworzą dzieła niepowtarzalne, wyjątkowe i zawsze rozpoznawalne. Aktorzy mówią cudze teksty, które tylko "nakładają" na siebie. Naprawdę trzeba znać swoje miejsce w szeregu... - podsumowała.