Jan Ciszewski miał swoje grzechy i problemy. Używki, milicja, SB i szantaż
Jan Ciszewski przez lata towarzyszył sukcesom polskich sportowców jako komentator. Zawód dziennikarza nie był do końca jego wymarzonym. Pragnął zostać żużlowcem. W czasie kariery w TVP zaliczył parę wpadek, grzechów, nawet go szantażowano.
65 lat temu Jan Cieszewski zadebiutował na antenie TVP jako komentator sportowy. Pierwotnie nie miał planu zostania dziennikarzem. Jako dziecko marzył o byciu żużlowcem. Jednak poważna kontuzja, jaką odniósł wieku 10 lat, zmusiła go do weryfikacji życiowych planów. Lekarze nawet obawiali się, że będzie musiał się poruszać na wózku inwalidzkim, groziła mu nawet amputacja nogi. Ostatecznie uratowały Ciszewskiego seria operacji i żmudna rehabilitacja.
W szkole nie uchodził za dobrego ucznia, w świat mediów wszedł bez zdanej matury. Jednak od początku widziano w nim spore umiejętności, głównie przy mikrofonie. Tak z radia przeszedł do telewizji, gdzie przez lata relacjonował najważniejsze wydarzenia w polskim sporcie.
"Dla kibiców Janek był gwarantem sukcesu. Panowało powszechne przekonanie, że gdy ja zapowiem mecz piłkarzy, a Janek skomentuje ich rywalizację, to sukces mamy zapewniony" - wspominała Krystyna Loska, która z Janem Ciszewskim pracowała jeszcze w katowickim radiu i regionalnym oddziale TVP.
ZOBACZ TEŻ: Viggo Mortensen: "Strefy wolne od LGBT? To absurdalne, niebezpieczne i tragiczne"
Ciszewski był bardzo blisko piłkarskiej reprezentacji Polski. Szczególnie w latach 70., kiedy odnosiła największe sukcesy. Z każdym z zawodników zbudował dobre relacje, ale to oni musieli bardziej zabiegać o jego przychylność. Włodzimierz Smolarek specjalnie wręczył mu markowy koniak ze sklepu wolnocłowego.
Nie można było też mu podpaść. Grzegorz Lato miał przez to problemy. Ciszewski był na niego tak obrażony, że ani razu nie wymawiał jego nazwiska w trakcie komentarza, nawet po strzeleniu przez Latę bramki.
Komentator swego czasu mocno wciągnął się w hazard. Często stawiał duże pieniądze, nawet nie swoje, w grach karcianych i na wyścigach konnych. Zdarzały się trudności w oddawaniu pożyczanych pieniędzy. Pojawiały się głosy o uzależnieniu.
- Grał, bo lubił. Doskonale nad tym panował. Nigdy nie zdarzyło się, żeby z tego tytułu wynikały jakieś problemy - broniła go po śmierci córka Joanna w jednym z wywiadów.
Donoszono też o jego problemach z alkoholem, które miały spory wpływ na jego zdrowie. Córka jednak zaprzeczyła, że był pijakiem lub alkoholikiem. - Nikt nigdy nie widział go pijanego. Lubił różne alkohole - od likierów przez whisky, aż do cavy. Był koneserem - stwierdziła. Ciszewski palił dużo papierosów. Przestał, gdy związał się z Krystyną, swoją trzecią żoną. Przy niej starał się prowadzić zdrowy tryb życia.
W latach 60. i 70. Ciszewski miał współpracować z Milicją Obywatelską i Służbami Bezpieczeństwa i donosić na sportowców pod pseudonimem "Sprawozdawca". Jak można przeczytać w książce dra Grzegorza Majchrzaka "Tajna historia futbolu. Służby, afery i skandale", zmuszono go do tego szantażem, ponieważ został przyłapany na grze w pokera na pieniądze. To w PRL-u było zakazane. Jednak jego teczka w Instytucie Pamięci Narodowej nie zawiera podpisanego przez niego zobowiązania do współpracy. Z notatek wynika też, że był wobec służb nieszczery, a co za tym idzie, mało przydatny dla nich.
Jan Ciszewski zmarł 12 listopada 1982 r. w Warszawie w wieku 52 lat. Zmagał się z cukrzycą, marskością wątroby, walczył z chorobą nowotworową.