Jak zaczynał polski komiks

Jak zaczynał polski komiks
Źródło zdjęć: © komiks.wp.pl

Tomek Pstrągowski: Mówiąc o pierwszych polskich komiksach, od razu natrafiamy na problem definicji. Według jednej komiksy to opowiadanie obrazem, według drugiej najważniejsza jest jedność ikonolingwistyczna...


Adam Rusek:Gdybyśmy mieli się kierować pierwszą z tych definicji, okazałoby się, że komiksy zaczęły się ukazywać w Polsce o wiele później, niż rzeczywiście miało to miejsce. Prawdziwe komiksy, o których można by było powiedzieć dziś, że to opowieści obrazem, pojawiły się w Polsce dopiero w latach 30. Ja postanowiłem potraktować temat szeroko, dlatego w tytułach swoich książek używam sformułowania "serie obrazkowe" a nie komiks. To są różnego typu opowiadania obrazkowe. W tym komiksy.

TP: W takim razie kiedy na dobre zaczynają się w Polsce ukazywać serie obrazkowe?

AR:W 1919 roku. Od tego roku pojawiają się w prasie serie obrazkowe. Opowiadania rysunkowe z wierszowanymi podpisami pod ilustracją. Czy to nazwiemy komiksem czy serią obrazkową nie ma w gruncie rzeczy większego znaczenia.

TP: Historycy podają serię "Yellow Kid", jako pierwszy amerykański komiks. W Polsce też można podać konkretny tytuł?

AR:Zdecydowanie będzie to seria "Ogniem i Mieczem czyli Przygody szalonego Grzesia" Kamila Mackiewicza (rysunki) i Stanisława Wasylewskiego (scenariusz) publikowana od lutego 1919 roku w tygodniku satyrycznym "Szczutek". To była historia patriotyczna. Trzeba pamiętać jaka była ówczesna sytuacja Polski - istniała, ale nie miała jeszcze ustalonych granic. Bohaterem "Przygód szalonego Grzesia" był chłopak, który zaciąga się do wojska i walczy na różnych frontach z wrogami ojczyzny. A to z prusakami, a to z bolszewikami, a to z Ukraińcami, a to z wewnętrznymi wrogami - paskarzami o semickich rysach.

Obraz

TP: Szerszą tendencją było wykorzystywanie serii obrazkowych w celach propagandowych?

AR:Niekoniecznie. "Przygody szalonego Grzesia" akurat były propagandowe, ale ważna była także ich rola rozrywkowa. Seria miała bawić ludzi, przybliżając im jednocześnie, co się działo w danej chwili w Polsce. To był niesłychanie aktualny komiks. Natomiast inne komiksy, które się ukazywały nie zawsze miały wymowę propagandową. Przeważały serie satyryczne. Jedna opowiadała o mieszczaninie Don Juanie, bohaterem innej był nieogarnięty urzędnik państwowy, a jeszcze innej policjant (tu można mówić o propagandzie własnego zawodu).

TP: Które były najpopularniejsze?

AR:Bardzo ciężko opowiedzieć na pytanie o popularność, ponieważ brak źródeł na ten temat. Mogę odpowiedzieć, jakich serii ukazywało się najwięcej. Najwięcej było zwykłych, prostych opowiastek do śmiechu.

TP: "Yellow Kid" uważany jest za pierwszą serię komiksową także ze względu na swoją popularność. William Randolph Hearst, słynny biznesmen i wydawca, odkrył, że seria obrazkowa zwiększa sprzedaż jego gazety. W Polsce można było zaobserwować podobną zależność?

AR:Prawdopodobnie tak, ale raz jeszcze muszę powtórzyć, że niewiele o tym wiemy. O recepcji praktycznie się nie pisało, dziennikarze o tym nie wspominali. Wydaje się jednak, że takie zjawisko występowało, powstała nawet seria obrazkowa stworzona tylko po to, by przyciągnąć czytelników - mowa o "Przygodach bezrobotnego Froncka" ukazujących się od 1932 roku. Ukazywała się ona w gazecie "Siedem groszy", która miała być gazetą z założenia bulwarową i której głównym magnesem miała być ta właśnie historyjka. I widocznie cieszyła się popularnością, gdyż szła 8 lat bez przerwy.

Obraz

TP: W tych czasach komiksy były poważane?

AR:Autorzy twierdzą, że tłumy ludzi to kupowały i się z tego śmiały. Ale ciężko powiedzieć, by były poważane. To były proste serie skierowane do prostego czytelnika. Pisane z myślą o masach. Publikowane w sensacyjnych gazetach rewolwerowych.
Ówczesnymi komiksami nie interesowały się wybitne osobistości epoki. Nie byli zainteresowani ich tworzeniem, ani czytaniem. Komiksy nie były też nigdy przedmiotem dyskusji na salonach. W ogóle czytanie serii obrazkowych było uznawane za czynność wstydliwą. Moja dawna kierowniczka wspominała niegdyś, że pisemka komiksowe czytać mogła tylko w kuchni, rodzice zakazywali jej wchodzić z nimi do salonu.

TP: Zdarzały się wśród nich prawdziwe, wyróżniające się arcydzieła? Serie na miarę "Little Nemo in Slumberland"?

AR:Absolutnie nie. Przede wszystkim dlatego, że w Polsce za serie obrazkowe nie brali się wybitni graficy, co najwyżej graficy porządni. Oni, tworząc komiks, po prostu chałturzyli. Zajmowali się jednocześnie wieloma innymi projektami, a na publikowaniu w gazetach tylko dorabiali.

TP: A gdyby wymienić najbardziej wyróżniające się nazwiska?

AR:Najlepszym i najbardziej rozpoznawalnym artystą był zdecydowanie Marian Walentynowicz, współautor "Koziołka Matołka" i dziesiątek innych komiksów, o których mało kto dzisiaj pamięta. Świetnym grafikiem był także Karol Mackiewicz - on jednak nie robił dużo, jego karierę przerwało samobójstwo popełnione w 1930 roku. Porządnym grafikiem był Stanisław Dobrzyński. Jednak tu już dochodzimy do nazwisk, które broń Boże się nie wyróżniały. Nawet Walentynowicz nie był uważany za żadnego mistrza.
Jeżeli natomiast mowa o scenarzystach to trudno odpowiedzieć, gdyż wielu z nich zaginęło w mrokach historii. Autorzy tekstów rzadko byli podpisywani pod seriami. Wielu grafików nie korzystało też z pomocy, sami wymyślali podpisy. Jeżeli za scenarzystę możemy uznać Kornela Makuszyńskiego, to jego należałoby wyróżnić.

Obraz

TP: Wrażliwym tematem pojawiającym się wokół pierwszych serii obrazkowych, jest ich antysemityzm. Czy przekonanie o tym, że dawne polskie komiksy były antysemickie jest słuszne?

AR:Jedne były, inne nie były. Zdarzały się serie, które źle mówiły o Żydach. Ale to dlatego, że ludność żydowska była wtedy bardzo dużą i ważną grupą etniczną. Mniej więcej 8-9 procent społeczeństwa polskiego to byli Żydzi. Pomiędzy grupami etnicznymi toczyła się gra ekonomiczna. Żydzi byli niesłychanie prężni, nie chcieli się też asymilować. Polacy mieli wrażenie, jakby pomiędzy nimi a Żydami istniała obcość.
Dlatego w gazetach narodowej demokracji, które były antysemickie, pojawiały się serie, które można uznać za antysemickie. Jeżeli już się mówiło o Żydach, to mówiło się o nich źle. Ale powszechnej tendencji nie było.
Warto natomiast pamiętać, że istniały także gazety wydawane w języku polskim przez żydowski kapitał i można było poznać, że publikowane w nich komiksy to opowiastki o Żydach.

TP: W komiksie Amerykańskim Żydzi odgrywali bardzo ważną rolę. Szczególnie Max Gaines, wpływowy wydawca, i twórcy Supermana - Jerry Siegel i Joe Shuster. Czy w Polsce też twórcy żydowscy odgrywali podobną rolę?

AR:Nie. Jedyny przykład, jaki przychodzi mi do głowy to dziennikarz "Ekspressu Ilustrowanego" Adam Ochocki. Był on autorem podpisów do wielu serii rysowanych przez innych artystów.

TP: Jednak Kościół Katolicki zniechęcał do czytania komiksów ukazujących się w żydowskiej prasie.

AR:Kościół Katolicki miał określone stanowisko w sprawie prasy żydowskiej. Uważano ją za szkodliwą, pornograficzną. Tak jak nie należało kupować u Żyda, w sklepach żydowskich, tak samo nie należało czytać ich prasy. Natomiast warto podkreślić, że Kościół Katolicki jednoznacznie wypowiadał się przeciwko fizycznemu prześladowaniu Żydów. Kardynał Hlond wypowiedział się w tym temacie ex cathedra.

TP: Prasa katolicka też wykorzystywała historyjki obrazkowe?

AR:Naturalnie. Szwedzka seria "Adamson" ukazywała się przez lata w tygodniku katolickim w Poznaniu. Były też serie rysowane przez Polaków, które szły w "Małym Dzienniku", katolickim pisemku wydawanym w Niepokalanowie. Nie było tego dużo, ale były.

TP: Cały czas mówimy o komiksie prasowym. Tymczasem sposób dystrybucji jest dla komiksów bardzo ważny. Czy wychodziły w Polsce broszury, albumy, zeszyty komiksowe?

AR:Tak. Jednak ten rynek nie był duży. Zazwyczaj były to zresztą historyjki gazetowe zbierane w broszurze. W "Expressie Ilustrowanym" ukazywała się seria Pat i Patachon, więc "Express Ilustrowany" wydawał także broszury z tym komiksem. Wyszło około dziesięciu. Podobnie rzecz miała się z "Przygodami bezrobotnego Froncka". Koncern Polonia wydał chyba trzy zeszyty z tym komiksem.

Obraz

TP: Co więc można by określić pierwszym polskim albumem komiksowym?

AR:Album "120 przygód Koziołka Matołka" Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza, wydany w 1932 roku.

TP: W książce "Tarzan, Matołek i inni. Cykliczne historyjki obrazkowe w Polsce w latach 1919-1939" przypomina pan, że w 1939 roku pojawił się w Polsce Superman. To dosyć zaskakująca informacja.

AR:Komiks o Supermanie pojawił się w warszawskim dzienniku "Kurier Codzienny 5 Groszy" 14 lipca 1939 roku. Nie wiem, jak został przyjęty przez polskiego czytelnika, ale komiks amerykański był wtedy w Polsce obecny. W kolorowych tygodnikach komiksowych pojawiało się wiele amerykańskich serii - wprawdzie nie był to Superman, ale inne serie zaliczane dzisiaj do Złotej Ery amerykańskiego komiksu.
Niektóre z nich przechodziły zresztą zabawne zmiany. Na przykład szpinak Popeye'owi zamieniono na kluski. Najprawdopodobniej szpinak w puszkach nie był wtedy w Polsce bardzo popularny.

TP: Kiedy wybucha II wojna światowa polska prasa zupełnie znika. Pojawia się za to prasa wydawana przez okupanta. I w niej także pojawiają się komiksy. Jaka była ich tematyka?

AR:Neutralna. Gdyby się nie wiedziało, że trwa wojna, trudno byłoby to poznać czytając komiksy. Niemcy unikali w nich nachalnej propagandy.

TP: Za to polskie siły zbrojne na zachodzie wykorzystywały komiks dość chętnie.

AR:Tak. W gazetach żołnierskich zamieszczane były komiksy. Polacy zorganizowali nawet specjalną misję, która pojechała do Stanów Zjednoczonych, by zbierać pieniądze na organizowanie armii i zachęcać do wstępowania do niej. Ta misja poniosła zresztą sromotną klęskę, w ogóle się nie udała. Wydawała jednak gazetę - drukowaną na terytorium Kanady, gdyż na terytorium Stanów Zjednoczonych nie można było uprawiać propagandy - w której pojawiały się "Przygody Walentego Pompki" autorstwa Ryszarda Kiersnowskiego i Mariana Walentynowicza. Jej bohater opowiadał o kampanii wrześniowej i o tym, co się później z nim działo.
Bardzo zabawny komiks. Cieszył się zresztą sporą popularnością wśród Polonii, przedrukowywano go w lokalnych gazetach, powstała nawet wersja radiowa. Zdecydowanie najlepszy komiks spod ręki Mariana Walentynowicza.

Obraz

TP: A prasa podziemna sięgała po komiks?

AR:W swoich badaniach nigdy nie natrafiłem na takie komiksy. Wydaje mi się, że spowodowane to było ograniczonymi funduszami. Poziom graficzny prasy podziemnej był dosyć nędzny, powiedzmy to sobie szczerze.

TP: Załamanie popularności komiksu przychodzi po wojnie...

AR:Z początku było jeszcze bardzo dobrze. Tuż po wojnie pojawia się w prasie odrodzonej cała masa komiksów. Tak jak przed 1939 rokiem część z nich służyła propagandzie, a część nie.
Załamanie przyszło dopiero w roku 1948-49, gdy w Polsce zaczął się stalinizm, partia okrzepła i zaczęła wprowadzać system komunistyczny.

TP: Dlaczego dla komunistów ważne było zwalczanie komiksów?

AR:To nie było bardzo ważne. To była po prostu jedna z tych rzeczy, które się zdarzyły. Akurat wtedy w Ameryce walczono z komiksem, rozkręcono kampanię antykomiksową. Wieści o niej docierały do Polski i były wykorzystywane przez komunistów. Paradoksalnie w Ameryce zwalczano komiksy oskarżając wydawców o sympatie komunistyczne, w Polsce zaś zwalczano komiksy w ramach działań antyamerykańskich.

TP: To wtedy termin "komiks" nabrał negatywnego znaczenia?

AR:Wcześniej słowa "komiks" w języku polskim w ogóle nie było. Były "filmy obrazkowe", "filmy rysunkowe". Pojawił się on po wojnie i wykorzystywany był wyłącznie do opisywania komiksów amerykańskich. Rodzime serie wciąż nazywane były filmami. Więc od samego początku wykorzystywany był w negatywnym kontekście.
Polskie produkcje zaczęły być nazywane komiksami dopiero w latach 70., a i wtedy raczej unikano tego terminu w prasie. Dopiero w latach 80. wszedł on do języka.

TP: Jakie zarzuty stawiano komiksom amerykańskim?

AR:Poza tym, że były faszystowskie (oskarżano o to zwłaszcza Supermana) chętnie cytowano prasę amerykańską. Amerykanie doszukiwali się wtedy w komiksach wielu dziwnych rzeczy. Przemocy, podtekstów seksualnych, ukrytych przekazów homoseksualnych. Polacy czerpali z tych oskarżeń i wykorzystywali je na własne potrzeby. Chętnie cytowano nawet doktora Fredrica Werthama (na zdjęciu), autora słynnej książki "Seduction of the Innocent".

Obraz

TP: W wyniku tej nagonki w Stanach Zjednoczonych wprowadzono Kodeks Komiksowy ograniczający artystów komiksowych. Jego epokę zakończył Robert Crumb - zbuntowany artysta undergroundowy otwarcie łamiący postanowienia Kodeksu. Doczekaliśmy się w Polsce takich buntowniczych wystąpień?

AR:Można powiedzieć, że tak. Proszę spojrzeć na to, co robił Andrzej Mleczko, albo, ogólniej, co działo się w "Szpilkach". Nietrudno tu zresztą dostrzec wpływy undergroundu amerykańskiego, o którym pan mówi. Ewidentnie artyści ci dostawali komiksy zza oceanu i ewidentnie się na nich wzorowali. Naczelnym "Szpilek" był przecież Krzysztof Teodor Toeplitz, wielki fan komiksu, autor "Sztuki komiksu".

TP: Jakie były największe trudności, na jakie natrafił pan w trakcie swoich badań?


AR:Olbrzymia kwerenda. Jeżeli chce się pisać o komiksie międzywojennym, trzeba przejrzeć masę gazet. Wychodziły wtedy setki tytułów. Nie sposób przeczytać wszystkiego. Trzeba podjąć decyzje, co robimy, a czego nie robimy. I dlaczego tego nie robimy.

TP: Czerpie pan przyjemność z czytania tych komiksów?

AR:Robię to zawodowo. Niektóre z nich są oczywiście zabawne, ale nie jest to moja pasja czytelnicza. Broń Boże.

Adam Rusek (url. 1953) znawca historii polskiego komiksu, pracownik Biblioteki Narodowej. Autor książek "Tarzan, Matołek i inni. Cykliczne historyjki obrazkowe w Polsce w latach 1919-1939", "Od rozrywki do ideowego zaangażowania. Komiksowa rzeczywistość w Polsce w latach 1939 - 1955", "Leksykon polskich bohaterów i serii komiksowych". Redaktor serii "Dawny komiks polski".

Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Orły 2025. Aż 11 statuetek dla jednego filmu
Orły 2025. Aż 11 statuetek dla jednego filmu
"Kulej. Dwie strony medalu" wybrany najlepszym filmem według użytkowników Wirtualnej Polski [RECENZJA]
"Kulej. Dwie strony medalu" wybrany najlepszym filmem według użytkowników Wirtualnej Polski [RECENZJA]
Powrócił po zwolnieniu z TVP. Nie traci nadziei
Powrócił po zwolnieniu z TVP. Nie traci nadziei
"Dzień Dobry TVN": Marcin Prokop w pojedynkę przywitał się z widzami. "Jedna osoba temu nie podoła"
"Dzień Dobry TVN": Marcin Prokop w pojedynkę przywitał się z widzami. "Jedna osoba temu nie podoła"
Będzie konkurencja dla TVP i TVN. Polsat szykuje śniadaniówkę
Będzie konkurencja dla TVP i TVN. Polsat szykuje śniadaniówkę
TV Republika znowu lepsza niż TVN24. "Powoli zaczynamy się przyzwyczajać"
TV Republika znowu lepsza niż TVN24. "Powoli zaczynamy się przyzwyczajać"
Katarzyna Kwiatkowska ma dużą tolerancję dla żartów. Ale jednej kategorii humoru nie znosi
Katarzyna Kwiatkowska ma dużą tolerancję dla żartów. Ale jednej kategorii humoru nie znosi
Niespodziewane zmiany w "Dzień Dobry TVN". Widzowie mogą być zaskoczeni
Niespodziewane zmiany w "Dzień Dobry TVN". Widzowie mogą być zaskoczeni
Anna z "Rolnik szuka żony" wróciła z synem do domu. Czekało ich piękne powitanie
Anna z "Rolnik szuka żony" wróciła z synem do domu. Czekało ich piękne powitanie
Koniec będzie szybszy, niż sądzili. Fani "M jak miłość" są wściekli
Koniec będzie szybszy, niż sądzili. Fani "M jak miłość" są wściekli
Michał Żebrowski o Jacku Kurskim w programie "Bez retuszu": "gangster medialny"
Michał Żebrowski o Jacku Kurskim w programie "Bez retuszu": "gangster medialny"
Absurdalna odpowiedź w "Jeden z dziesięciu". Internet ją zapamięta
Absurdalna odpowiedź w "Jeden z dziesięciu". Internet ją zapamięta