Jak przeżyć depresję poporodową - praktyczny poradnik
,,Baby Blues" doskonale punktuje naiwne wyobrażenia początkujących rodziców. Rick Kirkman i Jerry Scott nie owijają w bawełnę. W formie krótkiego, codziennego komiksu przedstawia przygody rodziców i pierwszych miesięcy ich pierwszego dziecka.
28.01.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wychowywanie dziecka to mordęga. Długi i żmudny proces pełen trudności, nieprzespanych nocy i zarzyganych ubrań. Mało w nim radości i szczęścia. Niewiele niewinnych chwil, kiedy można się z dzieckiem pobawić. Rysownikom w dowcipny sposób udało się przedstawić największe bolączki rodzicielstwa. W ,,Baby Blues" znajdują się wszystkie najważniejsze wątki towarzyszące wychowaniu niemowlaka. Są zazdrośni teściowie, którzy najchętniej adoptowaliby wnuka, nieodpowiedzialne opiekunki i wszystkie gadżety, mające pomóc rodzicom, a tak naprawdę wszystko komplikujące. Jest też bolesne rozczarowanie pojawiające się, gdy do rodziców dociera jak wiele dawnych przyjemności nigdy już nie będzie możliwe.
Miniatury Kirkmana i Scotta świetnie wychwytują najśmieszniejsza i najstraszniejsze momenty wychowywania malucha. Jednak z komiksowym rzemiosłem autorzy radzą sobie nieco gorzej. Rażą zbyt łopatologicznie podane morały. Jakby autorzy nie bardzo wierzyli w inteligencję czytelnika i siłę medium. Po kilku kadrach następuje więc trzeci, w którym wyłuszczają, o co tak naprawdę chodziło. Sporo dowcipów jest też nieco zbyt hermetycznych. Historia Wandy i Darryla zbyt mocno osadzona jest w rzeczywistości Ameryki początku lat dziewięćdziesiątych, by czytana dzisiaj zdumiewała swoim uniwersalizmem. Zdarzają się też dowcipy zbyt oczywiste, żywcem zerżnięte skąd indziej (choćby z filmów akcji i scen z porównywaniem blizn).
Nie znaczy to jednak, że ,,Baby Blues" to komiks zły czy nieśmieszny. Po prostu brak mu nieco lekkości. Nie jest to poziom ,,Fistaszków", ,,Garfielda" czy ,,Calvina i Hobbesa" - najwybitniejszych stripów naszych czasów. To raczej gazetowy przeciętniak, który śmieszy w małych dawkach, ale czytany w zbiorczym tomie potrafi czytelnika zmęczyć i zniechęcić.