Jak gwiazdy seriali spędzają Boże Narodzenie?
Gwiazdy seriali "M jak miłość", "Wszystko przed nami" oraz "Barwy szczęścia" zdradzają swoje przepisy na udane święta. Czy wolą wypoczynek na egzotycznych plażach z dala od zgiełku przygotowań? A może nie wyobrażają sobie grudniowych obchodów bez spotkania w gronie rodziny i znajomych? Sprawdźcie sami!
Co robią w święta?
Co robią w święta?
Dominika Kluźniak
Bardzo lubię Boże Narodzenie, bo niesie ze sobą mnóstwo ciepła i pozytywnych emocji. Nie przeżywam tego święta duchowo, bo nie jestem aż tak religijną osobą. Zazdroszczę moim przyjaciółkom - Agacie i Joasi - które są mocno wierzące. Brakuje mi tego, też bym tak chciała, ale nie zmuszę się. To trzeba czuć. Opowiadam córce, dlaczego świętujemy, myślę o tym, ale na pasterkę nie chodzimy. Te święta są dla mnie ważne, bo mogę się zatrzymać, przestać pędzić. Mam czas, żeby pogadać, zrobić z domu małą cukiernię i upiec z córką pięćset pierniczków korzennych. Większość zjadamy, ale część trafia na choinkę w charakterze ozdób. Piekę też różne ciasta, bo bardzo to lubię. Mama przyrządza na różne sposoby rybę i robi makiełki, czyli zmielony mak z miodem, bakaliami i makaronem. Na stole nie stoi dwanaście potraw, nie przywiązujemy do tego wagi. Jest skromnie, bez obżarstwa. Wspólne przygotowania świąteczne są wspaniałe! Mogę stać pół dnia w kuchni ubrana w dres, gotować i równocześnie prowadzić rozmowy z rodziną. W
domu jest ciepło, pachnie jedzeniem, nigdzie nie muszę pędzić, niczego załatwiać. Ostatnio mam obsesję, co jeszcze powinnam zrobić, gdzie jechać. Podczas świąt przestaję patrzeć na zegarek. Przypominam sobie, że można tak żyć. Na chwilę przestaję być aktorką. Jeśli podczas Bożego Narodzenia dostaję esemesa, wiem że to życzenia. Cudownym zwyczajem w Teatrze Narodowym, w którym pracuję, jest przerwa świąteczna. Od Bożego Narodzenia do Nowego Roku teatr jest zamknięty, nie ma spektakli w Sylwestra. Robimy różnie. Czasami rodzina przyjeżdża do mnie do Warszawy, innym razem ja jadę do Wrocławia. W tym roku dopiero w ostatniej chwili okaże się, gdzie spędzimy święta. Miejsce nie ma oczywiście znaczenia, ważne że będziemy razem. Niestety, w niepełnym składzie. Po raz pierwszy spędzimy Wigilię bez mojego brata, który jedzie do Londynu do rodziny swojej żony. Cieszę się, ale z drugiej strony jest mi przykro, że się nie zobaczymy. Jest nas bardzo mało, wystarczy że zabraknie jednej osoby i robi się pusto. Będzie mi
brakowało moich trzech bratanic, które gdy dobiorą się z moją Julką, robią świąteczne zamieszanie.
Dominika Kluźniak
Bardzo lubię Boże Narodzenie, bo niesie ze sobą mnóstwo ciepła i pozytywnych emocji. Nie przeżywam tego święta duchowo, bo nie jestem aż tak religijną osobą. Zazdroszczę moim przyjaciółkom - Agacie i Joasi - które są mocno wierzące. Brakuje mi tego, też bym tak chciała, ale nie zmuszę się. To trzeba czuć. Opowiadam córce, dlaczego świętujemy, myślę o tym, ale na pasterkę nie chodzimy. Te święta są dla mnie ważne, bo mogę się zatrzymać, przestać pędzić. Mam czas, żeby pogadać, zrobić z domu małą cukiernię i upiec z córką pięćset pierniczków korzennych. Większość zjadamy, ale część trafia na choinkę w charakterze ozdób. Piekę też różne ciasta, bo bardzo to lubię. Mama przyrządza na różne sposoby rybę i robi makiełki, czyli zmielony mak z miodem, bakaliami i makaronem. Na stole nie stoi dwanaście potraw, nie przywiązujemy do tego wagi. Jest skromnie, bez obżarstwa. Wspólne przygotowania świąteczne są wspaniałe! Mogę stać pół dnia w kuchni ubrana w dres, gotować i równocześnie prowadzić rozmowy z rodziną. W
domu jest ciepło, pachnie jedzeniem, nigdzie nie muszę pędzić, niczego załatwiać. Ostatnio mam obsesję, co jeszcze powinnam zrobić, gdzie jechać. Podczas świąt przestaję patrzeć na zegarek. Przypominam sobie, że można tak żyć. Na chwilę przestaję być aktorką. Jeśli podczas Bożego Narodzenia dostaję esemesa, wiem że to życzenia. Cudownym zwyczajem w Teatrze Narodowym, w którym pracuję, jest przerwa świąteczna. Od Bożego Narodzenia do Nowego Roku teatr jest zamknięty, nie ma spektakli w Sylwestra. Robimy różnie. Czasami rodzina przyjeżdża do mnie do Warszawy, innym razem ja jadę do Wrocławia. W tym roku dopiero w ostatniej chwili okaże się, gdzie spędzimy święta. Miejsce nie ma oczywiście znaczenia, ważne że będziemy razem. Niestety, w niepełnym składzie. Po raz pierwszy spędzimy Wigilię bez mojego brata, który jedzie do Londynu do rodziny swojej żony. Cieszę się, ale z drugiej strony jest mi przykro, że się nie zobaczymy. Jest nas bardzo mało, wystarczy że zabraknie jednej osoby i robi się pusto. Będzie mi
brakowało moich trzech bratanic, które gdy dobiorą się z moją Julką, robią świąteczne zamieszanie.
Kacper Kuszewski
Nie umiem dziś policzyć, ile razy obchodziłem Boże Narodzenie na planie „M jak miłość”. Na pewno nie mieliśmy tego w scenariuszu co roku, sądzę jednak, że odegraliśmy już co najmniej cztery wieczerze wigilijne. Poza tym raz nagrywaliśmy z kolegami z serialu bożonarodzeniową piosenkę, co odbywało się w podobnej scenografii, przy świątecznym stole, można więc powiedzieć, że to była dodatkowa Wigilia u Mostowiaków. Nagrywanie tych scen bardzo różni się od codziennej pracy. Zazwyczaj jest to okazja, żeby serialowa rodzina zebrała się w większym gronie, a może nawet w całości, podczas gdy normalny tryb realizacji „M jak miłość” sprawia, że bardzo rzadko widujemy się w komplecie. W zasadzie pozwalają na to tylko serialowe święta i śluby. A to bardzo miłe, gdy można się spotkać ze wszystkimi koleżankami i kolegami. Poza tym myślę, że w duszy każdego człowieka, który siada przy stole nakrytym białym obrusem, z choinką w tle, opłatkiem, gdzieś głęboko zaczyna grać odświętna nuta. Tak jesteśmy zaprogramowani. Zawsze
przy takich nagraniach naturalnie tworzyła się szczególna, bardzo miła atmosfera, która udzielała się wszystkim - aktorom i całej ekipie. Pojawiała się magia, chociaż przecież odbywało się to zawsze na długo przed Bożym Narodzeniem, a tuż po nagraniu scenografia była składana i zabieraliśmy się do kręcenia kolejnych ujęć. Oczywiście razem z ekipą serialu organizujemy sobie też prawdziwe spotkania świąteczne. Od tylu lat spędzamy ze sobą na co dzień tak wiele czasu, że jest zupełnie naturalne, iż chcemy podzielić się opłatkiem. Prywatnie Boże Narodzenie to dla mnie moment z rodziną, gdy razem szykujemy się do Wigilii, ubieramy choinkę z miłym przeczuciem, że zaraz zacznie się magiczna kolacja. W naszym domu kiedyś wiązało się to także ze wspólnym muzykowaniem - moja siostra i ja chodziliśmy do szkoły muzycznej. W Wigilię razem graliśmy na różnych instrumentach i śpiewaliśmy. Dziś muzyka, zwłaszcza poważna, wprowadza mnie w szczególny nastrój już przed świętami. Bardzo często słucham Programu Drugiego
Polskiego Radia, gdzie lecą bożonarodzeniowe utwory z różnych epok. Słuchanie ich nie tylko daje mi przyjemność, ale też porusza odpowiednią strunę potrzebną do głębszego przeżywania wszystkiego, co wiąże się ze świętami. Nie znoszę za to sztucznego blasku i zgiełku, który towarzyszy Bożemu Narodzeniu. Nie podoba mi się, że ktoś z czegoś, co jest ważne, robi chwyt marketingowy. Staram się w tym okresie unikać centrów handlowych. Przyznaję - nie ułatwia mi to kupowania prezentów, zwłaszcza że zawsze miałem z tym kłopot. Nie bardzo umiem się do tego zabrać. Od kilku lat obdarowujemy się tylko symbolicznymi drobiazgami. Znam też domy, w których z zasady daje się tylko własnoręcznie wykonane prezenty i bardzo mi się to podoba. Taki prezent znaczy dużo więcej niż drogie gadżety.
Kacper Kuszewski
Nie umiem dziś policzyć, ile razy obchodziłem Boże Narodzenie na planie „M jak miłość”. Na pewno nie mieliśmy tego w scenariuszu co roku, sądzę jednak, że odegraliśmy już co najmniej cztery wieczerze wigilijne. Poza tym raz nagrywaliśmy z kolegami z serialu bożonarodzeniową piosenkę, co odbywało się w podobnej scenografii, przy świątecznym stole, można więc powiedzieć, że to była dodatkowa Wigilia u Mostowiaków. Nagrywanie tych scen bardzo różni się od codziennej pracy. Zazwyczaj jest to okazja, żeby serialowa rodzina zebrała się w większym gronie, a może nawet w całości, podczas gdy normalny tryb realizacji „M jak miłość” sprawia, że bardzo rzadko widujemy się w komplecie. W zasadzie pozwalają na to tylko serialowe święta i śluby. A to bardzo miłe, gdy można się spotkać ze wszystkimi koleżankami i kolegami. Poza tym myślę, że w duszy każdego człowieka, który siada przy stole nakrytym białym obrusem, z choinką w tle, opłatkiem, gdzieś głęboko zaczyna grać odświętna nuta. Tak jesteśmy zaprogramowani. Zawsze
przy takich nagraniach naturalnie tworzyła się szczególna, bardzo miła atmosfera, która udzielała się wszystkim - aktorom i całej ekipie. Pojawiała się magia, chociaż przecież odbywało się to zawsze na długo przed Bożym Narodzeniem, a tuż po nagraniu scenografia była składana i zabieraliśmy się do kręcenia kolejnych ujęć. Oczywiście razem z ekipą serialu organizujemy sobie też prawdziwe spotkania świąteczne. Od tylu lat spędzamy ze sobą na co dzień tak wiele czasu, że jest zupełnie naturalne, iż chcemy podzielić się opłatkiem. Prywatnie Boże Narodzenie to dla mnie moment z rodziną, gdy razem szykujemy się do Wigilii, ubieramy choinkę z miłym przeczuciem, że zaraz zacznie się magiczna kolacja. W naszym domu kiedyś wiązało się to także ze wspólnym muzykowaniem - moja siostra i ja chodziliśmy do szkoły muzycznej. W Wigilię razem graliśmy na różnych instrumentach i śpiewaliśmy. Dziś muzyka, zwłaszcza poważna, wprowadza mnie w szczególny nastrój już przed świętami. Bardzo często słucham Programu Drugiego
Polskiego Radia, gdzie lecą bożonarodzeniowe utwory z różnych epok. Słuchanie ich nie tylko daje mi przyjemność, ale też porusza odpowiednią strunę potrzebną do głębszego przeżywania wszystkiego, co wiąże się ze świętami. Nie znoszę za to sztucznego blasku i zgiełku, który towarzyszy Bożemu Narodzeniu. Nie podoba mi się, że ktoś z czegoś, co jest ważne, robi chwyt marketingowy. Staram się w tym okresie unikać centrów handlowych. Przyznaję - nie ułatwia mi to kupowania prezentów, zwłaszcza że zawsze miałem z tym kłopot. Nie bardzo umiem się do tego zabrać. Od kilku lat obdarowujemy się tylko symbolicznymi drobiazgami. Znam też domy, w których z zasady daje się tylko własnoręcznie wykonane prezenty i bardzo mi się to podoba. Taki prezent znaczy dużo więcej niż drogie gadżety.
Agnieszka Sienkiewicz
Nie ukrywam, że jedną z najprzyjemniejszych stron Bożego Narodzenia są dla mnie przedświąteczne przygotowania. Teraz, gdy nie mieszkam z rodzicami, mamy na wspólne gotowanie i pieczenie mniej czasu niż kiedyś. Jednak wciąż, mimo że przyjeżdżam do domu najczęściej na ostatnią chwilę, staram się brać w tym czynny udział i jak najwięcej pomagać. Zwłaszcza że moja mama świetnie gotuje, a przyglądanie się jej, gdy krząta się w kuchni, jest dla mnie zawsze wielką przyjemnością i lekcją. Mam już swój dom, w kuchni czuję się dobrze, więc - jeśli tylko czas mi na to pozwoli - przywożę do rodziców coś, co przygotowuję wcześniej, na przykład pierogi z kapustą i grzybami. Siostra też nie przyjeżdża z pustymi rękami. Staramy się jak najbardziej odciążyć rodziców. Potrawy, które szykujemy, są dość tradycyjne. Nie przepadamy za karpiem w galarecie, ale nigdy nie może zabraknąć na naszym stole ryby po grecku. Od kilku lat mama robi też rewelacyjne śledzie pod pierzynką. Starte jajko, marchewkę, cebulę i śledzie układa się
warstwami - ta potrawa najpiękniej prezentuje się w szklanym naczyniu. Hitem są też mamine śledzie z rodzynkami i tort makowy. Staramy się, żeby pysznej kolacji wigilijnej towarzyszyła gwiazdkowa atmosfera, ale nie przesadzamy, nie ma przepychu. Z dzieciństwa pamiętam fantastyczne chwile, gdy ubierałam wielką choinkę. Teraz drzewko jest mniejsze i nie tak bardzo strojne. Za to przykładam się do pakowania prezentów. Zaczynam o tym myśleć zawsze ze sporym wyprzedzeniem. Uwielbiam zastanawiać się, czym sprawić najbliższym przyjemność, biegać po sklepach w poszukiwaniu najpiękniejszych prezentów, a potem ozdobnie pakować i po cichu wsuwać paczki pod choinkę. Sama nie czekam specjalnie na jakiś szczególny prezent. Największym jest dla mnie spotkanie z bliskimi. Mieszkamy teraz daleko od siebie, wspólnie spędzamy niewiele czasu. W Boże Narodzenie możemy się wreszcie sobą nacieszyć. Wigilię spędzamy w najbliższym gronie. To czas kiedy możemy, zwłaszcza rodzice, trochę odpocząć. Rodzinnie kolędujemy w pierwszy i
drugi dzień świąt. Odwiedzamy babcie i ciotki. A że wszyscy jesteśmy bardzo aktywnymi osobami, po trzech dniach zazwyczaj okazuje się, że z przyjemnością wracamy do pracy.
Agnieszka Sienkiewicz
Nie ukrywam, że jedną z najprzyjemniejszych stron Bożego Narodzenia są dla mnie przedświąteczne przygotowania. Teraz, gdy nie mieszkam z rodzicami, mamy na wspólne gotowanie i pieczenie mniej czasu niż kiedyś. Jednak wciąż, mimo że przyjeżdżam do domu najczęściej na ostatnią chwilę, staram się brać w tym czynny udział i jak najwięcej pomagać. Zwłaszcza że moja mama świetnie gotuje, a przyglądanie się jej, gdy krząta się w kuchni, jest dla mnie zawsze wielką przyjemnością i lekcją. Mam już swój dom, w kuchni czuję się dobrze, więc - jeśli tylko czas mi na to pozwoli - przywożę do rodziców coś, co przygotowuję wcześniej, na przykład pierogi z kapustą i grzybami. Siostra też nie przyjeżdża z pustymi rękami. Staramy się jak najbardziej odciążyć rodziców. Potrawy, które szykujemy, są dość tradycyjne. Nie przepadamy za karpiem w galarecie, ale nigdy nie może zabraknąć na naszym stole ryby po grecku. Od kilku lat mama robi też rewelacyjne śledzie pod pierzynką. Starte jajko, marchewkę, cebulę i śledzie układa się
warstwami - ta potrawa najpiękniej prezentuje się w szklanym naczyniu. Hitem są też mamine śledzie z rodzynkami i tort makowy. Staramy się, żeby pysznej kolacji wigilijnej towarzyszyła gwiazdkowa atmosfera, ale nie przesadzamy, nie ma przepychu. Z dzieciństwa pamiętam fantastyczne chwile, gdy ubierałam wielką choinkę. Teraz drzewko jest mniejsze i nie tak bardzo strojne. Za to przykładam się do pakowania prezentów. Zaczynam o tym myśleć zawsze ze sporym wyprzedzeniem. Uwielbiam zastanawiać się, czym sprawić najbliższym przyjemność, biegać po sklepach w poszukiwaniu najpiękniejszych prezentów, a potem ozdobnie pakować i po cichu wsuwać paczki pod choinkę. Sama nie czekam specjalnie na jakiś szczególny prezent. Największym jest dla mnie spotkanie z bliskimi. Mieszkamy teraz daleko od siebie, wspólnie spędzamy niewiele czasu. W Boże Narodzenie możemy się wreszcie sobą nacieszyć. Wigilię spędzamy w najbliższym gronie. To czas kiedy możemy, zwłaszcza rodzice, trochę odpocząć. Rodzinnie kolędujemy w pierwszy i
drugi dzień świąt. Odwiedzamy babcie i ciotki. A że wszyscy jesteśmy bardzo aktywnymi osobami, po trzech dniach zazwyczaj okazuje się, że z przyjemnością wracamy do pracy.
Mikołaj Roznerski
Jestem całkowitym przeciwieństwem Marcina, którego gram w „M jak miłość” - nie buntuję się tak jak on. Do Bożego Narodzenia mam jak najbardziej tradycyjne podejście - to dla mnie dni, które spędzam z rodziną. Wszyscy zbieramy się w jednym miejscu, o co nie nie jest łatwo. Mamy ku temu okazję góra dwa-trzy razy w roku, dlatego bardzo sobie cenię wspólnie spędzone chwile. Z moją ukochaną i synkiem jeździmy na przemian do jej i moich rodziców. Nie korci nas, żeby czynić inaczej i wykorzystywać na relaks dni wolne od pracy. Wychodzę z założenia, że na narty mogę pojechać w innym terminie. Zawsze znajdzie się na to czas w ciągu roku. „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” - tak myślę i z tego powodu wolę spędzić święta z rodziną. Nacieszyć się wszystkimi, poczuć atmosferę. Nasz synek jest jeszcze bardzo malutki, więc w tym roku żadne z nas nie przebierze się za Świętego Mikołaja. Myślę, że nie zrozumiałby, kim jest ten facet w czerwonym ubraniu i czego chce. Zresztą gdy dorośnie, prawdopodobnie też nie
będę tego robił. Pochodzę z Dolnego Śląska, a tam przychodzi Gwiazdka. Chcę, żebyśmy tę tradycję kultywowali w naszym domu. Prezenty oczywiście będą, ale bez szaleństw. Ważniejsze dla mniej jest to, by usiąść razem przy stole, porozmawiać, pośmiać się. Podarki są w święta tylko i wyłącznie bardzo miłym dodatkiem do całej reszty. Choćby do kapusty z grzybami, bez której nie ma dla mnie Wigilii. I do wspólnego śpiewania kolęd, które w naszej rodzinie jest bardzo zabawne. Żadne z nas nie ma zdolności wokalnych, każdy śpiewa jak może, czyli pod własną melodię. Muszę przyznać, że nawet aktorowi trudno się w tym odnaleźć, ale taki już nasz rodzinny urok. Zawsze jest bardzo komiczne i jednocześnie radośnie. Święta to dla mnie okres wyciszenia. W tym roku co prawda gram dwa spektakle między świętami a Sylwestrem, ale podchodzę do tego na luzie. Mam jedno życie i nie chcę sobie na jego koniec uzmysłowić, że pamiętam tylko pracę. Trzeba znaleźć równowagę.
Mikołaj Roznerski
Jestem całkowitym przeciwieństwem Marcina, którego gram w „M jak miłość” - nie buntuję się tak jak on. Do Bożego Narodzenia mam jak najbardziej tradycyjne podejście - to dla mnie dni, które spędzam z rodziną. Wszyscy zbieramy się w jednym miejscu, o co nie nie jest łatwo. Mamy ku temu okazję góra dwa-trzy razy w roku, dlatego bardzo sobie cenię wspólnie spędzone chwile. Z moją ukochaną i synkiem jeździmy na przemian do jej i moich rodziców. Nie korci nas, żeby czynić inaczej i wykorzystywać na relaks dni wolne od pracy. Wychodzę z założenia, że na narty mogę pojechać w innym terminie. Zawsze znajdzie się na to czas w ciągu roku. „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” - tak myślę i z tego powodu wolę spędzić święta z rodziną. Nacieszyć się wszystkimi, poczuć atmosferę. Nasz synek jest jeszcze bardzo malutki, więc w tym roku żadne z nas nie przebierze się za Świętego Mikołaja. Myślę, że nie zrozumiałby, kim jest ten facet w czerwonym ubraniu i czego chce. Zresztą gdy dorośnie, prawdopodobnie też nie
będę tego robił. Pochodzę z Dolnego Śląska, a tam przychodzi Gwiazdka. Chcę, żebyśmy tę tradycję kultywowali w naszym domu. Prezenty oczywiście będą, ale bez szaleństw. Ważniejsze dla mniej jest to, by usiąść razem przy stole, porozmawiać, pośmiać się. Podarki są w święta tylko i wyłącznie bardzo miłym dodatkiem do całej reszty. Choćby do kapusty z grzybami, bez której nie ma dla mnie Wigilii. I do wspólnego śpiewania kolęd, które w naszej rodzinie jest bardzo zabawne. Żadne z nas nie ma zdolności wokalnych, każdy śpiewa jak może, czyli pod własną melodię. Muszę przyznać, że nawet aktorowi trudno się w tym odnaleźć, ale taki już nasz rodzinny urok. Zawsze jest bardzo komiczne i jednocześnie radośnie. Święta to dla mnie okres wyciszenia. W tym roku co prawda gram dwa spektakle między świętami a Sylwestrem, ale podchodzę do tego na luzie. Mam jedno życie i nie chcę sobie na jego koniec uzmysłowić, że pamiętam tylko pracę. Trzeba znaleźć równowagę.
Agata Nizińska
Boże Narodzenie spędzam albo w Warszawie - zazwyczaj w domu dziadków lub u siostry mojej mamy, albo w Katowicach i okolicy u rodziny taty. Niezależnie od tego, gdzie świętujemy, zawsze jest gwarno i radośnie. W Sosnowcu mamy bardzo rozśpiewane towarzystwo. Ciocia, sopranistka obdarzona niezwykle mocnym głosem, gra na pianinie i wszyscy śpiewamy kolędy, naturalnie na glosy. Gdy zbierze się mój ukochany kwartet wokalny, czyli tata, wujek oraz dwóch braci ciotecznych, którzy absolutnie nie ustępują cioci pod względem mocy głosu, trzęsą się ściany! Śmiejemy się, że do niedawna nikt w rodzinie nie wiedział, że śpiewam, bo przez lata nie mogłam się przebić. Wierzcie mi, starałam się, ale nie dawałam rady. Cztery barytony i sopran to poprzeczka nie do przeskoczenia. Może podczas tych rozpaczliwych prób wykształcił się mój głos - dość mocny w stosunku do postury? Równie wesoło jest podczas świąt, które spędzamy w Warszawie, zwłaszcza gdy zasiadamy do wieczerzy wigilijnej u siostry mojej mamy. Kiedyś mieszkała w
dużym domu pod Warszawą, gdzie schronienie znajdowało wiele zwierząt, także dość egzotycznych. Przez jakiś czas miała małego aligatora, którego kąpała w zlewie metalową rękawiczką. To był hit! Potem trochę urósł i okazało się, że trzeba go oddać. Wigilia w domu cioci przypomina przysłowiowy cyrk na kółkach - wokół choinki biega masa podekscytowanych i krzyczących dzieci oraz psów, kotów i świnek morskich. Za którymś razem podczas rozpakowywania prezentów atmosfera udzieliła się ogromnemu dogowi. Wszyscy z wypiekami na twarzach rozpakowywali podarki, latały papiery, kokardy, a on też chciał coś dostać. Ostatecznie wybrał mojego yorka, którego wziął do pyska i niespiesznie się oddalił. Zabrał go do stajni, gdzie miał swoją siedzibę. Być może chciał z nim porozmawiać, bo ponoć w wigilijny wieczór zwierzęta mówią ludzkim głosem. Historia skończyła się dobrze - mój pies był w szoku, ale nic mu się nie stało. Pierwszy i drugi dzień świąt poświęcam z reguły partnerowi lub swoim przyjaciołom. Odwiedzam inne domy,
składam życzenia i... jem. Na chwilę zamieniam się w małego łakomczucha. Ale co zrobić, to taki czas, trzeba spróbować wszystkich potraw.
Agata Nizińska
Boże Narodzenie spędzam albo w Warszawie - zazwyczaj w domu dziadków lub u siostry mojej mamy, albo w Katowicach i okolicy u rodziny taty. Niezależnie od tego, gdzie świętujemy, zawsze jest gwarno i radośnie. W Sosnowcu mamy bardzo rozśpiewane towarzystwo. Ciocia, sopranistka obdarzona niezwykle mocnym głosem, gra na pianinie i wszyscy śpiewamy kolędy, naturalnie na glosy. Gdy zbierze się mój ukochany kwartet wokalny, czyli tata, wujek oraz dwóch braci ciotecznych, którzy absolutnie nie ustępują cioci pod względem mocy głosu, trzęsą się ściany! Śmiejemy się, że do niedawna nikt w rodzinie nie wiedział, że śpiewam, bo przez lata nie mogłam się przebić. Wierzcie mi, starałam się, ale nie dawałam rady. Cztery barytony i sopran to poprzeczka nie do przeskoczenia. Może podczas tych rozpaczliwych prób wykształcił się mój głos - dość mocny w stosunku do postury? Równie wesoło jest podczas świąt, które spędzamy w Warszawie, zwłaszcza gdy zasiadamy do wieczerzy wigilijnej u siostry mojej mamy. Kiedyś mieszkała w
dużym domu pod Warszawą, gdzie schronienie znajdowało wiele zwierząt, także dość egzotycznych. Przez jakiś czas miała małego aligatora, którego kąpała w zlewie metalową rękawiczką. To był hit! Potem trochę urósł i okazało się, że trzeba go oddać. Wigilia w domu cioci przypomina przysłowiowy cyrk na kółkach - wokół choinki biega masa podekscytowanych i krzyczących dzieci oraz psów, kotów i świnek morskich. Za którymś razem podczas rozpakowywania prezentów atmosfera udzieliła się ogromnemu dogowi. Wszyscy z wypiekami na twarzach rozpakowywali podarki, latały papiery, kokardy, a on też chciał coś dostać. Ostatecznie wybrał mojego yorka, którego wziął do pyska i niespiesznie się oddalił. Zabrał go do stajni, gdzie miał swoją siedzibę. Być może chciał z nim porozmawiać, bo ponoć w wigilijny wieczór zwierzęta mówią ludzkim głosem. Historia skończyła się dobrze - mój pies był w szoku, ale nic mu się nie stało. Pierwszy i drugi dzień świąt poświęcam z reguły partnerowi lub swoim przyjaciołom. Odwiedzam inne domy,
składam życzenia i... jem. Na chwilę zamieniam się w małego łakomczucha. Ale co zrobić, to taki czas, trzeba spróbować wszystkich potraw.
Katarzyna Glinka
Kiedyś w moim domu rodzinnym mieliśmy zwyczaj, który co roku przed świętami przykuwał mnie na kilka godzin do stołu. Mama kupowała mnóstwo kartek pocztowych i cały wieczór poświęcałyśmy na wymyślanie i pisanie życzeń bożonarodzeniowych dla rodziny, znajomych i przyjaciół. Każda kartka była inna, wyjątkowa i skierowana do konkretnej osoby. Praca, którą w to wkładałam, dawała mi dużo radości, bo mogłam wyróżnić wszystkie bliskie mi osoby. Dzisiaj dominują bezosobowe esemesy ze sztampowymi życzeniami wysyłane jednocześnie do kilkudziesięciu osób. Bardzo ich nie lubię, bo brakuje mi w nich indywidualnego podejścia. Zresztą w ogólnie nie przepadam za kontaktem za pośrednictwem urządzeń elektronicznych, e-mailami, esemesów, wpisów na portalach społecznościowych. Odrzucam wirtualną rzeczywistość, zwłaszcza w święta! Zdecydowanie wolę bezpośrednie spotkania, a Boże Narodzenie jest dla mnie wyjątkowe właśnie dlatego, że mogę spędzić czas z najbliższymi, z którymi rzadko widzę się w ciągu roku. Celebrujemy każdą
chwilę, cieszymy się swoją obecnością, śpiewamy razem kolędy. Najbardziej lubię „Bóg się rodzi, moc truchleje”, bo jest radosna, pełna optymizmu i dobrze mnie nastraja. Podczas Bożego Narodzenia nigdy nie włączamy telewizora. Zanim usiądę do świątecznego stołu w domu, co roku przeżywam kilka innych Wigilii. Spotykam się między innymi z ekipą serialu „Barwy Szczęścia” i zespołem warszawskiego Teatru Kwadrat, w którym występuję. Życzymy sobie wszystkiego najlepszego, rozmawiamy i miło spędzamy razem czas.
Katarzyna Glinka
Kiedyś w moim domu rodzinnym mieliśmy zwyczaj, który co roku przed świętami przykuwał mnie na kilka godzin do stołu. Mama kupowała mnóstwo kartek pocztowych i cały wieczór poświęcałyśmy na wymyślanie i pisanie życzeń bożonarodzeniowych dla rodziny, znajomych i przyjaciół. Każda kartka była inna, wyjątkowa i skierowana do konkretnej osoby. Praca, którą w to wkładałam, dawała mi dużo radości, bo mogłam wyróżnić wszystkie bliskie mi osoby. Dzisiaj dominują bezosobowe esemesy ze sztampowymi życzeniami wysyłane jednocześnie do kilkudziesięciu osób. Bardzo ich nie lubię, bo brakuje mi w nich indywidualnego podejścia. Zresztą w ogólnie nie przepadam za kontaktem za pośrednictwem urządzeń elektronicznych, e-mailami, esemesów, wpisów na portalach społecznościowych. Odrzucam wirtualną rzeczywistość, zwłaszcza w święta! Zdecydowanie wolę bezpośrednie spotkania, a Boże Narodzenie jest dla mnie wyjątkowe właśnie dlatego, że mogę spędzić czas z najbliższymi, z którymi rzadko widzę się w ciągu roku. Celebrujemy każdą
chwilę, cieszymy się swoją obecnością, śpiewamy razem kolędy. Najbardziej lubię „Bóg się rodzi, moc truchleje”, bo jest radosna, pełna optymizmu i dobrze mnie nastraja. Podczas Bożego Narodzenia nigdy nie włączamy telewizora. Zanim usiądę do świątecznego stołu w domu, co roku przeżywam kilka innych Wigilii. Spotykam się między innymi z ekipą serialu „Barwy Szczęścia” i zespołem warszawskiego Teatru Kwadrat, w którym występuję. Życzymy sobie wszystkiego najlepszego, rozmawiamy i miło spędzamy razem czas.