Intertekstualne zabawy
Moore pokazał, że teksty kultury mogą ze sobą korespondować, że postmodernistyczne i intertekstualne zabawy da się zaszczepić na grunt komiksu. I nie inaczej jest w całej serii noszącej tytuł "Liga Niezwykłych Dżentelmenów". Wydawnictwo Egmont właśnie wznowiło pierwszy tom tego serialu, którego oryginalne wydanie ukazało się 13 lat temu. Kto nie ma w swoich zbiorach, kupić powinien. Kto nie zna komiksów Alana Moore'a tym bardziej kupić powinien. Namawiam do zakupów tylko po to, aby nowi czytelnicy mogli się zapoznać z technikami i chwytami autora. Jak na mój gust wystarczy przeczytać właśnie ten tom, wykorzystać okazję, że jest w księgarniach i sklepach internetowych. Nie trzeba kupować kolejnych. Wystarczy jeden.
08.07.2013 | aktual.: 29.10.2013 17:23
Tym bardziej, że historia występujących w nim bohaterów opowiedziana zostaje od początku do końca. A zaczyna się tak: Wielka Brytania, Londyn, koniec wieku XIX, zmiany wiszą w powietrzu. Czuć wyraźnie, że XX wiek będzie inny, bo rozpoczyna się nowoczesność, czyli 7 razy M: Miasto, Masa, Maszyna, Maniakalne Monstra i Mroczne Morderstwa.
Pojawia się niebezpieczeństwo, które grozi miastu Londyn i jego mieszkańcom - Chińczycy chcą przejąć władzę w mrocznym półświatku. Dlatego Campion Bond tajny agent JKM zbiera specgrupę, która ma nie dopuścić do tego. Specgrupa to tytułowa Liga Niezwykłych Dżentelmenów. I tu jedno z pierwszych zaskoczeń, które funduje nam scenarzysta, gdyż* LNDż nie składa się z "trykociarzy" przeniesionych do XIX wieku, a autor skorzystał z postaci, które już funkcjonowały z literaturze ówczesnego czasu*, czyli z niejakiej Wilhelminy Murray oraz czterech, a właściwie pięciu panów, jeśli doktora Jekylla i pana Edwarda Hyde'a rozdzielimy i dodamy Allana Quatermaina, Kapitana Nemo oraz Hawley'a Griffina.
Najpierw panna Murray ma za zadanie zebrać razem niezwykłą menażerię osobliwości, następnie wspólnie muszą wykonać niebezpieczne zadanie, potem okazuje się, że intryga goni intrygę, a nasi bohaterzy zostają podwójnie zdradzeni. Takie zagrania znamy, choćby z przygód Ligi Sprawiedliwości czy Fantastycznej Czwórki. Jednakże postaci grające pierwsze skrzypce w tej opowieści nie są miłe.* Najbardziej mroczny i niebezpieczny zdaje się być kapitan Nemo oraz pan Hyde*, którym taplanie się we krwi przeciwników sprawia niekłamaną przyjemność - czyli kolejne przełamanie konwencji. Jest ich w tym albumie sporo.
Polecam samodzielne śledztwo, aby wytropić odwołania/przywołania literackie i inne. Ponieważ Alan Moore ma niebywałą zdolność używania znanych i rozpoznawalnych kodów kulturowych z zakresu literatury i filmu, które następnie przetwarza (postmoderniści użyli by terminu: (re)definowania) ich w niewiarygodny sposób, mieszając ze sobą, dzięki czemu otrzymuje ze znanych produktów coś nowego a zarazem ciekawego. W dużym stopniu są to* fikołki dla erudytów*, które w omawianym tomie są miejscami intrygujące. Natomiast w wypadku kolejnych tomów serii, szczególnie 3 ostatnich albumów z cyklu "Stulecie", są już niestrawne i mało czytelne. Dlatego jeśli ktoś chce przeżyć przygodę z Ligą Niezwykłych Dżentelmenów, to proponuję tylko pierwszy ten tom. I to pod warunkiem, że kogoś bawią "fikołki dla erudytów".