"Idol": jak przez lata zmieniał się Tomek Makowiecki?
None
Był ulubieńcem nastoletniej publiczności
Pamiętacie wrażliwego młodzieńca, który w 2002 roku zawładnął sercami damskiej części widowni programu "Idol"? Startując w nadawanym na antenie telewizji Polsat muzycznym talent-show Tomek Makowiecki miał zaledwie 19 lat.
Już wtedy okazało się, że oprócz urody i romantyczno-buntowniczej natury, może pochwalić się również sporym talentem wokalnym. To wszystko sprawiło, że w 1. edycji programu ostatecznie zajął 5. miejsce. Nie przeszkodziło mu to jednak w dalszej karierze.
- Kiedy kończył się "Idol", zyskałem popularność, otworzyło się wiele drzwi i skorzystałem z tego, ale nie wiem, czy byłem gotowy na to, co mnie spotka. Podpisałem z wytwórnią kontrakt na kilka płyt. Z jednej strony była to szansa. Z drugiej - kajdany. Zakończyłem ten etap. Odzyskałem wolność - powiedział po latach na łamach magazynu "Maleman".
Jak dziś wygląda życie Tomasza Makowieckiego i dlaczego wokalista stroni od show-biznesu?
AR
Żałuje udziału w "Idolu"
Od zawsze największym marzeniem Makowieckiego było śpiewanie i tworzenie muzyki. Tylko to się dla niego liczyło. Udział w "Idolu" miał mu pomóc w zrealizowaniu tego celu i zapewnić stałe grono słuchaczy. I rzeczywiście, na początku występy w talent-show Polsatu okazały się trampoliną do kariery. Z czasem jednak młody wokalista boleśnie przekonał się, z czym tak naprawdę wiąże się telewizyjny sukces. Dopiero po latach przyznał szczerze, że "Idol" był mało wiarygodny i okazał się "wypadkiem przy pracy".
- Miałem pewność, że chcę nagrywać płyty, zanim trafiłem do programu. Szedłem więc do "Idola" z jasnym planem. Materiał na pierwszy album był gotowy, jeszcze zanim się zgłosiłem do pierwszych przesłuchań. To był pierwszy talent-show w Polsce i nikt nie wiedział, czego się po nim można spodziewać. A ja byłem w klasie maturalnej. Zbyt naiwny, żeby mieć świadomość, dokąd mnie to może zaprowadzić. Dziś takich talent-show jest na pęczki i siedemnastolatek dokładnie wie, z czym to się je i jak to może wykorzystać. Poza tym ludzie z branży muzycznej nauczyli się pracować z artystami z takich programów. Producenci wiedzą, jak podejść do ludzi, którzy mają talent do śpiewania i potrafią potencjał wykorzystać. A że niewiele z tych osób zostaje? Mnie uratowało, że nie jestem po prostu piosenkarzem interpretatorem, ale komponuję sam. Zresztą dla mnie "Idol" był trochę wypadkiem przy pracy, bez niego robiłbym to samo, co robię. (...) Byłbym muzykiem - powiedział w rozmowie z magazynem "Maleman".
Postawił na solową karierę
W 2002 roku, tuż po zakończeniu "Idola", na rynek trafił debiutancki album piosenkarza zatytułowany "Makowiecki Band". Muzyk stanął także na czele zespołu sygnowanego tą samą nazwą. W 2005 roku ukazał się kolejny krążek formacji pt. "Piosenki na NIE". Dwa lata później wokalista wydał już płytę pod swoim imieniem i nazwiskiem i tym samym rozpoczął solową karierę. W 2008 wraz z muzykami z zespołu Myslovitz utworzył grupę pod nazwą NO! NO! NO!.
- Po swojej trzeciej płycie nastąpił u mnie zwrot w inne klimaty muzyczne. Miałem przyjemność pracować ze zróżnicowanymi artystami, z Mariuszem Szypurą przy Silver Rocket, z Przemkiem Myszorem i Wojtkiem Powagą przy NO! NO! NO!, z Danielem Bloomem. Zacząłem wdrażać się w sytuację producencką i zaczęło mnie to jarać. Nie odcinam się od tego, co było wcześniej, to były spoko rzeczy, chociaż często naiwne, młodzieńcze - przyznał w rockmagazyn.pl.
Młody, przystojny i utalentowany Makowiecki szybko stał się bożyszczem damskiej części publiczności. Jednak wszyscy ci, którzy spodziewali się, że artysta zachłyśnie się popularnością, show-biznesem i zacznie odcinać kupony od sławy, szybko się zorientowali, że byli w błędzie. Piosenkarz jak ognia unikał czerwonego dywanu, pozowania na tzw. ściankach i zwierzania się kolorowej prasie z problemów życia prywatnego. Mimo to nie udało mu się uciec przed zainteresowaniem mediów i... producentów kolejnych rozrywkowych programów.
Nie zatańczy z gwiazdami
Po ślubie z Reni Jusis Makowiecki znów trafił na pierwsze strony gazet, a dzięki małżeństwie z gwiazdą, ponownie stał się łakomym kąskiem dla twórców telewizyjnych produkcji. Jednak mimo że wielokrotnie otrzymywał propozycje wzięcia udziału w kolejnych programach, uparcie i konsekwentnie je odrzucał.
- Z premedytacją uciekłem od mainstreamowych mediów. Dostawałem już tak absurdalne propozycje, z różnych programów. (...) Cztery razy zapraszali mnie do "Tańca z gwiazdami". Mówiłem im, że nie lubię tańczyć, co udowodniłem teledyskiem do "Holidays In Rome". Zrezygnowałem z takiej popularności na korzyść muzyki. Dzięki temu poznałem fajnych ludzi np. Mariusza Szypurę, z którym pracowałem przy dwóch płytach Silver Rocket czy Daniela Blooma, z którym koncertowałem. To jest to, co zawsze chciałem robić. Spier**liłem z telewizji i nie mam zamiaru do niej wracać - przyznał bez ogródek w rozmowie z t-mobile-music.pl.
Jak w takim razie wygląda obecne życie wokalisty z dala od mediów?
Spełniony artysta, szczęśliwy mąż i dumny ojciec
Dziś Makowiecki skupia się przede wszystkim na koncertowaniu i wychowywaniu z Reni Jusin dwójki dzieci: syna Teofila oraz córki Gai. Choć nie ukrywa, że pogodzenie tych dwóch światów to nie lada wyczyn, nie żałuje, w jaki sposób potoczyło się jego życie.
- Bycie ojcem to trudna rzecz. Ciągle się tego uczę. Cierpliwości i odpowiedzialności. Kiedy zostaje się rodzicem, kończy się egoizm i myślenie tylko o sobie. Przewartościowuje się całe życie. No i faktycznie trudno jest pogodzić rodzicielstwo i pracę nad muzyką. Żeby tworzyć, dopieszczać dźwięki, potrzeba czystej głowy. Trzeba było odrywać się od nowej rzeczywistości, by choć chwilę popracować. A jednocześnie chciało się zostawiać pracę i być z najbliższymi - opowiedział w rozmowie z menstream.pl.
Z kolei na pytanie Karoliny Bachorowicz z freshmag.pl, jak dziś określiłby samego siebie, odpowiedział bez zastanowienia: "Mężem, ojcem, wariatem, leniem, melancholikiem, kimkolwiek chcę być".
AR