Honorata Witańska: lubię pracę na pełnych obrotach

Honorata Witańska jest znana widzom jako Magda Zwoleńska z serialu "Barwy szczęścia". Podczas gdy jej bohaterka mierzy się z kolejnymi życiowymi perypetiami, ona rozwija karierę i spełnia kolejne marzenia. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiedziała, dlaczego ma słabość do Nowego Jorku, jak reagują na nią widzowie i nad jakimi projektami obecnie pracuje.
Honorata Witańska: lubię pracę na pełnych obrotach
Źródło zdjęć: © ONS.pl

27.05.2016 12:33

Zauważyłam na pani profilu na Facebooku zdjęcia, na których widać, że była pani ponownie w Stanach Zjednoczonych. Wiem, że Nowy Jork nie jest dla pani obcym miastem, ze względu na naukę w Instytucie Teatralnym i Filmowym Starberga. Co takiego wyjątkowego jest w tym miejscu? Co szczególnie utkwiło pani w pamięci?

Nowy Jork jest miastem, do którego zawsze będę wracać. Po pierwsze dlatego, że kocham Amerykę. Są tam ludzie, których kocham, z którymi się przyjaźnię, za którymi tęsknię. Po drugie, jest to miasto, które za każdym razem mnie zaskakuje i które pomimo tego, że jest wielkie i liczy sobie miliony mieszkańców i turystów, to z jakiegoś dziwnego powodu zawsze pozwala mi odpocząć i naładować baterie. To prawda, byłam tam w szkole parę lat temu, stąd też mój sentyment. Kiedy teraz leciałam do Nowego Jorku, to siedziałam nawet w samolocie koło dziewczyny, która (co okazało się w rozmowie) studiuje w Instytucie Strasberga tak jak ja kiedyś. W sumie to śmieszne, bo w Nowym Jorku jest kilka tysięcy szkół, a my trafiłyśmy akurat na siebie. A co w Nowym Jorku jest dla mnie wyjątkowego? Moja przyjaciółka pytała mnie, co tam będę robić, bo przecież znam miasto na wylot. Odpowiedziałam: "słuchaj, marzę tylko o tym, żeby chodzić tymi ulicami, patrzeć na tych wszystkich ludzi, gadać z nimi o pogodzie, wchodzić co dwa kroki do
innej kawiarni i więcej mi nie trzeba". Mam oczywiście swoje miejsca, do których zawsze muszę pójść, w których siedzę i po prostu patrzę w niebo, a to mi sprawia największą przyjemność. Żaden Times Square, gdzie jest tyle ludzi, że się nie da przejść, tylko takie małe miejsca. Mała uliczka, na której byłam, albo park, w którym siedziałam na ławce i zasnęłam, bo byłam tak wykończona po pracy i po szkole, bo w okresie studenckim jednocześnie pracowałam. To miasto wspomnień, inspiracji, baza dokująca baterie. W tym roku udało mi się jeszcze dotrzeć do Kalifornii, to też było fajne, bo tam jeszcze nigdy nie byłam, więc mogłam poszerzyć amerykańskie horyzonty. Poza tym ja muszę raz na jakiś czas pobyć poza Polską i poprzebywać wśród ludzi z inną mentalnością. To mi dobrze robi. Dzięki temu dzisiaj czuję się maksymalnie wypoczęta i tak bardzo pozytywnie naładowana.

Nie chciałaby pani się związać zawodowo z Nowym Jorkiem? Czy to miejsce przeznaczone już typowo dla odpoczynku?

Nigdy nie mów nigdy (śmiech). Nauczyłam się już nie zarzekać, nawet w tematach, które kiedyś wydawały mi się kompletnie nieosiągalne. Gdy byłam w Instytucie Stasberga, to pracowałam trochę w branży, co wcześniej też wydawało mi się niemożliwe. Mój angielski jest dosyć dobry i mimo że mało kto słyszy, że jestem Polką, to jednak nie jest mój pierwszy język i potrafi to być przeszkodą. A nie ukrywajmy, język ma duże znaczenie. Myślę, że chciałabym kiedyś dzielić życie między Polskę a Stany i tak jakoś czuję, że kiedyś to się wydarzy. Na pewno, gdyby pojawiła się konkretna propozycja, to bym nie odmówiła i nie narzekała (śmiech). Ale żeby mieć parcie, żeby wszystko tutaj rzucić, to na razie nie. Może to się kiedyś zmieni, bo praca tam jest dla wszystkich. Nie jest zarezerwowana tylko dla Amerykanów. Mam wielu znajomych, którzy są obcokrajowcami i całkiem dobrze sobie w branży radzą. To wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Na chwilę obecną odpowiada mi to, że gdy zatęsknię, mogę tam wracać.

Wróćmy do pracy i do Polski. Od wielu lat już jest pani związana z serialem "Barwy szczęścia" i Magdą Zwoleńską. Zaczynała pani jako absolwentka szkoły teatralnej, od tamtego momentu minęło sporo czasu. Czy zżyła się pani z tą postacią, polubiła?

Często jej nie rozumiem, ale to nie oznacza, że jej nie lubię. Na pewno jest ode mnie inna, ale nauczyłam się już, że nie zawsze muszę się z nią zgadzać, akceptować jej decyzje i tego, jak się zachowuje. Wiadomo, że czasem chciałabym jakoś zmienić jej losy, czasami marzę o tym, żeby ona wreszcie była szczęśliwa. Bo to jest dziewczyna, która jakoś nie potrafi sobie znaleźć miejsca na świecie, zupełnie odwrotnie ode mnie. No, ale jakby nie było, jest to zadanie aktorskie i do mojego obowiązku należy realizowanie wizji twórców i scenarzystów.

(Fot. AKPA)

Wiele wskazuje jednak na to, że w końcu pani bohaterka się ustatkuje, wydaje się, że na jej drodze w końcu stanął odpowiedni partner.

No na to wygląda. Nie mogę zdradzić żadnych szczegółów, żeby nie odbierać przyjemności widzom. Powiem tylko, że moja bohaterka postawi konkretny krok ku zmianom w jej sprawach sercowych.

Wydaje mi się, że jako obsada "Barw szczęścia" jesteście zżytą ekipą.

Rzeczywiście, my się bardzo dobrze znamy. Po takim czasie nawet po krótkim "cześć" wiemy, czy ktoś rano jest w dobrym humorze, albo jak się zachować, gdy miał ciężki dzień. Wiemy, czego się po sobie spodziewać. To ułatwia współpracę. Bardzo lubię naszą ekipę. I chociaż to serial codzienny i widzowie mogą myśleć, że spędzamy razem dużo czasu, to tak naprawdę my na planie jesteśmy po kilka dni w miesiącu. Cieszę się, że pracuję w miejscu, do którego lubię wracać, zwłaszcza że w dzisiejszych czasach to chyba rzadkość.

Czy w związku z serialem jest pani rozpoznawalna przez widzów? Utożsamiają panią z bohaterką?

Tak i to są przeważnie pozytywne sytuacje. Nawet takie małe bardzo małe momenty, kiedy ktoś bezinteresownie po prostu wyznaje sympatię na ulicy. Oczywiście zdarza się, że ludziom miesza się serial z rzeczywistością i myślą, że podrywam żonatych facetów albo że pracuję w kawiarni. Wtedy albo im powtarzam, że to, co widzą, dzieje się tylko na ekranie, a ja jestem aktorką i z Magdą mam niewiele wspólnego, ale przymrużam oko i mówię, że się poprawię (śmiech). Mile wspominam spotkania z widzami, choć raz zdarzył mi się psychol, który sterczał pod moimi oknami w Warszawie.

Czy zdarzyło się pani już zmierzyć z cieniami show-biznesu, na przykład dementować plotki na swój temat?

Dementować plotki nie. Ale pewnie dlatego że po pierwsze nie jestem dla mediów i kolorowej prasy łakomym kąskiem, a po drugie rzadko kiedy rozmawiam na osobiste tematy, więc nawet nie daję możliwości do plotkowania na mój temat. Uważam na to, co publikuję na moim oficjalnym profilu na FB. Staram się tam umieszczać głównie to, co się u mnie dzieje na szeroko pojętym polu zawodowym, to co mnie interesuję i co lubię. Nie zajmuję się osobami trzecimi, nie "komentuję rzeczywistości", więc mogę wydawać się nudna (śmiech). A z cieniami show-biznesu mierzę się codziennie; nauczyłam się na pewno, że dzisiaj mało jest życzliwości w ludziach, nawet wśród kolegów. Albo tego, że nie ma w branży demokracji, uczciwości czy bezinteresowności.

A jakie ma pani plany zawodowe na najbliższą przyszłość? Gdzie będzie można panią zobaczyć?

Przede mną bardzo duży projekt. Projekt, w którym zagram sporą rolę. Nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów, więc powiem tylko tyle, że będę częstym gościem we Wrocławiu. Cieszę się, bo wszystko wskazuje na to, że moja rola będzie skrajnie inna od tej, do której przyzwyczaili się widzowie. To będzie bardziej "moja" bohaterka, o charakterze bardziej zbliżonym do mojego. Widzowie z pewnością będą zaskoczeni. Poza tym działam też teatralnie. Obecnie szykuję się do premiery w teatrze muzycznym Toruniu. Trochę się to wszystko nagromadziło, ale po tak dobrze naładowanych bateriach w USA jestem gotowa na pełne obroty.

Rozmawiała: Urszula Korąkiewicz

Zobacz także: Ada Fijał o serialu "Barwy Szczęścia"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)