Nowy serial Netfliksa "Hollywood" to piękna bajka dla dorosłych

Powojenne Hollywood, w którym kontrolę przejmują geje, kobiety i czarnoskórzy? Brzmi jak koszmar konserwatystów, a to tylko nowy serial Netfliksa. Czy świat rzeczywiście wyglądałby inaczej, gdyby mniejszości miały głos?

Nowy serial Netfliksa "Hollywood" to piękna bajka dla dorosłych
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Piotr Grabarczyk "Grabari"

04.05.2020 | aktual.: 04.05.2020 19:01

Serial "Hollywood" to kolejna produkcja Ryana Murphy'ego, twórcy m.in. "Glee" czy serii "American Horror Story". Tym razem reżyser za cel obrał sobie powojenne losy Fabryki Snów i próbę opowiedzenia jej historii na nowo. W jego reinterpretacji w Hollywood u sterów zasiadają kobiety, geje i czarnoskórzy - koncept o tyle odważny, co wciąż nierealny, nawet 70 lat po wydarzeniach z serialu. Sprawia to, że opowiedziana tutaj historia jest piękną bajką ze wszystkimi wadami i zaletami gatunku.

Akcja skupia się wokół Jacka Castello (w tej roli David Corenswet wyglądający jak brat Henry'ego Cavilla), młodego weterana wojennego, który marzy o karierze na wielkim ekranie. Przystojny, ale mało utalentowany chłopak ginie wśród konkurujących z nim statystów. Z ciężarną żoną czekającą w domu decyduje się na... prostytucję na stacji benzynowej oferującej nieco bardziej zaawansowane usługi niż tylko napełnianie baków do pełna. I od tego momentu historia nabiera tempa, a grono bohaterów, którzy chcą znaleźć się pośród hollywoodzkich gwiazd, coraz bardziej się poszerza. Brzmi jak typowy, naiwny amerykański film? Takie właśnie ma być "Hollywood".

Serial sięga do prawdziwych wydarzeń i postaci, próbując jednocześnie opowiedzieć historię na nowo. Jak potoczyłaby się kariera legendarnego Rocka Hudsona, gdyby nie musiał ukrywać swojej orientacji seksualnej? Czy Hollywood naprawdę aż tak bardzo zabolałoby docenienie Oscarem Anny May Wong, aktorki pochodzenia azjatyckiego, która robiła karierę w USA? Twórcy serialu czerpią garściami z garnca branżowych plotek i osadzają je w świecie, w którym możliwe jest absolutnie wszystko. Dla wielu widzów to może być największa bolączka "Hollywood" - nie ma tu wyzwania, pochylenia się nad problemem rasizmu czy homofobii. Jest tylko klasyczny happy end, w którym nierówności rasowe i sam Ku Klux Klan rozwiązują się same.

Serialowi, podobnie jak wszystkiemu co wychodzi spod ręki wspominanego już tutaj Murphy'ego, nie da się zarzucić nic pod kątem wizualnym i muzycznym. Rozmach "Hollywood" i dbałość o najmniejsze detale z epoki uwodzi i hipnotyzuje, podobnie jak kapitalna obsada aktorska. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że jest jakaś ironia w tym, że w produkcji opowiadającej o młodych i zdolnych, ich show kradną weteranki tj. broadwayowska gwiazda Patti LuPone czy Holland Taylor. Wygląda na to, że zmiana warty, o którą reżyser tak mocno postuluje, nie nastąpiła jeszcze w jego własnym dziele.

Czasy są trudne, a przyszłość nie napawa optymizmem. Okoliczności zdecydowanie sprzyjają netfliksowej produkcji, bo któż nie chciałby na chwilę zanurzyć się w idealnym świecie, w którym kłopoty są tylko krótkim przystankiem na drodze do wiecznego szczęścia? Bajki dla dorosłych jeszcze nigdy nie były tak pięknie naiwne, jak "Hollywood" właśnie. I choćby z tego powodu warto dać sobie ją opowiedzieć.

Zobacz także
Komentarze (25)