''Widzowie skonają ze śmiechu''
Do teatru ciągnęło ją od dziecka i, jak wspominała, już wtedy uznano ją za „aktorkę charakterystyczną”. Nie mogła liczyć na role pięknych księżniczek; w szkolnym „Kopciuszku” obsadzono ją jako macochę, co wspominała z żalem nawet po wielu latach. Szybko jednak nauczyła się akceptować tę swoją „charakterystyczność” i postanowiła uczynić z niej zaletę.
- Zelwer nauczył mnie sztuki aktorskiej. Już w szkole uświadomił mi, że będę aktorką charakterystyczną - wspominała w jednym z wywiadów. - Tak naprawdę dał mi popalić dopiero na trzecim roku. Przejęta do granic recytowałam jakiś tragiczny monolog, gdy nagle Zelwerowicz ryknął: „Zabierzcie tego krokodyla ze sceny, bo umrę ze śmiechu!”. A potem jeszcze mnie dobił: „Gdyby przyszło pani do głowy grać Ofelię, to radzę już w pierwszym akcie iść do zakonu, bo inaczej widzowie skonają ze śmiechu”...