Gwałt w odcinkach. Tak TVN udowodnił, że przemoc seksualna to nie tylko wymysł feministek

- Chciałabym, żeby to był sen. Żeby ktoś mnie obudził – mówiła Borecka przed posterunkiem. Historia jej gwałtu snem nie jest. Za to rzeczywistością wielu kobiet już tak.

Gwałt w odcinkach. Tak TVN udowodnił, że przemoc seksualna to nie tylko wymysł feministek
Źródło zdjęć: © Druga szansa - stopklatki
Magdalena Drozdek

10.04.2018 | aktual.: 10.04.2018 12:32

"Druga szansa" z Małgorzatą Kożuchowską przeżywała już wiele zwrotów i upadków. Przez pięć sezonów Monika Borecka poddawana jest kolejnym dramatom. Zaczęło się od piekiełka świata show-biznesu i podrzuceniu jej narkotyków, skończyło na gwałcie. Drugim. Pierwszy przeszedł bez echa. Tak jakby twórcy serialu doszli do wniosku, że skoro kobieta przeszła już wszystko, to jeszcze tylko gwałtu brakowało.

Borecka została wykorzystana przez swojego szefa i prawie partnera – Adama Swensona (grany przez Bartłomieja Topę). Z gwałtu urodziła się dziewczynka, a prawdziwy problem szybko przykryła codzienna telenowela. Odcinki mijały, a widzowie dalej byli karmieni kolejnymi dramatami – mniejszymi i większymi. Ot, kolejny tasiemiec, który skupia się na tragediach.
I wtedy ktoś postanowił pójść po rozum do głowy i w końcu powiedzieć coś ważnego pomiędzy kolejnymi scenami z Borecką ratującą świat.

Obraz
© Materiały prasowe

"Pokój jest już na pewno posprzątany"

- Barbituran zmieszany z extasy. Powoduje zaniki pamięci, zaburzenia widzenia, niekontrolowane zachowania. Ale spokojnie, to wszystko minie – mówi Boreckiej lekarz po obdukcji. Monika została zgwałcona na firmowej imprezie. Była nieprzytomna, gdy ktoś zaprowadził ją do hotelowego pokoju, zgwałcił i zostawił. Obudziła się przerażona. Wiedziała, co się musiało stać. Wróciła do przyjaciółki, tylko jej powiedziała, co się wydarzyło. Nie chciała powiedzieć partnerowi ani policji. Wątpliwości miała nawet przed komisariatem, gdzie ostatecznie zgodziła się pojechać.

- Co im powiem? Że nic nie pamiętam? – mówiła bohaterka grana przez Kożuchowską.

- To nic. Oni mają specjalistów. Poszukają śladów. Tak to działa – przekonywała ją przyjaciółka.

Usiadła na korytarzu i czekała, aż znajdzie się jakiś funkcjonariusz gotowy ją wysłuchać. Nie wytrzymała, w końcu zostawiła poplamioną i podartą sukienkę, którą miała na sobie podczas imprezy i uciekła. I tu zaczyna się chyba najbardziej brutalna i najbardziej prawdziwa scena, jaką pokazano w polskich serialach na przestrzeni miesięcy. Bo jedna z policjantek biegnie za nią i namawia, by jednak porozmawiała z nią.

- Mówi pani, że obudziła się pani w nieznanym pokoju i była tam ta kartka, tak? Jest pewien problem. Pani sama w nocy wynajęła ten pokój – obwieszcza funkcjonariuszka chwilę później. - Może była pani pod wpływem jakiegoś środka, może ktoś panią do tego namówił. Sprawdziłam i w przeszłości była pani oskarżona o posiadanie narkotyków – mówi zblazowana. – Będę musiała skierować panią na badanie ginekologiczne. Zrobimy testy, może znajdą się ślady spermy – rzuca od niechcenia.
Borecka tłumaczy, że przecież nie znajdą się inne dowody, bo się wykąpała, pokój pewnie też już dawno jest sprzątnięty. I co mogłaby zrobić więcej, żeby udowodnić, że została zgwałcona? Słyszy, że wykąpanie się po gwałcie to "fatalny błąd", że to będzie "ciężka walka" i że nie ma czystej karty.

Monika rzuca jeszcze tylko: - Pewnie zaraz usłyszę, że to moja wina? Że się prosiłam?

Tak, właśnie tak najczęściej kończą sprawy gwałtu w rzeczywistości.

Obraz
© Materiały prasowe

Głos rozsądku ze szklanego ekranu

Policjantka nie pomogła, ale przynajmniej w jednym miała rację. Że to będzie ciężka walka. Właśnie tak bardzo często kończą się te prawdziwe historie, nie tylko te serialowe. Jeszcze przed emisją piątego sezonu "Drugiej szansy" pojawiały się komentarze, że twórcy na siłę chcą wybić się na akcji #metoo i podczepić dla większej oglądalności pod wątek molestowania seksualnego w pracy. Trochę w tym prawdy jest, bo w końcu to zawsze coś nowego rzuconego widowni.

Ale TVN poszedł najlepszą drogą i pokazał, że ta z pozoru prosta historia może pokazać coś społeczeństwu. Po pierwsze to, że historie gwałtu dotyczą każdego i zdarzają się wszędzie. W małej wsi na końcu Polski i w wielkiej korporacji. Pokazał, przez co przechodzą zgwałcone kobiety. Gdy są same, gdy na policji między wierszami czytają, że same się o to prosiły, że przecież nie ma dowodów. Bo najczęściej ich nie ma. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której – weźmy już na przykładzie Boreckiej – któraś kobieta prosto po ataku pobiegnie na komisariat. To promil spraw, które toczą się codziennie.

"Druga szansa" poszła jeszcze kilka kroków dalej. Pokazują, że gwałcicielem może być każdy. Borecka w końcu próbuje znaleźć osobę, która ją skrzywdziła. Musi prowadzić własne śledztwo. Może to szef redakcji, może to prezes, może to jeszcze ktoś inny z redakcji, może koleżanka, której nie podobało się, że zgarnęła jej stanowisko.

- Wiadomo, że najlepiej, gdyby takich afer nie było, gdyby takie zjawiska nie istniały, ale istnieją i co możemy na to poradzić? Możemy o tym mówić, możemy się w ten sposób bronić, bo myślę, że to taka odwaga mówienia wprost o tym. Często te sytuacje są jednak bardzo złożone i każdy przypadek, to jest inna historia, inne motywy i trudno też jest jednoznacznie to wszystko oceniać, o czym też mówią osoby, które były ofiarami czy potencjalnymi ofiarami takich poczynań. Ten sezon też będzie przyczynkiem do takiej rozmowy i do takiej dyskusji, bardzo też liczymy tutaj na widzów, żeby też zabierali głos w tej sprawie – mówiła Małgorzata Kożuchowska na oficjalnej premierze serialu.

Obraz
© Materiały prasowe

Jak się gwałci w "M jak miłość"

Ktoś by mógł powiedzieć, że przecież "Druga szansa" to niejedyny serial, który porusza w Polsce wątek gwałtu. Prawda. W końcu zgwałcone zostały też bohaterki "Na wspólnej" – ostatnio Eliza (wykorzystana przez szefa po pracy), a kilka lat temu Marta Hoffer, bohaterka grana przez Joannę Jabłczyńską. Podobne sceny pojawiły się też w "Plebanii" (gwałt małżeński), w "Ojcu Mateuszu", a nawet w "M jak miłość". Tyle że były to tylko kolejne obrazki, nic nie wnoszące do dyskusji.

Ten ostatni serial został nawet dokładnie przebadany i opisany w projekcie "Moc w przemoc", zrealizowanego przez stowarzyszenie Nastawnia i fundację Punkt Widzenia. Wzięli pod lupę nie tylko seriale, ale i wydawane w Polsce gazety i kolorowe magazyny, przeanalizowali teksty piosenek (nawet Gangu Albanii), obejrzeli wszystkie odcinki "Tańca z gwiazdami" i inne telewizyjne programy. Sprawdzili też, co dzieje się na Youtube. Wszystko po to, żeby zrozumieć, jakie są "społeczno-kulturowe uwarunkowania przemocy seksualnej". Słowem: jak się gwałci w naszej kulturze.

Wnioski z badań mogą być dla wielu przerażające, a potęguje to wrażenie fakt, że od 2016 roku niewiele się zmieniło.

- Nasza patriarchalna kultura dostarcza nam mnóstwo mitów, stereotypów, uzasadnień, racjonalizacji, które negują istnienie przemocy wymierzonej w kobiety jako kobiety lub przerzucają na kobiety odpowiedzialność za nią, maskując jej wszechobecność i rzeczywisty cel, czyli podtrzymywanie nierówności i sprawowanie kontroli – pisali badacze.
Wyliczyli wszystkie mity, które krążą wokół gwałtów: - Znalazły się w nich takie sformułowania: To im się podoba, one tego chcą: "to nie był gwałt, tylko ostry seks", "niektóre kobiety to masochistki, które szukają mężczyzn stosujących przemoc", "nie protestują, więc musi im się to podobać" itp. (…) Zdarza się to tylko określonym typom kobiet, w określonych typach rodzin: kobiety z biedniejszych dzielnic, ze wsi, kobiety aktywne seksualnie, z trudnych rodzin, dziewczynki nad wiek dojrzałe, kobiety, których matki też były wykorzystywane, itp.

Gwałt w serialu może społeczeństwu pomóc uporać się z tabu, ale może też je pogłębić. Twórcy raportu przyjrzeli się kilkuset odcinkom "M jak miłość". Szczegółowo przedstawili to, co wydarzyło się w odcinku 1136. Fani pewnie przypomną sobie historię Joanny Tarnowskiej, która spotkała się z Józefem Kurowskim, który próbował ją pocałować. Tarnowska opierała się, w końcu sięgnęła po wazon i rozbiła go na głowie natarczywego mężczyzny.

Obraz
© M jak Miłość

Z jednej strony ta scena przełamała stereotyp kobiecej bierności i pokazała stanowczą reakcję na przekraczanie granic. Z drugiej pokazała mężczyznę, który nie rozumie, że "nie" znaczy "nie". A dalej było tylko gorzej. Bo Joanna zadzwoniła po znajomego, który stwierdził: "Ciekaw jestem tylko, kiedy wyciągniesz z tego jakieś wnioski, że najpierw trzeba myśleć, a potem działać". I co na to bohaterka? "No, masz rację. Pewnie dawałam facetowi jakieś niewłaściwe sygnały". Kobieta została obarczona całą winą za to, co się stało, a serial umocnił tylko krzywdzący mit o winie osoby doświadczającej przemocy.

Można mieć tylko nadzieję, że w czasach #metoo takie sceny nie będą się już pojawiały w polskiej telewizji. Bo choć wydaje się, że środowisko filmowców i twórców seriali przeszło obok akcji obojętnie, to "Druga szansa" daje cień nadziei, że w końcu przestaniemy dokarmiać stereotypy. Że Moniki Boreckie będą walczyć o swoje i nie dadzą się zastraszyć, zniechęcić policji.
Gwałt na ekranie nie musi tylko szokować. Może być konfrontacją z krzywdzącymi stereotypami, mitami i w końcu z rzeczywistością.

Źródło artykułu:WP Teleshow
M jak miłośćgwałtserial
Zobacz także
Komentarze (113)