"Gra o tron": To już nie jest serial, który pokochały miliony
Po ostatnim budzącym skrajne emocje odcinku, fani "Gry o tron" byli tak ciekawi ciągu dalszego, iż ich apetyt po raz kolejny w tym roku musieli zaspokajać internetowi piraci, którzy dostarczyli im fragmenty odcinka na kilka godzin przed premierą. Niektórzy je widzieli. Mówili, że są straszne. Nie przypuszczałem, że tak bardzo.
Jeżeli lament po stoczonej w poprzednim odcinku "Gry o tron" Bitwie o Winterfell wznieśli tylko niektórzy wierni fani serialu HBO, to po tym, co stacja pokazała dziś, płakać będą wszyscy. Tak, moi drodzy, tego naprawdę nie da się już oglądać. "Gra o tron" właśnie zaliczyła najgorszy odcinek w swojej historii. I niewiele wskazuje na to, by producenci i twórcy serialu byli w stanie to naprawić.
Problem z czwartym odcinkiem ósmego sezonu jest taki, że naprawdę trudno się zdecydować, od czego zacząć krytykę. Tu po prostu nie zagrało nic: począwszy od aktorów, którzy w tej odsłonie zostali chyba wyjęci z jakiegoś melodramatu dla nastolatków, poprzez scenariusz pełen dialogów spróchniałych jak okręty floty Daenerys i dziur większych niż ta zrobiona w murze Nocnego Króla (niech spoczywa w pokoju), na reżyserii skończywszy.
Ta zresztą praktycznie nie istniała, co widać po fragmentaryczności (ponad 70-minutowy odcinek wygląda jak zlepek przypadkowych scen) i dramaturgii. Niegdyś najpotężniejszej broń produkcji Davida Benioffa i D.B. Weissa obecnie sprowadza się głównie do uśmiercania postaci trzecioplanowych. I wywołuje więcej przewracania oczami czy wzdychania do ekranu niż perypetie Kazimierza Wielkiego w "Koronie królów".
Zobacz: Jak zmieniali się bohaterowie "Gry o tron" HBO
I nie jest to tylko wrażenie jednego recenzenta z Polski, który po raz kolejny zarwał noc, by napisać tekst dla tych, który mieli więcej rozumu, by miast włączać HBO o trzeciej nad ranem, spokojnie odpocząć po majówce. Internet bowiem już w chwili symultanicznego wyświetlania odcinka na całym świecie zalało tsunami negatywnych komentarzy napisanych przez osoby, którym najbardziej zależało na tej historii.
Z tej ostatniej zostało już tylko uzupełnianie dziur powstałych przez zbytni pośpiech realizacyjny, kończenie wątków w najgorszy możliwy sposób - bez polotu, z jakim zrobiłby to autor książek - oraz postaci, które swoimi niezrozumiałymi decyzjami przestały już chyba kogokolwiek obchodzić.
Jeszcze kilka tygodni temu perspektywa zakończenia "Gry o tron" wydawała się wiernym fanom po prostu straszna. Teraz te same osoby modlą się już tylko, by serial dokończył żywota jak najszybciej i nie zatarł do końca świetnego wrażenia, jakie robił przez ostatnie 8 lat. Moja rada: oglądacie dalej na własną odpowiedzialność. Ale nie piszcie potem, że nie ostrzegałem.