"Gra o tron": Carice Van Houten, czyli serialowa Melisandre zdradza, co wydarzy się w 5. sezonie!
None
Będzie się działo!
Gdy pojawiła się na ekranie w 2. sezonie "Gry o tron", wszyscy zamarli. Posągowa piękność o ognistych włosach i skórze białej jak mleko od samego początku wprowadziła w życie bohaterów sporo zamieszania.
Melisandre jest kapłanką, która w imię boga sieje zniszczenie i jest zdolna do niebywałego okrucieństwa. Przyświeca jej jeden cel - pomóc zdobyć koronę królowi Stanissowi. Piękna i nieobliczalna, przez jednych jest uwielbiana za swoją siłę i nietuzinkowość, a przez pozostałych znienawidzona.
Choć wcielająca się w tę rolę Carice van Houten ma na koncie kilka ciekawych ról, to dopiero serial HBO sprawił, że usłyszał o niej cały świat. Dziś w specjalnym wywiadzie dla HBO zdradza, co wydarzy się w 5. sezonie najbardziej wyczekiwanej telewizyjnej produkcji na świecie! Jesteście ciekawi?
Co będzie dalej?
- Moja bohaterka jest w Czarnym Zamku. Wiemy też, że udało się jej odnaleźć Jona Snowa. Melisandre chce razem z nim wrócić do Winterfell, ale Jon nie opuści Muru - złożył przysięgę wierności i odmawia opuszczenia posterunku. Melisandre nie ma innego wyjścia - by przekonać Jona, musi go uwieść.
- Wszystkie działania Melisandre są podejmowane przez nią w imię wyższego dobra, którego poza nią nikt nie jest świadomy. Moja bohaterka zdaje sobie sprawę, że toczone w królestwie konflikty nie są zwyczajnymi wojnami. Wie, że ludzie muszą być gotowi na ogromne poświęcenie. Mam poczucie, że Melisandre nie robi tego dla siebie, ale w imię jakiejś wyższej sprawy, której czuje się bezgranicznie oddana. Ona w to naprawdę wierzy i niczego nie udaje.
Aktorka wciąż zachwyca się precyzją scenarzystów
- Stannis jest dla niej nadal kluczowym graczem, ale jej uwagę zaprząta teraz Jon Snow. On absorbuje ją nie tylko jako mężczyzna. Jej zainteresowanie nim jest przejawem czegoś głębszego. Moim zdaniem, Melisandre ma przeczucie albo nawet pewność, że Jon może stać się dla niej przeszkodą albo pomóc jej, gdy będzie tego bardzo potrzebować. Posiada moc, której znaczenia Melisandre nie jest jeszcze pewna.
- To ciekawa zmiana dla mnie jako aktorki. Za każdym razem, kiedy przychodzę na plan, jestem oszołomiona. Nadal zadziwia mnie pieczołowitość i uwaga, z jaką nasi scenarzyści odtwarzają wszystkie detale serialowego świata.To wprost niesamowite. Nigdy wcześniej nie byłam w Czarnym Zamku w Irlandii Północnej. Wygląda, jakby stał tam od wieków.Trudno jest mi uwierzyć, że to tylko część naszej scenografii, bo wygląda bardzo realistycznie, tak jak Mur oparty o wielki klif. Zamek jest fantastyczny.
Jest dumna, że występuje w "Grze o tron"
- Tak, jest kobietą i wykorzystuje ten fakt, by dostać to, czego chce - jest po prostu inteligentna, rozumie jak działa ten świat i wie, co powinna zrobić, by osiągnąć swój cel. Ale musimy też pamiętać, że nie kierują nią samolubne pobudki - wszystko, co robi, ma służyć wyższym celom. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby chciała zdobyć tron dla siebie, ale jej działaniami kieruje jakaś wyższa sprawa.
- Tak i to bardzo. Niedawno czytałam artykuł w magazynie "Time" o branży rozrywkowej. Postawiono w nim tezę, że męska dominacja nadal ma się dobrze, zwłaszcza w przemyśle filmowym. Cieszę się, że gram w produkcji, w której pojawiają się intrygujące postacie kobiece.
- To zabawne, bo jest pewna grupa ludzi, którzy naprawdę dopingują Melisandre, co jest moim zdaniem bardzo ciekawe. Uważam, że źródłem ich fascynacji nie są stosowane przez nią metody, ale spokój, jaki zachowuje bez względu na okoliczności. Nigdy się nad sobą nie użala i nie narzeka. To jest właśnie cecha charakteru, którą ludzie w niej podziwiają. Są także widzowie, którzy jej nienawidzą, z czego bardzo się cieszę. Na Twitterze pojawiają się czasem komentarze, które na to wskazują. Oni nie mają nic do mnie, tak mi się wydaje, ale bardzo żywo reagują na moją bohaterkę.
Chemia między bohaterami
- Lubię pokazywać, jak Melisandre manipuluje ludźmi i gra na ich emocjach, czego dobrym przykładem są jej relacje ze Stannisem i Jonem Snowem. Kolejną bardzo ciekawą postacią jest Kit [Harington], który nie chce mieć nic wspólnego z Melisandre - nie chce, by była ani jego kochanką ani mu doradzała. Jest między nimi niesamowita chemia.
- Tak, Melisandre postanowiła go ocalić nie dlatego, że go lubi, ale ponieważ wiedziała, że będzie go potrzebować. Mam wrażenie, że jest teraz na swój sposób z nim pogodzona. Davos jest jej przeciwieństwem, stosuje inne, bardziej ludzkie metody. Melisandre widzi wszystko w szerszym kontekście, wie, że każdy musi być gotowy na ogromne poświęcenia, dopuszczać się straszliwych czynów, by osiągnąć swój cel. Ale pomimo dzielących nas różnic Davos i ja chcemy, by Stannis zachował tron.
Na planie produkcji panuje luźna atmosfera
- Zwykle śmiejemy się, przebywając w towarzystwie Liama. Dobrze bawimy się na planie. Atmosfera jest bardzo miła, wszyscy są do siebie życzliwie nastawieni i nikt nie zachowuje się w stosunku do reszty nie fair. Poza tym, bardzo ciężko pracujemy na planie i nie mamy zbyt dużo czasu na wygłupy. Jesteśmy przecież w pracy.
- Zdaję sobie sprawę, że mam bardzo dużo szczęścia i czasem nawet zastanawiam się, czy to jest prawda. Czy naprawdę występuję w "Grze o tron"? To niesamowite uczucie. Bardzo się z tego cieszę, bo nie jest to tylko serial fantasy, w którym wiele się dzieje. Nasz serial stara się odzwierciedlić współczesny świat. Akcja "Gry o tron" przedstawia fikcyjne wydarzenia sprzed wielu wieków, ale porusza bardzo współczesne i aktualne tematy.