"Gra o tron": 8 rzeczy, które mogły wam umknąć w 5. odcinku 8. sezonu
Ostateczna bitwa ostatniej wojny w "Grze o tron" za nami. Obstawiam, że nie wszyscy spodziewali się takiego rozstrzygnięcia, ale jak to mówił Ramsay Bolton: jeśli liczyliście na szczęśliwe zakończenie, nie byliście wystarczająco uważni.
13.05.2019 20:39
Przedostatni odcinek "Gry o tron", de facto najlepsza odsłona serialu w tym sezonie, był z pewnością pokazem wirtuozerii realizacyjnej. I gdyby w parze za fenomenalnymi zdjęciami, muzyką, efektami specjalnymi i pirotechnicznymi szedł też scenariusz na poziomie pierwszych czterech sezonów, "Dzwony" (bo taki nosi tytuł) byłby najlepszą odsłoną adaptacji "Pieśni lodu i ognia" w ogóle.
Nie jestem tu jednak po to, by recenzować, ale jak co tydzień podzielić się z wami kilkoma ciekawostkami, które mogły umknąć przy pierwszym, emocjonującym seansie piątego odcinka ósmego sezonu.
Varys
Trochę szkoda, że jeden z największych mózgów w Siedmiu Królestwach został zredukowany do postaci trzecioplanowej na początku sezonu, a w momencie, gdy mógł rozwinąć skrzydła, szybko został spopielony.
Warto jednak zwrócić uwagę na dwie rzeczy przed jego śmiercią: listy, które rozesłał po Westeros, a które mogą pomóc w obaleniu kolejnego, jak się zapowiada, tyrana oraz sposób, w jaki rozmawiał z dziewczynką. Było w tym coś niepokojącego, niemal sugerującego, że jest zawiedziony tym, iż Daenerys nie je i się z nikim nie spotyka, bo sam nie może przez to dokończyć... powolnego jej podtruwania?
- I?
- Nic z tego. Nie chce jeść.
- (Puka zrezygnowany palcami i wzdycha) Spróbujemy potem jeszcze raz.
- Chyba mnie obserwują.
- Kto?
- Jej żołnierze.
- Oczywiście, że tak. To ich praca.
- (milczy podchodząc do Varysa)
- Co ci mówiłem, Marto?
- Im większe ryzyko, tym większa nagroda.
- Idź już. Jesteś potrzebna w kuchni.
Jeśli ten dialog nie sugerował dosypywania trucizny do jedzenia czy trunków spożywanych przez Matkę Smoków, to... naprawdę nie pozostało już w tym serialu nic z dawnej "Gry o tron".
Szalona Królowa
Chociaż nieco za słabo umotywowana w samym serialu (w książkach Daenerys jest dużo bardziej brutalna i bezwzględna) przemiana Matki Smoków w Szaloną Królową i to, co zrobiła z Królewską Przystanią było po prostu fenomenalne.
Zaczynając jednak od początku - już w momencie, gdy ginął jej brat Viserys (w pierwszym sezonie, złota korona od Khala Drogo) widać było w jej spojrzeniu, że przemoc ją pociąga, fascynuje. Że wierzy w przepowiednie o smokach ("on nie był smokiem"). Potem, podbijając kolejne miasta, nie wahała się używać smoczego ognia, by dziesiątkować swoich przeciwników. Przez długi czas mocno ją hamowali jej doradcy, ale z chwilą, gdy ich zabrakło, Daenerys została niemal całkowicie spuszczona ze smyczy.
To dlatego bezwzględnie zabija ojca i brata Samwella, to dlatego nie chce się dłużej cackać z Varysem i to dlatego ma dość miasta i mieszkańców, którzy prawdopodobnie tylko nią będą gardzić. Przerażenie i śmierć tych ostatnich, pokazana z poziomu ulicy, tylko podkreśla odczłowieczenie i "przemianę w smoka", jaka w niej nastąpiła. Zauważcie, że od momentu, gdy rozbrzmiewają dzwony, nie widzimy jej twarzy ani przez moment. Daenerys, jaką znaliśmy w serialu, odeszła.
A to, co się stało z Królewską Przystanią i, przede wszystkim, Czerwoną Twierdzą było pokazane już w sezonie drugim, gdy miała swoją wizję. Przypomnijcie sobie poniższy kadr, gdy wchodzi do zniszczonej sali tronowej. To co wygląda jak śnieg, może być równie dobrze popiołem.
Qyburn
Jakże symboliczny i mocno Martinowski (czy też może Shelleyowski) był moment śmierci śmiercią zafascynowanego namiestnika Cersei. Zabity w mgnieniu oka, niczym zdmuchnięcie zapałki, przez potwora, którego sam stworzył.
A cofając się nieco w przeszłość, pamiętacie jeszcze, w jaki sposób udało mu się uciec śmierci dawno, dawno, wiele sezonów temu? Gdy na polu bitwy znaleźli go Robb oraz Talisa? To są właśnie drobne sceny, wątki, za które kochaliśmy "Grę o tron". Dobre uczynki (uratowanie Qyburna) nie zawsze mają dobre konsekwencje (całe zło, które ten uczynił).
Cleganebowl
Wreszcie się wydarzyło. I to ze sceny z Sandorem i Gregorem pochodzi najlepszy kadr odcinka. Może sama walka nie była szczególnie widowiskowa, ale w tle działy się naprawdę spektakularne rzeczy: ogień, wybuchy, walące się mury i wieże. Wreszcie samo jej zakończenie - wspólna śmierć w ogniu. Ich rywalizacja/nienawiść zaczęła się w ogniu (to Gregor przypalił Sandorowi twarz w dzieciństwie) i w płomieniach się skończyła.
Inna sprawa, że Góra był o mały włos od wygrania z Ogarem. Kilka sekund dłużej i głowa tego ostatniego pękłaby niczym arbuz. Albo, jak kto woli, dyńka niejakiego Oberyna "Czerwonej Żmii" Martella z Dorne.
Tyrion
Chociaż jego scena pożegnania z Jaime'em mogła wzruszać, Tyrion zdaje się zapomniał, że jedną z największych krzywd w życiu wyrządził mu właśnie starszy brat. Chodzi oczywiście o pierwsze małżeństwo Tyriona - z Tyshą (niepokazane w serialu) - zniszczone przez Jaime'a, gdy ten powiedział karłowi za namową własnego ojca, że jego żona jest prostytutką.
Tysha oczywiście kurtyzaną nie była i bardzo kochała Tyriona, ale poniekąd przez Jaime'a, a bardziej jego ojca, który kazał zbiorowo zgwałcić żonę karła, skończyła zaiste tragicznie. Jak powiedział Tywin Tyrionowi przed swoją śmiercią, "poszła tam, gdzie inne k....y".
Sam zaś Tyrion pośrednio lub bezpośrednio przyczynił się jak dotąd do śmierci: własnej matki, ojca, brata (wysłał go do katakumb po Cersei), siostry, kochanki (Shae) i najlepszego przyjaciela - Varysa, którego na początku odcinka wydał Daenerys. Najbardziej tragiczna postać serialu, obok Joraha Mormonta.
Jaime i Cersei
Zginęli razem, tak jak się urodzili, w objęciach i przy dźwiękach "Deszczów Castamere". Chociaż wielu (w tym ja, zaczytany w książkach) chciało, by Jaime zadał jej śmiertelny cios tudzież udusił, jak przepowiedziała niejaka Maggy Żaba. Tymczasem słynna i powracająca w powieści przepowiednia o volonqarze (po valyriańsku - "młodszy brat") w ogóle w fabule serialu nie zaistniała. A szkoda.
Szkoda też Brienne, której wątek z Jaime'em w poprzednim odcinku w ogóle nie miał jakiegokolwiek znaczenia. Równie dobrze, Jaime mógłby zostać w King's Landing od samego początku, gdyż nie przydał się ani w walce w Winterfell, ani nie zagrzał zbyt długo łóżka u byłej dziewicy z Tarthu.
Arya
Jej pobyt w Królewskiej Przystani przypominał wakacje na plaży w Normandii w 1944 roku - tak wiele scen z Aryą przywodziło na myśl "Szeregowca Ryana", a zwłaszcza spacer po Omaha Beach. Pięknie uchwycony wojenny chaos i ludobójstwo. A na co warto zwrócić uwagę? Na dziewczynkę i jej matkę, której ostatecznie nie udało się Arii uratować. A konkretnie na zabawkę, jaką trzyma w rękach dziecko.
Drewniany koń z nogami zabarwionymi na czerwono jest w każdym ujęciu ze wspomnianą dwójką. Często na pierwszym planie, a zwłaszcza w chwili, gdy Arya widzi, co spotkało i dziewczynkę, i jej matkę. W chwilę zresztą po pokazaniu spopielonych zwłok Arya dostrzega białego konia o zabrudzonych nogach. Może nieco łopatologiczny, ale jednak symbol duszy osoby, którą Starkówna starała się uratować. A teraz ten koń może uratować ją.
Z drugiej strony, może to żadna dusza, a jedynie nieco niepasujące do serialu odniesienie do chrześcijaństwa i śmierci (Arya jako jej dostawca) podróżującej na bladym rumaku.
Albo Bran, który wreszcie się do czegoś przydał, sterując białym rumakiem z Winterfell za pomocą Symulatora Konia 2019.
Jon
Wiele osób po obejrzeniu odcinka sugeruje, że widząc pokłosie zrzucania napalmu przez Daenerys, Arya postawi sobie teraz za cel dopisanie na szczyt swojej listy Matkę Smoków. Osobiście jestem jednak innego zdania: Arya widząc tyle śmierci wokół siebie i mając w pamięci ostatnie słowa Sandora, może będzie Daenerys śmierci życzyć, ale wykonawcą wyroku będzie kto inny.
Ktoś, kto podczas oblężenia i rzezi w fantasy-Dubrowniku nabrał wątpliwości co do poczytalności kobiety, przed którą ugiął kolana. Widząc jej bezwzględność, mając w pamięci swoje prawdziwe pochodzenie, chcąc uratować Westeros przed kolejnym tyranem, w następnym odcinku to on swoją ukochaną uśmierci.
Pytanie tylko, jaka spotka go za to kara? Bo jeśli do powyższego dojdzie, na Żelaznym Tronie już na pewno nie zasiądzie. A jeśli nie on, to kto? Może ktoś, kto niemal od początku serial tylko siedzi, nie ma czucia w nogach i ponoć strasznie niewygodny tron nie będzie mu szczególnie doskwierać? Przekonamy się już za tydzień.
Do przeczytania wówczas. W ostatnim tekście o mimo wszystko wciąż jednym z najlepszych seriali w historii telewizji.