Gessler w "Kuchennych Rewolucjach": "Właściciel doprowadził do kompletnej klęski swoją restaurację i moją rewolucję!"
None
Co wydarzyło się w odcinku?
Dwadzieścia kilometrów na zachód od tętniącej życiem Częstochowy, leżą Herby. To właśnie tutaj niegdyś znajdowało się największe składowisko złomu w Polsce. Mimo upływu czasu, niewiele się zmieniło. We wsi roi się od zakładów przemysłowych i magazynowych. W tak niesprzyjających warunkach próbowała utrzymać się restauracja o egzotycznie brzmiącej nazwie "La Costa". Od pięciu lat lokal prowadzony jest przez 38-letniego Faustyna. Mimo że właściciel rzadko pojawiał się w pracy, był święcie przekonany, że wszystko kontroluje. Czyżby nie zauważył, że klienci omijają to miejsce szerokim łukiem?
Być może powodem wielu niepowodzeń był fakt, że gospodarz sam ułożył przepisy i menu, wzorując się... na ulotce z jednej z pizzerii. Gdyby jeszcze podawane przez niego potrawy były smaczne. A o to też trudno, dlatego że kucharką była 25-letnia Mariola, która jest absolwentką liceum. Niestety, nie gastronomicznego.
- Czasem są jakieś skargi, że jest niedopieczona - przyznała się.
- Ale wiadomo, że każdemu się nie dogodzi- wtórowała jej 22-letnia Nikola, która również odpowiedzialna jest za gotowanie.
Przez to, że na sali królowały pustki, wszyscy pracownicy mieli czas na leniuchowanie, plotki, pogawędki przy kawie i palenie papierosów. Co na to Faustyn?
- Trochę jestem zniechęcony do tego miejsca. Do jego zamknięcia podchodziłem chyba ze trzy razy. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy dam radę to dalej pociągnąć- stwierdził.
W podjęciu tej trudnej decyzji miała pomóc Magda Gessler. Czy praca z ekspertką sprawiła, że "La Costa" odbiła się od dna? A może nie było już dla niej ratunku? Sprawdźcie, co wydarzyło się w najnowszym odcinku "Kuchennych Rewolucji"!
AR/AOS
"Najgorsza karta, jaką widziałam w całych "Kuchennych Rewolucjach"
Już od progu na Magdę Gessler czekało chłodne przyjęcie i to dosłownie. Zimne kaloryfery i nierozpalony kominek wywołały nieprzyjemne dreszcze. Mimo niesprzyjających warunków, restauratorka przejrzała kartę. W menu dominowały pizze, chickenburger, filet z kurczaka i popularny gyros.
- Co to ku*wa jest?! To jest jakiś dramat, nie karta- komentowała głośno.
Po długim namyśle zamówiła schabowego oraz pizzę z najmniejszą ilością dodatków, czyli klasyczną margheritę. Gdy na stole pojawiło się pierwsze danie, zamarła.
- Włoch by umarł, gdyby zobaczył taką pizzę. Ciężka, tłusta...Sos do niej był tak słodki, jakbyśmy jedli konfiturę.
Kotlet miał być ostatnią deską ratunku, ale nic z tego. Z każdym kęsem było coraz gorzej.
- Wszystko wygląda jak wygląda. Przypomina to totalny PRL. Jedna wielka niesmaczna przeciętność. Jak pan chce mieć tu gości? Straszne jedzenie! Straszna karta i nazwy pizzy, bardzo źle dobrane składniki. To powinno się nazywać placki częstochowskie, ale nie pizza. Będzie ciężko, smutek ogarnia moją duszę bez końca. Myślałam, że już takich miejsc nie ma, a barbarzyństwo kulinarne, które tu spotkałam, może ostatnie w Polsce. Najgorsza karta, jaką widziałam chyba w całych "Kuchennych Rewolucjach" - ostro podsumowała pierwszy dzień wizyty w "La Costa".
Ale to nie wszystkie niespodzianki, jakie czekały na restauratorkę...
Brud, tłuszcz i przypalone garnki
Następnego dnia ekspertka zauważyła, że nie tylko w menu panuje chaos i bałagan. Wnętrze również potrzebowało ingerencji i korepetycji z estetyki. Wzorując się na metodach rodem z "Perfekcyjnej pani domu", Gessler postanowiła zrobić "test białej rękawiczki".
- Ile jeszcze mam sprawdzić rzeczy, żeby panu pokazać, że tutaj jest brud i smród? - pytała retorycznie, wskazując na zakurzone zakamarki w sali.
- No ale stoły i ławy są czyste- powiedział pewny siebie właściciel, który uparcie przekonywał, że restauracja jest systematycznie sprzątana.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać, żeby gwiazda postanowiła zweryfikować jego słowa. Idealnie białą serwetką przytarła meble i udowodniła, w jak wielkim błędzie żył Faustyn. Widząc przygnębioną minę gospodarza, restauratorka zrezygnowała z dalszego wytykania niedociągnięć. W zamian jej wzrok przykuły figurki i tandetne dekoracje, które niemal natychmiast znalazły się w śmietniku.
- To wszystko jest brudne, stare i nie do zaakceptowania- grzmiała, wyrzucając kolejne bibeloty.
Jednak największe rozczarowanie spotkało ją w kuchni. Miejsce, które powinno być oazą czystości, delikatnie mówiąc, nie podołało temu zadaniu. Gdy Gessler dotknęła lodówki, odpadł zardzewiały kawałek jej obudowy. Spalone garnki, niedomyte patelnie i zniszczona mikrofalówka były jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Prawdziwy brud i gruba warstwa zaschniętego tłuszczu czaiła się za stołami, ladami i kuchennymi sprzętami. Nawet ściany ociekały starą fryturą. W takich warunkach przechowywane było ciasto na pizzę. Gdy tylko restauratorka to zauważyła, krzyknęła:
- Ono jest skwaszone, zeschnięte z wierzchu i przerośnięte! To jest żart, nie knajpa!
- Myślałyśmy, że nie zauważy. Wstyd... - przyznały potem kucharki.
Wpadka goniła wpadkę
Krupnik, cynaderki i gęsie flaki - te dania miały przygotować kucharki, aby Gessler mogła ocenić ich kulinarne zdolności. O dziwo, potrafiły ugotować coś więcej niż tylko tłustą pizzę. Gdy już test został zaliczony, gwiazda przedstawiła swój pomysł na nową restaurację. Od tej chwili z menu znikają wszystkie pseudo-włoskie dania z pizzą na czele. W zamian królować będzie zupa chlebowa z jajkami, staropolski żurek, bigos, flaki i gęsie pipki (czyli żołądki). A to wszystko zostanie podane w okrągłych bochenkach chleba. Nic dziwnego, że nazwa lokalu również uległa zmianie. "La Costa" przeobraziła się w "Bistro Bochenek".
Nie pozostało nic innego, jak wzięcie się do wytężonej pracy. Choć zapału i chęci wśród kucharek nie brakowało, nie udało im się przyrządzić finałowej kolacji bez kilku wpadek. Na szczęście zarówno rozwodnione flaki jak i przypalone cynaderki uratowała szybka interwencja i wieloletnie doświadczenie Magdy Gessler.
Wszyscy goście, którzy przybyli tego wieczora na ucztę, byli zachwyceni nowym wystrojem restauracji oraz smakiem zaserwowanych dań. Ale czy Faustynowi udało się utrzymać tak wysoki poziom?
Nieudana rewolucja
Po czterech tygodniach Gessler ponownie odwiedziła "Bistro Bochenek" i stanęła jak wryta. Weselne obrusy oraz tandetne i kiczowate dekoracje powróciły na swoje miejsce.
- Od razu widać, że znowu zaczynasz kombinować na własną rękę- powiedziała do właściciela.
Jednak nie wszystko stracone. Restauracja wciąż mogła obronić się pysznym jedzeniem. Niestety, nadzieje szybko spełzły na niczym. Okazało się, że nowo zatrudniony kucharz nie nauczył się zasad wprowadzonych przez gwiazdę.
- Pieczywo jest albo mrożone, albo nieświeże. Bigos jest dworcowy. Ma zupełnie inny smak, niż ten, który wam podałam. A cynaderki wyglądem przypominają zupę mleczną. To jest niejadalne. Zostały jakieś popłuczyny po gęsich pipkach. To jest schabowy? To jest sam tłuszcz, a mięso jest kompletnie nierozklepane i surowe. Przy kości zepsute i śmierdzi. Co to ku*wa ma być?! Wszystko jest dalekie od tego, co myśmy robili!- skomentowała to, co znalazło się na jej talerzu.
Po wyjściu z lokalu, nie zostawiła na właścicielu suchej nitki.
- Przykre, ale "Bistro Bochenek" nie istnieje. Rewolucja nieudana. Faustyn jest nie do zmiany. Doprowadził do kompletnej klęski swoją restaurację i moją rewolucję - podsumowała odcinek zbulwersowana Magda Gessler.
AR/AOS