Gessler w "Kuchennych Rewolucjach": "Takiego absurdu w życiu nie widziałam. To jest szczyt wszystkiego!"
None
Tak źle już dawno nie było
W 3. odcinku "Kuchennych Rewolucji" Magda Gessler została wezwana do stojącej na skraju bankructwa pizzerii "Milenium" w Tczewie. Właścicielem lokalu jest 36-letni Michał, który za wszelką cenę chciał uratować swój lokal. Wcześniej miał ich aż sześć, ten był ostatni. Mimo dramatycznej sytuacji finansowej nigdy nie powierzył biznesu w inne ręce. Do tego stopnia pilnował interesu, że wszystko chciał robić samodzielnie. Zarządzał, gotował i wydawał posiłki. Zatrudnione kucharki mogły co najwyżej obrać ziemniaki lub wstawić wodę na herbatę. A i to dopiero pod czujnym okiem szefa.
Gospodarz był święcie przekonany, że ma talent do gotowania, więc nie mógł zrozumieć, dlaczego klienci omijają jego pizzerię szerokim łukiem. Prawdziwe powody wyszły na jaw, gdy do lokalu wkroczyła Magda Gessler. To, co ujrzała, wołało o pomstę do nieba!
AR/AOS
Wszystko poszło nie tak
Mimo że lokal, do którego trafiła Magda Gessler był pizzerią, gwiazda zdecydowała się zamówić potrawy, które z włoską kuchnią nie mają nic wspólnego, a mimo to figurują w menu. Na pierwszy ogień poszły flaki.
- O nie! Śmierdzą g*wnem. Cała restauracja śmierdzi, jakby ktoś zrobił w portki! Masakra! - skomentowała.
Barszcz z kołdunami miał zatrzeć złe wrażenie po flakach. Niestety, nie udało się.
- Dlaczego podajecie mrożone kołduny? Trzeba mnie było uprzedzić, to by nie było obciachu. To jest niejadalne, wszystko śmierdzi - oburzyła się.
Jednak prawdziwy kulinarny Armagedon dopiero czekał na restauratorkę...
Szybka ucieczka do toalety
Trzecim daniem były pierogi. Początkowo nic nie zapowiadało zbliżającego się koszmaru. Nikt nawet nie przypuszczał, że próba zjedzenia tak prostego dania może skończyć się poważnym zatruciem pokarmowym.
- To jest takie tłuste, że się w głowie nie mieści! Strasznie śmierdzi jakąś brudną ścierą - mimo odpychającego zapachu, Gessler skusiła się na jeden kęs i... szybko pożałowała tej decyzji. Czym prędzej pobiegła do toalety, aby zwrócić wszystko to, co wcześniej zjadła.
Gdy przerażona wróciła do stołu, ujrzała kolejną, na szczęście ostatnią potrawę, a mianowicie ogromne placki ziemniaczane.
- Straszne to! Doświadczenie masakryczne. To wygląda jak wymiociny lwa. Dlaczego ktoś ma to zjeść? Nawet nie mam zamiaru tego dotknąć. To jest przerażające. Ludzie uciekają, bo mają wrażenie, że się otrują. Ja po dwóch kęsach uciekłam do łazienki, bo naprawdę bolał mnie żołądek. Sytuacja jest trudna. Takiej beznadziei to ja już dawno nie widziałam - podsumowała, po czym ruszyła w kierunku kuchni.
Przy okazji wytknęła szefowi, że nie potrafi gotować, co bardzo go zabolało. Michał właśnie tego najbardziej obawiał się usłyszeć z ust kulinarnej ekspertki.
Zapasy pizzy i obiadów w słoikach
Niestety, tym razem Gessler nie udało się dotrzeć do kuchni. To, co ujrzała za barową ladą tak nią wstrząsnęło, że jeszcze długo nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Na zapleczu czekał na gości cały stos gotowego i rozwałkowanego ciasta na pizzę posmarowanego sosem. Jeśli potencjalny gość pojawił się w restauracji rano, to jeszcze miał szansę spróbować świeżego wypieku. W znacznie gorszej sytuacji był ten, który postanowił posilić się w "Milenium" dopiero wieczorem.
- Nie można kłaść sosu na pizzę i czekać, aż przyjdzie klient. Takiego absurdu w życiu nie widziałam. To jest szczyt wszystkiego! Ja pie**ole! Drożdże się zjadły i już nie urosną. To, co się tu dzieje, jest paranormalne! - zbulwersowała się gwiazda.
- To tak, jakby ktoś całe życie wstawiał okna, a po 15 latach dowiedział się, że źle to robi - powiedział załamany właściciel.
Gdy w końcu Gessler udało się wejść do kuchni, w oczy rzucił się brudny piec i... lodówka z ogromnym zapasem dań pozamykanych w słoikach. To właśnie z takiego pojemnika gwiazda chwilę wcześniej otrzymała swój obiad. Nic dziwnego, że posiłek wylądował w toalecie.
Właściciel stał się aniołem
Dopiero szczera rozmowa ze wszystkimi pracownicami i Michałem sprawiła, że właściciel łaskawszym okiem spojrzał na kucharki. Od tej pory obiecał, że one również będą miały dostęp do kuchni, a on sam przestanie je kontrolować na każdym kroku. Właściciel stwierdził także, że chętnie nauczy się od Magdy Gessler kilku przepisów, aby już nikt nie mógł mu zarzucić, że chce otruć klientów.
- Miałem 30 lat, gdy nauczyłem się pływać. 32 lata, gdy nauczyłem się tańczyć, a teraz - w wieku 36 lat - nauczę się gotować! - zapowiedział.
Jak postanowił, tak zrobił. Wszyscy ochoczo zabrali się do pracy i... już po chwili doszło do pierwszego zgrzytu. Michał nie mógł przejść obojętnie wobec tego, w jaki sposób jedna z kucharek ugniata ciasto na pizzę. Zaczął ją poprawiać, na co dziewczyna zareagowała płaczem. Przez łzy wyznała, że szef znów nie daje pola do popisu swoim pracownicom. Na szczęście Magda Gessler zdołała załagodzić wszystkie konflikty i pomimo kilku wpadek, ekipie tczewskiej restauracji udało się przygotować finałową kolację. Ostatecznie lokal zmienił nie tylko kartę menu i wystrój wnętrza, ale również nazwę. Od tej pory pizzeria nazywa się "Mio Angel" i specjalizuje się w kuchni włoskiej.
Ponowna wizyta po sześciu tygodniach przebiegła bez zarzutów. Michał nauczył się zarządzać restauracją, zaczął ufać pracownicom i dał im wolną rękę. Dzięki temu, że w kuchni panuje przyjazna atmosfera, dania, które z niej wychodzą, smakują znakomicie. Magda Gessler może być dumna!
AR/AOS