Pracownicy nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji
Załamana Gessler powiadomiła właścicielkę o tym, co myśli na temat "wesołych" kelnerek.
- To strasznie przykre widzieć młode osoby, które się tak cieszą własną głupotą i niewiedzą. Śmieją się z tego, że nie wiedzą nic. Trzeba mieć świadomość, gdzie się jest, a nie takie odpowiedzi na poziomie dziesięciolatka. Kretyńskie i kabotyńskie zachowanie. (...) Ta ignorancja kosztuje cię puste sale. (...) Nie będę cię pocieszać. Jest du*a!- zauważyła.
Mimo iż Wiola przeprowadziła pouczającą rozmowę ze swoimi pracownicami, na dziewczynach nie zrobiła ona większego wrażenia. Cała afera dodatkowo je rozbawiła.
- To jest jakieś nieporozumienie. Ona sobie pomyślała, że jesteśmy pustakami. Specjalnie to zrobiła. Nie ma ruchu, bo my nie wiemy, kto to jest Witkacy!- drwiły.
Jak się okazało, nie tylko niewiedza kelnerek uprzykrzała pracę w "Zośce". Zła jakość regionalnych produktów i zardzewiałe miniaturowej wielkości, jak na restauracyjne standardy, patelnie były tylko wierzchołkiem góry lodowej.
- Czy was pogięło ku*wa?! Miało być wędzone, a wy mi kupujecie jakąś historię z supermarketu. Co to ku*wa jest?! To nie boczek! Jeżeli produkt jest do du*y, to po co pracować? Jeżeli to wszystko będzie w takiej jakości, to ja nie wiem, czy się nie wycofuję z tej całej rewolucji!- krzyczała gwiazda.
Ale głośne zwrócenie uwagi wcale nie oznaczało końca nieszczęść. Kiszona kapusta, która podawana jest w kwaśnicy, była... spleśniała!
- Co ty wyprawiasz?! Kobieto, przecież to jest kompletna porażka!- mówiła do właścicielki.
Gessler w końcu przemówiła załodze do rozsądku i wszyscy wzięli się do pracy. Podczas finałowej kolacji podano zupę z rydzów, pieczeń cielęcą oraz góralskie tapas, czyli niewielkie przekąski np. kanapki z pastą ze szprotek i sardynek. Lokal zmienił dlatego nazwę na "Tapas bar Zośka". Choć wieczór na pewno należał do udanych, to kolejna wizyta po trzech tygodniach pozostawiła wiele do życzenia...