Gessler w "Kuchennych Rewolucjach": "Niedokiszona kapusta, a buraki śmierdzą pleśnią!". Po wizycie zamknięto lokal!
None
Jedna z najtrudniejszych metamorfoz
U podnóża Tatr znajduje się najpopularniejszy górski kurort - Zakopane. Wydawać by się mogło, że to miasteczko nie może narzekać na brak turystów przez cały rok. Mimo że konkurencja jest ogromna, to trudno znaleźć restauratorów, którzy narzekaliby na brak klientów. Jednak od każdej reguły jest wyjątek. Tym odstępstwem była zabytkowa willa "Zośka", która mieści się w górnej części Krupówek. Przyjezdni omijają ten lokal szerokim łukiem, ponieważ już od progu wieje chłodem i odpycha niesmacznym jedzeniem.
Ta sytuacja zdziwiła Magdę Gessler, ponieważ dokładnie w tym miejscu sto lat temu swój pensjonat prowadziła Maria Witkiewiczowa. Gdy w kuchni rządziła matka Witkacego, jej potrawy cieszyły się ogromną popularnością i uznaniem wśród gości. Kiedy interes przejęła Wioletta (która pochodzi z... Kielc), głodnego turysty trzeba ze świecą szukać. Nawet w sezonie jej restauracja świeciła pustkami.
- To będzie najciekawszy odcinek ze względu na to, że jest największy potencjał, jeśli chodzi o miejsce. Lepszej lokalizacji nie ma. To są samochodzące pieniądze non stop, niezależnie, co ugotujesz. Bo umówmy się: na Krupówkach kuchnia jest dramatyczna. A turyści spragnieni wiecznie tego samego tłustego jadła- powiedziała Gessler przed emisją odcinka.
- Wydaje mi się, że ta rewolucja jest bardzo skomplikowana. Kiedy tam się znalazłam, z góry wiedziałam, że rzeczy, które tam się dzieją, nie są ani według prawa, ani uczciwości tworzone przez panią, która chciała mieć restaurację. Taki porządny polski chachment! Bardzo żałuję, że było tak ciężko i że spotkałam się z taką sytuacją. Powiedziałabym, że wyjątkowo podłą - dodała.
Co tak wstrząsnęło kulinarną gwiazdą?
AR/AOS
Jedzenie zagrażające zdrowiu
Na początku swojej wizyty w "Zośce" Magda Gessler zaczęła uważnie przyglądać się karcie menu. Długo wertowała grubą książkę aż w końcu kelnerka przyjmująca jej zamówienie, poleciła jej popisowe dania restauracji. Aż kusiło, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście zasługują na te określenia.
Jako pierwszy pojawił się na stole oscypek z grilla z żurawiną, który choć miał podbić podniebienie ekspertki, to tak się nie stało. Być może przyczyny należy szukać w tym, że prawdziwy ser tego typu wyrabiany jest od maja do września, a sprzedawany jest do października. Odcinek nagrywany był... w styczniu, a więc o prawdziwym oscypku można było o tej porze roku jedynie pomarzyć.
- Karton-gips, ale nie oscypek. W Zakopanem najczęściej jedzony górski przysmak, ale bardzo rzadko w dobrej jakości, zazwyczaj jest podrabiany, sztuczny i twardy taki jak guma. Zastanówcie się, co jest w środku, bo na pewno nie owcze mleko - grzmiała restauratorka.
- Kapusta jest niedokiszona, popieprzona. Da się zjeść, ale cud-miód to nie jest- skomentowała po spróbowaniu kilku łyżek kwaśnicy.
Po zupie przyszedł czas na danie główne, czyli kotlet schabowy. Aby umilić czas oczekiwania, kelnerka podała zestaw trzech surówek. Nawet nie wiedziała, że tym samym wbiła gwóźdź do trumny lokalu.
- Co to? Surówka z gotowanych buraków z.. barszczu? - dziwiła się Gessler.
Wystarczył jeden kęs, aby przekonać się, że potrawa jest niejadalna i trująca. Wszystko błyskawicznie znalazło się w serwetce.
- Dobra, mamy to. No cóż, buraki stęchłe z brudnej piwnicy śmierdzą pleśnią. Masakra!- krzywiła się z niesmakiem.
Mimo obrzydzenia, skusiła się jeszcze na kotleta schabowego.
- Zdrowe jedzenie to nie jest. Największe nieszczęście wszystkich restauracji na Krupówkach: wszystko smakuje identycznie. Oto jest przykład. (...) Obiad był wyjątkowo niedobry!- podsumowała pierwszy dzień w restauracji.
Brak podstawowej wiedzy i umiejętności
Następnego dnia właścicielka "Zośki" na Krupówkach przyznała się, że nie ma pojęcia, jak prowadzić restaurację. Nigdy nie była u konkurencji, więc nie wie, co prawdziwi górale serwują swoim gościom. Jej marzeniem było zamieszkanie w górach i gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja (czyli poprowadzenie zakopiańskiego lokalu), nie wahała się ani chwili. Dziś ponosi bolesne konsekwencje swojej nieprzemyślanej decyzji. Puste stoły i niskie obroty są na to najlepszym przykładem.
- To chyba najgorsza rzecz, jaką mogłaś zrobić - powiedziała Gessler.
Ale nie tylko właścicielka popisała się brakiem wiedzy. Również pozostali pracownicy wyznali, że nie mają zielonego pojęcia, kim był Witkacy, który zaprojektował budynek, w którym mieści się restauracja... Gessler postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o wiecznie rozchichotanej załodze "Zośki". To, co usłyszała z ust kelnerki, na długo nią wstrząsnęło.
-_ Masz jakąś pasję?_ - spytała ekspertka.
- Pasja? Powoli. Muszę się odnaleźć- odparła zdezorientowana dziewczyna.
- Czym się interesujesz? - spróbowała inaczej zadać to samo pytanie gwiazda.
- Ojej, nie wiem.
- Ciuchy? Faceci? Taniec?
- Tak, mam 24 lata i cieszą mnie na razie takie rzeczy.
- A Witkacy podoba ci się jako mężczyzna? - brnęła dalej Gessler.
- Nie, wolę ogolonych - roześmiała się Justyna.
- No dobrze, ale człowiek ma jeszcze oczy, duszę.
- Tak, o Witkacym nie wiem zbyt wiele... - przyznała się kelnerka.
- To proszę się dowiedzieć. Co malował?- to pytanie restauratorki rozbawiło koleżankę przepytywanej Justyny.
Gorzej być nie może? Oj, zdziwicie się!
Pracownicy nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji
Załamana Gessler powiadomiła właścicielkę o tym, co myśli na temat "wesołych" kelnerek.
- To strasznie przykre widzieć młode osoby, które się tak cieszą własną głupotą i niewiedzą. Śmieją się z tego, że nie wiedzą nic. Trzeba mieć świadomość, gdzie się jest, a nie takie odpowiedzi na poziomie dziesięciolatka. Kretyńskie i kabotyńskie zachowanie. (...) Ta ignorancja kosztuje cię puste sale. (...) Nie będę cię pocieszać. Jest du*a!- zauważyła.
Mimo iż Wiola przeprowadziła pouczającą rozmowę ze swoimi pracownicami, na dziewczynach nie zrobiła ona większego wrażenia. Cała afera dodatkowo je rozbawiła.
- To jest jakieś nieporozumienie. Ona sobie pomyślała, że jesteśmy pustakami. Specjalnie to zrobiła. Nie ma ruchu, bo my nie wiemy, kto to jest Witkacy!- drwiły.
Jak się okazało, nie tylko niewiedza kelnerek uprzykrzała pracę w "Zośce". Zła jakość regionalnych produktów i zardzewiałe miniaturowej wielkości, jak na restauracyjne standardy, patelnie były tylko wierzchołkiem góry lodowej.
- Czy was pogięło ku*wa?! Miało być wędzone, a wy mi kupujecie jakąś historię z supermarketu. Co to ku*wa jest?! To nie boczek! Jeżeli produkt jest do du*y, to po co pracować? Jeżeli to wszystko będzie w takiej jakości, to ja nie wiem, czy się nie wycofuję z tej całej rewolucji!- krzyczała gwiazda.
Ale głośne zwrócenie uwagi wcale nie oznaczało końca nieszczęść. Kiszona kapusta, która podawana jest w kwaśnicy, była... spleśniała!
- Co ty wyprawiasz?! Kobieto, przecież to jest kompletna porażka!- mówiła do właścicielki.
Gessler w końcu przemówiła załodze do rozsądku i wszyscy wzięli się do pracy. Podczas finałowej kolacji podano zupę z rydzów, pieczeń cielęcą oraz góralskie tapas, czyli niewielkie przekąski np. kanapki z pastą ze szprotek i sardynek. Lokal zmienił dlatego nazwę na "Tapas bar Zośka". Choć wieczór na pewno należał do udanych, to kolejna wizyta po trzech tygodniach pozostawiła wiele do życzenia...
Nie ma śladu po dawnej restauracji
Już od wejścia piętrzyły się kolejne problemy.
- Co to jest? Jakaś komunistyczna wersja mojego tapas baru? (...) To jest po prostu szajs. Nic mi się nie chce wziąć z tego. Takie wysra*e i wyschnięte wszystko. Nie pamiętasz, jak to było? Byłaś przytomna wtedy? Prywatka lepiej wygląda. To jakiś żart! Dwadzieścia pięć złotych za to? Skandal!- zwróciła uwagę właścicielce.
Ale to nie koniec zmian. W kuchni zabrakło Staszka, poprzedniego kucharza, przez co potrawy straciły na dawnej jakości i smaku, których nauczyła Gessler.
- Kurczak marynowany w dużej ilości oleju, nie wiem po co. Co to ma być, flaki? Woda, nie flaki! Gdzie jest moja kuchnia?!- nie dowierzała.
Mało tego! Lokal wprowadził smażenie na głębokim oleju, ponieważ, jak zapewniła Wiola, "klienci uwielbiają fryturę". Restauratorce nie pozostało nic innego, jak podrzeć menu i wyjść z "Zośki".
- To jest ściema i oszustwo. Nie mogę się podpisać pod tą rewolucją. Bardzo mi przykro. Traktuję to jako własną porażkę. Dla mnie restauracja jest nie do zaakceptowania, a nigdy nazwa restauracji tak daleka nie była od prawdy, jak w tym miejscu- powiedziała na koniec.
Niestety, te słowa okazały się prorocze. Zaledwie trzy dni po jej drugiej wizycie karczma została zamknięta. To oznacza, że ostatni odcinek programu, wszyscy pracownicy łącznie z gospodynią obejrzeli w telewizji, wspominając tylko to, co kiedyś działo się w ich restauracji.
- Zostaliśmy zmuszeni do zamknięcia lokalu. Stało się tak, bo dokładnie trzy dni po tym, jak ponownie odwiedziła nas celebrytka, właściciel lokalu wręczył mi wypowiedzenie umowy najmu. Teraz restaurację w tym miejscu prowadzi ktoś inny. Ja nie pracuję już w gastronomii- powiedziała Wioletta w rozmowie z gazetakrakowska.pl.
Nowy właściciel zadeklarował, że odmieniona "Zośka" już nie straszy od wejścia nieświeżymi przekąskami, na które często narzekali klienci.
- Mamy nowe menu, nowych właścicieli i nowych pracowników. Jedynie wystrój wnętrza pozostał po "Kuchennych Rewolucjach". Naszym głównym daniem są teraz pierogi. I to pod wieloma postaciami- przyznał Przemysław Lewandowski, menadżer tego miejsca.
Spodziewaliście się takiego zakończenia?
AR/AOS