Gdańsk procesuje się z TVP. Adamowicz kontra Kurski
Miasto Gdańsk procesuje się z TVP. Poszło o materiał w TVP Info szkalujący Pawła Adamowicza za to, że założył w Gdańsku Radę Imigrantów. W środę kolejna rozprawa. Antoni Pawlak, były rzecznik Adamowicza, tłumaczy, skąd ten spór.
15.01.2019 | aktual.: 15.01.2019 13:07
Sebastian Łupak: W środę w Warszawie druga rozprawa w procesie Miasto Gdańsk kontra TVP. Pan będzie świadkiem. O co chodzi?
Antoni Pawlak, były rzecznik prasowy prezydenta Pawła Adamowicza: Paweł Adamowicz powołał w Gdańsku w 2016 Radę Imigrantów przy prezydencie. Byli to ludzie z Ukrainy, Czeczenii, Niemiec, Rosji, Kolumbii czy Syrii mieszkający od lat w Gdańsku. TVP Info zilustrowała materiał o powołaniu tej Rady zdjęciami agresywnych tłumów imigrantów wywołujących zamieszki. Gdańsk żąda od TVP przeprosin. Nasz prawnik uważa, że materiał TVP wywoływał zmanipulowane skojarzenie: "Gdańsk zaprasza uchodźców, gdyż chce Polakom zgotować piekło".
Prezydent Adamowicz mówił w 2016 r. o materiale TVP: "Ten spot telewizyjny to skandal. Przypomina mi tylko jedno - ponurą propagandę stanu wojennego. Dlatego nie możemy tej sprawy zostawić. Szykujemy pozew."...
Bo to prawda. Ta propaganda była bardziej prymitywna i chamska niż to, co robili komuniści.
Paweł Adamowicz był praktykującym katolikiem, a z drugiej strony chciał przyjęcia w Gdańsku dzieci uchodźców na leczenie i brał udział w Marszach Równości z poparciem dla środowisk LGBT. Jak łączył katolicyzm z lewicowymi przekonaniami?
To wynikało z jego chrześcijaństwa. On to traktował serio. W kanonie chrześcijańskim jest miłość bliźniego. On uważał, że wobec Boga jesteśmy równi, bez względu na to, czy urodziliśmy się w Sopocie czy w Syrii. Przedstawiciele mniejszości są z reguły stygmatyzowani i dyskryminowani. Ci ludzie mają gorzej. On nie ograniczał katolicyzmu do tego, że trzeba co niedzielę być w kościele. On wyciągał głębsze wnioski. To nie miało wiele wspólnego z lewicowością. Raczej z jego chrześcijaństwem i wrażliwością społeczną.
Jak znosił te ataki na siebie? Atakowano go w TVP, a Młodzież Wszechpolska przygotowała mu „akt zgonu”…
Ja się bałem, że on pęknie, ale on to znosił dobrze. Zawsze wierzył, że ludzi da się przekonać do swoich racji, że można z nimi rozmawiać na argumenty. Ludziom z definicji ufał.
Podobno padały pod jego adresem ordynarne słowa na ulicy?
Znosił to spokojnie. Takich wypadków agresji słownej było mało. Raczej podchodzili z sympatią. Na pewno nie lubił określenia „Budyń” i miał rację. Nigdy nie było w nim nic budyniowatego. On nie był człowiekiem bez właściwości, galaretowanym. Podejmował trudne, odważne decyzje. Proces kierowania miastem z sukcesem wskazuje, że był zdecydowanym człowiekiem. W ostatnich latach stał się nawet „fajterem”. Dojrzał.
Po co mu było to kwestowanie na WOŚP przez parę godzin w niedzielę w deszczu?
On uważał, że psim obowiązkiem każdego człowieka, któremu się powiodło, jest dzielenie się dobrem z innymi ludźmi. Są ludzie, którym najzwyczajniej w świecie trzeba pomóc.
Czy był pracoholikiem?
Napisał dwie książki. Oczywiście one wymagały redakcji, ale osobiście je napisał. Po całym dniu pracy wracał do domu i czytał ciężkie lektury: filozofia, politologia, historia. Nie rozumiałem skąd ma na to siłę i czas.
Co było fundamentem jego polityki?
Miał obsesję na punkcie Gdańska. Poza tym był nietypowym konserwatystą. Nie uważał, że posiadł wszystkie prawdy. Był niezwykle otwarty na wszystkie sensowne pomysły.