Finał "Sukcesji" mógł wyglądać inaczej. Było alternatywne zakończenie
31.05.2023 12:20, aktual.: 31.05.2023 12:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przez pięć fascynujących lat śledziliśmy losy rodziny Royów z serialu "Sukcesja" HBO Max. W końcu trzeba było doprowadzić do tytułowego przekazania tronu. O finale rozpisują się miliony fanów, a Jeremy Strong zdradza, jakie było alternatywne zakończenie tej historii. Spoilery!
Pokazywana od 2018 r. przez HBO "Sukcesja" to jeden z najlepiej ocenianych seriali w historii, perełka w bibliotece platformy, ale przede wszystkim produkcja, która zgarniała wszystkie najważniejsze nagrody. Po pięciu latach śledzenia cynicznych do bólu, przesiąkniętych władzą i milionami dolarów członków rodziny Logana Roya, trzeba było w końcu zakończyć tę historię.
HBO nie udostępniło danych dotyczących tego, jak wiele osób oglądało finał, ale o tym, jak dopełniła się "Sukcesja" dyskutują internauci. A także aktorzy. Kulisy zdradził Jeremy Strong w rozmowie z "Vanity Fair". Uwaga, jeśli jeszcze nie widzieliście finałowego odcinka, czytacie dalej na własną odpowiedzialność. Zdradzamy szczegóły zakończenia "Sukcesji".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Widzowie na zakończenie "Sukcesji" dostali prawdziwy spektakl, popis aktorskich możliwości ekipy, mięsiste dialogi i kilka zwrotów akcji. Kto spodziewał się, że rodzeństwo Royów ostatecznie zostanie całkowicie wykluczone z gry? Choć Lukas Matsson obiecywał funkcję nowej prezes Waystar-Royco Shiv, ostatecznie fotel amerykańskiego prezesa miał objąć Tom Wambsgans. Co też finalnie się wydarzyło, gdy rodzeństwo zostało przegłosowane po tym, jak Shiv w decydującym momencie sprzeciwiła się Kendallowi. I zrujnowała tym samym jego marzenie o przejęciu schedy po ojcu.
Zdewastowany Kendall udaje się do parku Battery, gdzie bez słowa ogląda zachód słońca, mając za plecami swojego szofera Colina. Tak, bez słów, kończy się "Sukcesja". W wywiadzie dla "Vanity Fair" aktor wyznał, że kręcąc finałowy moment, był zainspirowany tragiczną historią poety Johna Berrymana. Mężczyzna zabił się, skacząc do zamarzniętej rzeki.
- Po ostatnim ujęciu próbowałem rzucić się w stronę wody. Wstałem z tamtej ławki i zacząłem biec, jak najszybciej potrafiłem, rzucając się w stronę barierki. Aktor, grający ochroniarza Colina, zaczął mnie ścigać - zdradził Strong. - Nie wiedziałem, czy to zrobię. On też nic o tym nie wiedział, ale pobiegł za mną i mnie zatrzymał. Nie wiem, czy w tamtym momencie Kendall chciał umrzeć - pewnie tak - czy chciał zostać ocalony przez pracownika ojca - powiedział aktor.
Kendall rzucający się do wody to powtarzający się motyw w "Sukcesji". Nie mogło zabraknąć takiej sceny w finale. Co, gdyby faktycznie chcieli nakręcić mroczniejszą wersję? - Mój Boże, byłoby to trudne. Na poziomie komórkowym człowiek czuje taką chęć przekroczenia tej granicy. Ale to, jak Jesse Armstrong [twórca serii - przyp. red.] pozostawia nas z pewnego rodzaju ambiwalencją, jest wierne jego wizji - skomentował Jeremy Strong.
Teraz wśród fanów "Sukcesji" krąży pytanie, czy to już naprawdę koniec tej historii i czy nigdy nie zobaczymy, co stało się dalej z postaciami. "Variety" zapytało Marka Myloda, reżysera serii: "Czy myślisz o tym, co będzie działo się z tymi bohaterami? Czy ta historia kończy się dla ciebie wraz z finałowymi napisami?". - Często, być może w niezdrowych dawkach, myślę o tym, co się z nimi dalej dzieje. Wydaje mi się, że nie są w specjalnie szczęśliwym miejscu. Myślę o nich jednak jako o utraconych przyjaciołach - odpowiedział wymijająco.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat kontrowersje wokół "Małej syrenki", rozprawiamy o strajku scenarzystów i filmach dokumentalnych oraz zdradzamy, jakich letnich premier kinowych nie możemy się doczekać. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.