Filmował świat przestępców i narkomanów przez 36 lat. "Wielu nie przeżyło pandemii"

- Odstawienie narkotyków wiąże się z codzienną walką. Każdego dnia musisz pamiętać, dlaczego już nie bierzesz, i dlaczego pokusa, która się w tobie budzi, jest zła. Pomagają w tym grupy wsparcia oraz terapeuci. Podczas pandemii zmagający się z nałogami stracili do nich dostęp - mówi w rozmowie z WP Jon Alpert, autor głośnego dokumentu "Życie przestępcze 1984-2020".

Film "Życie przestępcze 1984-2020" można oglądać w HBO GO
Film "Życie przestępcze 1984-2020" można oglądać w HBO GO
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Artur Zaborski

16.12.2021 09:58

To jeden z najdłużej kręconych filmów dokumentalnych w historii kina. Ceniony dziennikarz Jon Alpert spędził 36 lat z Deliris, Bobbym i Freddym, przestępcami i narkomanami z Newark. Opowiadający ich losy film "Życie przestępcze 1984-2020" jest ostrym komentarzem wobec amerykańskiej służby zdrowia, która nie oferuje należytej pomocy osobom uzależnionym. Tłumaczy też, dlaczego tak potężna grupa ludzi zmagających się z narkotykami umarła w czasie lockdownu.

Artur Zaborski: Jak długo Deliris Vasquez nie brała narkotyków?

Jon Alpert: Deliris przedawkowała 12 lipca 2020 r. Trzy dni po tym, jak z nią rozmawiałem. Wcześniej przez trzynaście lat była czysta. Miała pracę na myjni samochodowej, zarabiała pieniądze, lubiła tam chodzić. Poznała też mężczyznę, z którym się zaręczyła i planowała ślub. COVID sprawił jednak, że ten plan odsunął się w czasie, bo nie mogła spotykać się ze swoim narzeczonym.

Dlaczego wróciła do narkotyków po tak długim czasie?

Pandemia zabrała życie wielu osobom uzależnionym i tym, które wyszły z uzależnienia. Odstawienie narkotyków wiąże się z codzienną walką. Każdego dnia musisz pamiętać, dlaczego już nie bierzesz, i dlaczego pokusa, która się w tobie budzi, jest zła. Pomagają w tym grupy wsparcia oraz terapeuci. Podczas pandemii zmagający się z nałogami stracili do nich dostęp. W efekcie ogromna liczba narkomanów zmarła, o czym się niewiele mówi. Deliris była jedną z tych osób. Nie wytrzymała, odebrała sobie życie, chociaż wydawało się, że wyszła na prostą.

"Życie przestępcze 1984-2020" - zwiastun

Zanim Deliris przedawkowała, samobójstwa popełnili jej przyjaciele - kryminaliści Freddie Rodriguez i Robert Steffey, którzy też byli bohaterami twojego dokumentu.

Wpadłem wtedy w depresję. Powiedziałem, że nie będę kończył tego projektu. Byłem przekonany, że Deliris również umrze. Zerwałem z nią kontakt. Nie mogłem uwierzyć, gdy pewnego dnia po latach do mnie zadzwoniła i powiedziała, że wyszła z uzależnienia i chce opowiedzieć światu swoją historię. "Przestań kłamać, Deliris nie zyje!" - krzyczałem do słuchawki, a ona zaczęła wymieniać imiona mojej córki i psów. To był szok. Poprosiła, żebym przyjechał do niej z kamerą. No to pojechaliśmy tam razem z moim operatorem.

Okazało się, że jest czysta od trzynastu lat i udziela się na rzecz społeczności Nowego Jorku. Skontaktowaliśmy się z burmistrzem miasta, który uznał ją za przykład do naśladowania i dowód na to, że można wyjść nawet z potwornego nałogu. Mieliśmy świętować to zwycięstwo wspólnie podczas Dnia Deliris, który burmistrz miał ustanowić. Ale z powodu pandemii nigdy do tego nie doszło. Deliris jej nie przeżyła.

Na zdjęciu: Freddie Rodriguez
Na zdjęciu: Freddie Rodriguez © Materiały prasowe

Jak to się stało, że Deliris, Rob i Freddy zostali bohaterami twojego filmu?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się przenieść w przeszłość. W latach 60. i 70. moje pokolenie buntowało się przeciwko wojnie w Wietnamie. Walczyliśmy też o równouprawnienie rasowe. Gdy wychodziliśmy na ulicę protestować, policja okładała nas pałkami. Nieraz wchodziłem z nimi w konflikt i doświadczyłem z ich strony przemocy. Nienawidziłem mundurowych, którzy byli niesamowicie skorumpowani. Zły obraz policjantów utrzymał się aż do lat 80., kiedy zmienić ich wizerunek próbowały pomóc media. Powstały programy typu reality, w których kamera śledziła codzienne poczynania gliniarzy. To z nich społeczeństwo miało się dowiedzieć, jak solidnie i ciężko pracują.

A ty poszedłeś w zupełnie inną stronę - zamiast pomagać zrozumieć gliny, chciałeś, żeby społeczeństwo zrozumiało przestępców?

W latach 80. Amerykę zalała fala przestępstw. Codziennie słyszeliśmy o nowej sprawie kryminalnej. Był taki tydzień, w którym ja i moi współpracownicy doświadczyliśmy tego na sobie. Mnie skradziono motocykl, kolega z biura miał włamanie do mieszkania, kolejnemu też coś zwędzili. Zastanawialiśmy się, kim są ludzie, którzy za tym stoją i co ich do tego motywuje? Ja nigdy nikomu nic nie ukradłem, więc nie mogłem pojąć, że inni potrafią to robić.. Chciałem się do nich zbliżyć i zrozumieć ich. A najprostszym sposobem było zrobienie o nich filmu.

Jak poznałeś Deliris i jej kompanów?

Sprawdzałem absolwentów szkoły dla trudnej młodzieży w Newark. Porozmawiałem z kilkoma o moim pomyśle. Rob, Freddy i Deliris, którzy tworzyli paczkę, zareagowali pozytywnie. "Chcesz nam towarzyszyć z kamerą? Nie ma problemu. Spotkajmy się na ulicy jutro punkt 12" - powiedzieli mi. Wiedziałem, że coś się wtedy wydarzy, ale nie miałem pojęcia co. To były czasy, kiedy nie było małych kamer, które można swobodnie ukryć. Pobiegłem więc do znajomego, który pracował dla Panasonic. Spędziliśmy całą noc na budowaniu kamery, którą moglibyśmy umieścić w środku teczki. Gdy pojawiłem się na miejscu, bardzo się bałem.

Co cię stresowało?

Ja naprawdę nigdy nic nikomu nie ukradłem. Rodzice tak mnie wychowali, że postrzegam to jako ciężkie przewinienie. Mam do dziś wyrzuty sumienia, że zabrałem mamie pieniądze z portfela, gdy nie patrzyła, choć przecież tyle innych dzieciaków też tak zrobiło. Na dodatek ja nie jestem za bardzo utalentowany. Nie potrafię na przykład robić dobrych zdjęć, dlatego zupełnie się nie nadaję na operatora kamery. Jestem natomiast dobry w dostawaniu się do miejsc, do których inni nie mają akcesu, i w zjednywaniu sobie ludzi.

Kiedy dołączyłem do moich bohaterów, oni od razu mnie rozgryźli. Byli przekonani, że chcę tylko żerować na tym, jak oni żyją. Ale kiedy zobaczyli, że jest we mnie podziw w stosunku do tego, w jaki sposób to robią, miałem ich po swojej stronie.

Na zdjęciu: Deliris Vasquez
Na zdjęciu: Deliris Vasquez © Materiały prasowe

Naprawdę ich podziwiałeś czy grałeś, żeby zaskarbić sobie ich sympatię?

Bardzo imponowało mi, jak kreatywni i błyskotliwi są w wymyślaniu nowych oszustw. Ile tu siedzimy razem, pięć minut? Oni w tym czasie wymyśliliby już ze dwa sposoby na nowy przekręt. Są po prostu w tym dobrzy. Ale mnie oczywiście nie interesowała pochwała złodziejstwa, tylko ciemna strona tego wszystkiego. Nie zamierzałem zrobić ładnego obrazka, tylko pokazać, z czym wiąże się życie w taki sposób.

Gdy się do ciebie przekonali, nie zakładałeś jeszcze pewnie, że spędzisz z nimi 36 lat?

Skąd. Miałem zrobić 4-minutowy materiał do telewizji, a wyszedł z tego rozciągnięty na lata dokument. Gdy montowaliśmy materiał, zauważyłem, że w pierwszych latach kręciliśmy ich tak, że widać naszą fascynację tym, co robią, bo to było kompletne obce dla nas życie. Dopiero w kolejnych latach nabraliśmy z operatorem kamery dystansu i zrozumieliśmy, jak bardzo ci ludzie potrzebują pomocy. Poza tym, że coraz więcej kradli, to zaczęli się staczać w uzależnienie od narkotyków. Deliris w pewnym momencie ważyła trzydzieści kilka kilogramów i sprzedawała swoje ciało za drobne sumy, żeby ona i reszta mogli mieć na kolejną działkę.

Próbowałeś im udzielić pomocy?

Kierowaliśmy ich wszystkich na odwyki. Chcieliśmy jakoś wyprostować ich życie, pomóc im stanąć na nogi. Myśleliśmy tylko o tym, co zrobić, żeby się im udało. Gdy Rob i Freddy nie wytrzymali i popełnili samobójstwa, byliśmy załamani. Przerwaliśmy film. Nie kontaktowaliśmy się z Deliris, bo przekonani, że skończy tak samo jak jej koledzy, a nie chcieliśmy znów przechodzić przez tę bezsilność. Przestaliśmy śledzić jej życie.

Ile razy Rob, Freddy i Deliris trafili na odwyk?

Nie pokazujemy tego w filmie, ale zawoziliśmy ich tam jakieś 50 razy. Swoją drogą, trzeba pamiętać, jak trudno jest dostać się na odwyk w Stanach Zjednoczonych. Nie mamy niestety systemowego wsparcia, uzależnieni są wykluczani, nie oferuje się im pomocy. Wielokrotnie odbierałem telefon od nich, błagali mnie, żebym im pomógł, bo nikt nie chce ich przyjąć na leczenie. Pomagaliśmy też z transportem do ośrodka, odwiedzaliśmy ich, kiedy tylko było to możliwe.

Obraz
© Materiały prasowe

System pomocy osobom uzależnionym od narkotyków w USA nie działa?

Jest na fatalnym poziomie. Za mało inwestujemy w instytucje, które powinny nam pomagać. Uważam, że to skandal, że w szkołach publicznych, w których kwitnie narkobiznes, nie ma zinstytucjonalizowanej pomocy ani alternatywy do narkoimprez. To pokłosie działań polityków z lat 70., kiedy zmagaliśmy się z kryzysem ekonomicznym. W 1978 r. władze Nowego Jorku odcięły wszystkie programy pomocy tak ubogim, jak i uzależnionym. Z publicznych szkół wyprowadzono najbardziej kreatywne zajęcia: muzykę, dziennikarstwo, taniec. Zostały podstawowe przedmioty, od których najprostszą odskocznią stają się narkotyki.

Zrobiłem nawet o tym film dokumentalny, który przekreślił moją karierę w publicznej telewizji, bo pokazywał m.in., jaka jest różnica w opiece medycznej osób zamożnych i biednych. Ci drudzy są w większości sytuacji pozostawieni sami sobie. Jestem patriotą, kocham swój kraj, ale widzę też jego mroczne strony. Przeciwstawiam się im, bo wierzę, że tak powinienem postępować jako obywatel.

Jak się kontaktowałeś ze swoimi bohaterami w czasach sprzed komórek?

Chodziliśmy z operatorem do miejsc, gdzie mieszkali. Niekiedy cieszyli się, że nas widzą, a innym razem irytowali się, bo czasami staliśmy im na drodze do czegoś i przeszkadzaliśmy. Robiliśmy dłuższe przerwy w odwiedzaniu ich, bo wiedzieliśmy, że jeśli będziemy u nich codziennie, znudzą się nami. A jak długo nie rozmawialiśmy, to ekscytowali się naszym przyjściem, opowiadali, co nowego zbroili.

Nie bałeś się, że biorąc udział w ich działaniach, możesz trafić do więzienia?

Jasne, że się bałem. Nieraz byłem pewien, że nas aresztują. Rob był czasami agresywny, nosił przy sobie broń, którą zresztą raz we mnie wymierzył. Ludzie w ich sąsiedztwie też byli niebezpieczni. Kontrolowali swoje dzielnice i policja praktycznie nie miała do nich dostępu. Było wiele niebezpiecznych sytuacji, w których się znaleźliśmy i nieraz się bałem, że nie przeżyjemy.

Czy patrząc, jak oni żyją, nie czułeś pokusy, by przejść na ich stronę?

Nie, bo nie jestem kimś, kto uwielbia adrenalinę. Nie mogę powiedzieć, żeby proces filmowania niebezpiecznych scen był dla mnie przyjemny. Przyjemność czerpię np. z gry w hokeja. Czy było to bardziej ekscytujące niż siedzenie w domu? Pewnie, że tak. Ale nigdy nie pozwoliłem sobie, żeby stracić z oczu cel tego filmu.

Film "Życie przestępcze 1984-2020" można oglądać w HBO GO.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (44)