Festiwal Komiksowa Warszawa, podsumowanie
Komiksowa Warszawa miała być konkurencją dla nielubianych Warszawskich Spotkań Komiksowych. Lista zarzutów wobec WSK jest długa. Impreza była fatalnie zorganizowana, bardzo droga (zwłaszcza dla wydawców), a i środowisku komiksowemu okazywano ostentacyjny brak szacunku. Ale przyciągała tłumy. Czuć było, że organizatorzy potrafią rozreklamować swoją inicjatywę. Zazwyczaj udawało się też ściągnąć jakieś komiksowe gwiazdy z prawdziwego zdarzenia.
27.04.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Komiksowej Warszawie się to niestety nie udało. W Centralnym Basenie Artystycznym odwiedzających było wyraźnie mniej. Trudno powiedzieć, czy zawiniła nieumiejętna reklama, nie najlepsza lokalizacja (zwłaszcza odwiedzający spoza Warszawy mieli problemy z trafieniem) czy fakt, że FKW to nowa, niekojarzona jeszcze marka.
Z powodu spisku islandzkich wulkanów nie dotarł też najważniejszy z zaproszonych gości - Kanadyjczyk Jeff Lemire. Oczywiście nie można mieć o to pretensji do organizatorów, ale fakt pozostaje faktem - FKW odwiedziły niemal wyłącznie rodzime gwiazdy.
Najwięcej na festiwalu stawiło się przedstawicieli komiksowego światka - wydawców, rysowników, dziennikarzy i forumowiczów. I nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to właśnie do nich adresowana była Komiksowa Warszawa. To oni najlepiej bawili się podczas spotkań - zazwyczaj nieumiejętnie i chaotycznie prowadzonych przez ich znajomych. To oni też najlepiej bawili się podczas najgorszego punktu festiwalu - bardzo źle zorganizowanej bitwy komiksowej, o której przebiegu decydowali najgłośniejsi widzowie, a nie talent startujących rysowników (o głupich, narzuconych przez publiczność tematach i wymuszonych dogrywkach, można by napisać oddzielny tekst).
Zabrakło też inicjatyw skierowanych do szerszego grona odbiorców. Ot, choćby spotkania dla dzieci, które na ubiegłorocznym WSK cieszyło się niezwykłą popularnością, czy warsztatów z twórcami tak dobrze sprawdzających się podczas BFK. Zresztą niezrozumiałą "dorosłość" imprezy narzucał też znajdujący się na terenie bar. Podchmieleni fani z piwkiem kręcący się po całym obiekcie, to kiepska reklama.
Nie oznacza to jednak, że FKW był porażką. Przede wszystkim cieszy fakt, że ludziom z Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego udało się przełamać monopol WSK. To daje nadzieję na kolejne, poprawione edycje. Świetnym pomysłem były rozsiane po centrum Warszawy wystawy z pracami rysowników.Być może cieszyły się niewielkim powodzeniem, nie upatrywałbym jednak w tym winy organizatorów, a ogólnej niechęci Polaków do kontaktu ze sztuką. Bardzo porządnie wypadł przygotowany na festiwal "Komiksowy przewodnik po Warszawie". Zjawili się prawie wszyscy najważniejsi, polscy twórcy. Nie zawiedli wydawcy. Niemal wszyscy mieli swoje stanowiska i premiery przygotowane specjalnie na festiwal (które z powodu zmiany terminu imprezy nieco się z nią rozminęły).
Pierwszy Festiwal Komiksowa Warszawa zaliczył kilka poważnych wpadek. Ale warto przyglądać się tej imprezie. Bo jeżeli jej twórcom nie zabraknie zapału i pomysłów, to za kilka lat Warszawa doczeka się w końcu komiksowej imprezy na miarę łódzkiego MFK.