Jedna plamka, która zmieniła jej życie
Ewelina Kopic ma 33 lata. To zdecydowanie za mało na telewizyjną emeryturę, a jednak dziennikarka z własnej woli, a konkretnie dla własnego dobra, zrezygnowała z pracy przed kamerami. Zauważyła, że zbyt wiele kosztuje ją codzienna ucieczka przed własnymi niedoskonałościami. A właśnie tak można określić nieustanne ukrywanie pod makijażem i ubraniami plam na skórze wywołanych przez bielactwo.
Z tym problemem Kopic zmaga się od kilkunastu lat. Początkowo uznała małą, odosobnioną plamkę na skórze za reakcję alergiczną. Kiedy przebarwienia rozprzestrzeniły się na kolejne części ciała, w tym skórę głowy i twarzy, zrozumiała, z czym ma do czynienia. Dziś genezę schorzenia wiąże z trudnym osobistym zdarzeniem, bo bielactwo, podobnie jak inne choroby dermatologiczne, często ma podłoże psychosomatyczne.
- Mechanizm włączający bielactwo jest jak nagłe siwienie czy łuszczyca. Przeżyłam straszną rodzinną traumę, bardzo silny wstrząs emocjonalny. Kilka dni później na nadgarstku pojawiły się pierwsze plamy. Ale zbagatelizowałam to, myślałam, że może to reakcja uczuleniowa albo perfumy tak zareagowały na słońce. Ale potem pojawiały się kolejne - na łokciach, i kolejne, i kolejne, a ja byłam coraz bardziej pozamykana i wystraszona, że ktoś zobaczy, jak wyglądam - mówiła w rozmowie z Natalią Sosin dla gazety.pl.