Ewa Wachowicz: "Dla mężczyzn miss jest jak trofeum, ten tytuł to afrodyzjak"
None
Piękna jurorka "Top Chef" rozlicza się z przeszłością
23 lata temu o Ewie Wachowicz usłyszała cała Polska, a jej nazwisko trafiło na pierwsze strony gazet. To wtedy, w 1992 roku, skromna dziewczyna z małej wsi Klęczany w województwie małopolskim, zdobyła koronę Miss Polonia. Kilka miesięcy później w wyborach na najpiękniejszą kobietę świata wybrano ją trzecią wicemiss. W 1993 roku mogła już pochwalić się tytułem Miss Świata Studentek.
Sukces w konkursach piękności otworzył jej drogę do wielkiej kariery. Atrakcyjna miss w przeszłości była rzecznikiem rządu, dziennikarką radiową, aż w końcu trafiła do telewizji, gdzie na stałe znalazła swoje miejsce. Obecnie jest najseksowniejszą jurorką programu "Top Chef", do której co tydzień wzdycha męska część publiczności.
W najnowszym wywiadzie dla "Twojego Stylu" świadoma swoich niezaprzeczalnych atutów Wachowicz przyznaje, że choć schlebia jej zainteresowanie, jakie do dziś wzbudza u płci przeciwnej, to zdarzały się w jej życiu chwile, gdy czuła się jak "trofeum dla mężczyzn". Jak wspomina ten czas i w jaki sposób tłumaczy się z przypisywanego jej przed laty romansu z ówczesnym premierem Waldemarem Pawlakiem?
AR
W wyborach piękności okazała się bezkonkurencyjna
Wszystko zmieniło się w 1991 roku, gdy koledzy z Akademii Rolniczej w Krakowie namówili Wachowicz do udziału w konkursie piękności. Początkowo skromna, ale zarazem niezwykle atrakcyjna studentka nie wierzyła, że wróci do akademika z jakimkolwiek tytułem.
Okazało się, że przyjaciele wykazali się lepszą intuicją od niej, bowiem dziewczyna została wybrana "najmilszą studentką" uczelni, a potem całego Krakowa i Małopolski. Kolejne korony były tylko kwestią czasu. We wrześniu 1992 roku, gdy do jej rąk trafił tytuł Miss Polonia, o urodzie Wachowicz dowiedziała się cała Polska.
- Kiedy przyjechałam do rodzinnej wsi, nawet ksiądz mi gratulował z ambony. W kościele wszyscy patrzyli tylko na mnie. Gdy do parafii miał przyjechać biskup, ksiądz poprosił, żebym czytała w kościele Biblię. "Jak staniesz z tyłu, wszyscy będą patrzeli na ciebie, a jak z przodu i będziesz czytała, to będą patrzeć w stronę ołtarza". No i czytałam - wspominała na łamach "Twojego Stylu".
Nieustające propozycje matrymonialne
W grudniu 1992 roku Polka przywiozła z wyborów Miss Świata w RPA tytuł trzeciej wicemiss. Rok później została Miss Świata Studentek. Wachowicz, choć nigdy nie narzekała na brak zainteresowania ze strony kolegów, w latach 90. nie mogła opędzić się od zakochanych w niej adoratorów.
- Dla mężczyzn miss jest jak trofeum, ten tytuł to afrodyzjak. Obcy mężczyźni jechali przez pół Polski do moich rodziców z kwiatami, prezentami i oświadczynami. Jeden przywiózł nawet złotą kolię z brylantami. To był czas, kiedy w Polsce ludzie przedsiębiorczy szybko się dorabiali. Słyszałam więc: "Ewa, dam ci dom, samochód, o nic nie będziesz musiała się martwić, tylko wyjdź za mnie". Myślę, że to, jak zostałam wychowana, uchroniło mnie przed "sprzedaniem się". Nie mówię, że pieniądze nie są ważne, ale mnie nie imponowało bogactwo. I nie chciałam czuć się jak trofeum. Pan ma dom z basenem, jaguara, jacht, wielką firmę, do obrazka brak mu tylko żony z tytułem miss. Zresztą do żadnego z "kandydatów" serce nie zabiło mi mocniej - wyznała w wywiadzie dla "Twojego Stylu".
O romansie nie było mowy
Niedługo potem ofertą współpracy, choć już nie matrymonialnej, zaskoczył Wachowicz ówczesny premier Waldemar Pawlak. Jemu miss nie odmówiła i została rzecznikiem prasowym jego gabinetu.
- Nie mam wątpliwości, że gdybym była nikomu nieznaną studentką, nie dostałabym tej propozycji. Ale tutaj znów przydało się moje pochodzenie. Premiera ujęło, że na scenie powiedziałam: "Jestem z małej wioski". (...) Na spotkaniu z nim wyznałam, że nie znam się na polityce i nie czuję się na siłach. Wyjaśnił, że sytuacja jest szczególna i prosi mnie o pomoc w ociepleniu wizerunku. Byłam "naszą miss", którą wszyscy lubili. Obiecał, że dostanę doradców, a ona zawsze będzie do dyspozycji. No się zgodziłam - przyznała w "Twoim Stylu".
Rozpoczęcie współpracy z premierem stało się przyczynkiem do lawiny spekulacji na temat rzekomego romansu Wachowicz i polityka.
- Nawet mnie to nie dziwiło. Popatrz, premier zatrudnia młodą, ładną dziewczynę bez kompetencji. Cóż mogę powiedzieć? Tylko tyle, że przez półtora roku sekretarzowania byliśmy na "pan" i "pani". Dopiero gdy premier zrezygnował, poszłam, by podpisał moje wymówienie. Złożył podpis, podaliśmy sobie ręce i wtedy powiedziałam: "Mam na imię Ewa". Taki to był romans - podsumowała z uśmiechem w tym samym wywiadzie.
AR