Ewa Drzyzga: "moim celem nigdy nie była gra na emocjach"
None
Ewa Drzyzga
Rozmowy Ewy Drzyzgi trwają nieprzerwanie od 2000 roku. W tym czasie przez krakowskie studio TVN, gdzie nagrywane są odcinki talk show, przewinęło się co najmniej 20 tysięcy osób. Każda z nich zaprezentowała przed kamerami swoją historię: poruszającą, wstrząsającą, kontrowersyjną. Jak zdradziła w najnowszym wywiadzie dla tygodnika "Wprost" gospodyni programu, ma jedną zasadę: nie ma bohatera, nie ma programu.
Niestety, w ostatnich latach ów bohaterowie są coraz bardziej nierealni, podobnie jak ich opowieści. Z talk show, w którym kiedyś poruszano istotne i trudne społecznie tematy, "Rozmowy..." stały się przedstawieniem, którego aktorów i to, co mówią, trudno brać na poważnie.
Mimo wyraźnego spadku poziomu programu czy problemów z KRRiT, jakie w ostatnich latach z powodu treści audycji miała stacja TVN, Drzyga nieustannie twierdzi, że pokazuje prawdziwe historie, nie stara się szokować widzów i nie gra na ich emocjach. Pojawia się więc pytanie, czy Ewa Drzyzga ogląda ten sam program co widzowie?
KM/AOS
Statyści, dziwolągi i inni bohaterowie "Rozmów w toku"
Piętnaście lat emisji programu to, jak chcielibyśmy wierzyć, jedyny powód, dla którego twórcy "Rozmów w toku" prezentują coraz dziwniejsze historie. "Jesteś szlaufem, bo ukradłaś mi chłopaka", "Wystawiam dziecko do walk w klatce", "Ile potrafi zjeść i zwymiotować bulimiczka?" - to tytuły odcinków z ostaniach dni, a wśród nich prawdziwy hit: "Czy mężczyzna jest w stanie wytrzymać poród?", wydanie z użyciem symulatora porodu. Ale to już nas nie dziwi, bo w tym programie był już wykrywacz kłamstw, była też hipnoza, która miała wyleczyć z nieszczęśliwej miłości...
Producenci talk show TVN co rusz starają się zaskoczyć widzów. W pogoni za interesującymi tematami dawno jednak stracili umiar i poczucie rzeczywistości. Wśród wpisów na oficjalnym profilu programu znajdziemy przede wszystkim oferty internautów zainteresowanych udziałem w nagraniach, wypromowaniu swojej osoby niezależnie od kontekstu. Pojawiają się jednak i takie opinie: _ "Lubię oglądać ten program, ale czuję się oszukana. Coraz częściej występują statyści, którzy występują w "Dlaczego ja", "Ukryta prawda", "Trudne sprawy" itp. Dlaczego wszystko jest wyreżyserowane?"- pyta fanka. Inni pytają o coś innego:
_"Ewo, nie czujesz się koszmarnie prowadząc tak płytkie programy? Dziennikarka twojego pokroju powinna się szanować i nie robić tandetnych programów, w których sztuczność i prostota wprost się wylewa. A tak dobrze się zapowiadałaś ..."
Wygląda jednak na to, że samopoczucie Ewy Drzyzgi jest jak najlepsze. Objawów tzw. kaca moralnego próżno szukać. Takie przynajmniej wrażenie można odnieść po przeczytaniu wywiadu, jakiego udzieliła tygodnikowi "Wprost".
Szokuje cię program Drzyzgi? Nie znasz życia!
Dziennikarka TVN pytana przez Marcina Dzierżanowskiego o krytykę programu w związku z udziałem tzw. dziwolagów, konsekwentnie twierdzi, że pokazuje prawdziwe historie.
- Moim celem nigdy nie była gra na emocjach. Ktoś, kto stawia takie zarzuty, powinien najpierw uważnie obejrzeć program. Jeśli kogoś te historie szokują, to znaczy, że nie zna życia. (...) Dziwaczne tematy mogą pojawiać się w programach, do których pisane są scenariusze. U nas tego nie ma- czytamy we "Wprost".
Ewa Drzyzga podkreśla też, że "Rozmowy w toku" niesłusznie oceniane są wyłącznie po tytułach poszczególnych odcinków.
- Program ma 40 min i żeby go oceniać, trzeba zobaczyć całość, a nie przytoczyć tytuł odcinka. Nie ocenia się książki po okładce - zauważa.
Czy kiepska prasa programu to jednak wyłącznie wina pochopnych opinii?
"Prawdziwe historie"
Warto przypomnieć, że kiedy KRRiT nałożyła w 2011 roku na stację TVN karę za odcinek "Rozmów w toku" zatytułowany "Najlepsza na świecie jest miłość w klozecie" czy też w 2013 roku za cztery wydania talk show ("Po co talent, po co szkoła - ja pozować będę goła!", "Jak imprezuje ćpunka z gimnazjum?", "Na randkach spotykam samych zboczeńców!", "Popatrz na mnie! Widzisz przed sobą pustaka?"), zawierających wulgarne treści, brała pod uwagę znacznie więcej niż tytuł. Wtedy Ewa Drzyzga tłumaczyła, że nie ma wpływu na to, jakim językiem posługują się jej rozmówcy. Zapomniała najwyraźniej, że to ona decyduje, kogo do tego programu zaprasza.
Dziś talk show Drzyzgi śledzi średnio niewiele ponad 1 mln widzów. Dlaczego ludzie wciąż zasiadają przed telewizorami w porze emisji "Rozmów..."? Jak tłumaczy Drzyzga: "magnesem programu są prawdziwe historie ludzi".
KM/AOS