Seriale zagraniczne"Everything Sucks!" to coś więcej zwariowana podróż przez lata 90. Netlfix ma nosa do nieoczywistych produkcji

"Everything Sucks!" to coś więcej zwariowana podróż przez lata 90. Netlfix ma nosa do nieoczywistych produkcji

Przeszło dwa lata temu dostaliśmy od Netfliksa "Stranger Things", laurkę z dedykacją dla lat 80., która pochłonęła nas bez reszty. Teraz przenosimy się o kolejną dekadę. Pora, by znów zakochać się w latach 90.!

"Everything Sucks!" to coś więcej zwariowana podróż przez lata 90. Netlfix ma nosa do nieoczywistych produkcji
Źródło zdjęć: © Netflix/Materiały prasowe
Urszula Korąkiewicz

19.02.2018 | aktual.: 19.02.2018 12:39

W "Everything sucks!" mamy wszystko, za co kochamy tę dekadę. Dobrą muzykę na kasetach magnetofonowych, fascynującą jeszcze wtedy MTV, "wdzwianiany" internet, mnóstwo kaset VHS, wypożyczalnie filmów, przegrywane chałupniczo kinowe przeboje i oczywiście… kino klasy B (tak, z laserami, manekinami, wybuchami i drętwymi dialogami). Odniesień do popkultury z tamtych czasów jest naprawdę sporo. Mamy rok 1996, bohaterowie zachwycają się więc wtedy już kultowymi filmami, jak "Forrest Gump" czy "Pulp Fiction". A wszystko to przy akompaniamencie Tori Amos, Spin Doctors, Alanis Morisette, Ace of Base czy Duran Duran. Uwierzcie, "Everything sucks!" równie szybko może podbić wasze serca, co "Stranger Things".

Pierwsze wrażenie? Nowa propozycja Netlfiksa wygląda trochę jak dziecko "Stranger Things" i "Teorii wielkiego podrywu". Mamy tu grupkę pozornie przeciętnych nastolatków z klubu audio-wideo, ale równie bystrych, co fizycy z kultowego sitcomu. A przynajmniej z takim samym poczuciem humoru. Podobieństw do "ST" też znajdziemy sporo, przykładowo Luke ma takie samo zacięcie do nowinek technicznych co Lucas, a nieśmiały Tyler ma w sobie tyle samo nieporadnego uroku, co Dustin. Znajdzie się też odpowiednik Steve’a, Oliver – amator aktorstwa z równie imponującą fryzurą.

Obraz
© Netflix/Materiały prasowe

Nadużyciem byłoby powiedzieć, że to taki sam serial, tylko dziesięć lat później. Tutaj wszelkie odniesienia do science-fiction ograniczają się do filmu, który dzięki pomysłowemu Luke’owi kręcą licealiści. I udaje im się wspólnie z kółkiem teatralnym stworzyć dzieło tak zabawnie złe, że chcielibyście zobaczyć je w całości na którymś z pokazów "najgorszych filmów świata". Chociaż nazwa miasteczka Boring, w którym mieszkają, jest wymowna, to nie ma tu mowy o nudzie.

W przypadku "Evertyhing sucks" mamy do czynienia z komedią, w której pierwsze skrzypce odgrywa problem dorastania. To opowieść o odnalezieniu się w nowej szkole, o akceptowaniu samego siebie, kłopotach z rodzicami, o poznawaniu własnej seksualności (co ciekawe, w przeciwieństwie do wielu innych seriali dla młodzieży, tu jeden z romantycznych wątków rozwija się pomiędzy dwoma dziewczynami).

Szczególnie ujmują dwie główne postaci - Luke i Kate, którzy tworzą najbardziej uroczy duet serialu. Nowy chłopak w szkole i córka dyrektora, to jak, cytując jednego z nauczycieli, igranie z plutonem i nie może się udać. A jednak, Luke tak bardzo chciałby mieć dziewczynę, że jest gotów zrobić dla niej wszystko, nawet ukrywać przed całą szkołą jej odmienność. Kate z kolei jest nieufna i wycofana, ale otwiera się właśnie przed Lukiem i nie zdaje sobie sprawy, jak szybko stał się jej bliski. I to właśnie oni najwięcej uczą o tym, jak ważne jest wsparcie w akceptowaniu samego siebie i jak bardzo potrafi dodać skrzydeł. A Jahi Di'Allo Winston i Peyton Kennedy są w tym bardzo naturalni i autentyczni.

Obraz
© Netflix/Materiały prasowe

"Everything sucks!" to też przede wszystkim opowieść o przyjaźni, poszukiwaniu bratniej duszy, potrzeby dzielenia się smutkami i radościami z kimś innym. To wreszcie tak zwyczajna historia o nastolatkach, że wielu z nas przypomni własne wybryki ze szkolnych czasów. Serial, choć jest dobrze osłonięty otoczką lekkiej komedii, niesie ze sobą istotne przesłanie. Pokazuje, jak ważnym aspektem dla nastolatka jest przyjaźń. Prawdziwa przyjaźń, która nie ustrzega się błędów, bywa szorstka, ale pozwala innym, a przede wszystkim samym sobie zaakceptować to, jacy w rzeczywistości jesteśmy. Paczka nastoletnich aktorów, jak Jahi Di'Allo Winston, Sydney Sweeney, Peyton Kennedy, Rio Mangini szybko wam to uświadomią. I mają zadatki, by zdobyć waszą sympatię tak, jak dzieciaki ze "Stranger Things".

Dziesięć 20-kilku minutowych odcinków tworzy spójną całość, którą ogląda się jak jeden długi, interesujący film. I kiedy już na dobre można się wciągnąć, żałuje się, że zaraz się kończy. Serial ma jednak zadatki na ciekawą kontynuację i wydaje się, że już zapowiada się drugi sezon. Warto na niego czekać. Bo może kiedy jest się nastolatkiem wszystko jest do bani (pierwsze miłości, pocałunki i zaiweranie znajomości), może w latach 90. sporo było do bani, ale "Everything sucks" z pewnością nie jest. Przekonajcie się sami.

Obraz
© Netflix/Materiały prasowe
Zobacz także
Komentarze (2)