Eurowizja 2022. Krystian Ochman był bezbłędny. Relacja z finału
Tak silnego reprezentanta Polska nie miała od 1994 r. Finałowy występ Polaka był doskonały. A jak zaprezentowali się jego konkurenci?
Fani Krystiana Ochmana musieli uzbroić się w cierpliwość. Nasz reprezentant wystąpił niemal na samym końcu finałowego koncertu. Losowanie nie było dla niego zbyt łaskawe. Przed Polakiem wystąpiły osoby, które typowane były na tegorocznych zwycięzców, czyli Cornelia Jakobs ze Szwecji, Sheldon Riley z Australii i Sam Ryder z Wielkiej Brytanii.
Transmisję rozpoczęło uliczne granie piosenki "Give Peace a Chance", a w tle powiewały ukraińskie flagi, co było subtelnym nawiązaniem do wojny w Ukrainie. Muzyka przeniosła się na wypełnionej po brzegi hali PalaOlimpico w Turynie.
Natomiast sam koncert otworzył występ Laury Pausini, która zaprezentowała się publiczności w podwójnej roli: gościnnej artystki i prowadzącej. Na koniec piosenkarka zaapelowała o pokój na świecie.
Kolejnym etapem imprezy była tradycyjna "parada flag", na której zaprezentowali się finaliści z barwami narodowymi. W tym roku pojawiły się też flagi LGBT+ oraz osób transpłciowych. Gdy ostatni reprezentanci zeszli ze sceny, pojawiła się na niej trójka prowadzących: Alessandro Cattelan, Laura Pausini i Mika.
Po krótkiej prezentacji Marka Sierockiego, na scenie zaprezentowali się pierwsi artyści. Trio We Are Domi rozkręciło publiczność elektronicznym utworem "Lights Off". Dziennikarze komentujący półfinał zwrócili uwagę na na to, że Czechy miały jedną z najlepszych wizualizacji świetlnych.
Po nich na scenie pojawił się jeden z ulubieńców eurowizyjnych fanów, czyli WRS z piosenką "Llámame". To jeden z najbardziej chwytliwych utworów 66. Konkursu Piosenki Eurowizji. Później na scenie zrobiło się lirycznie i kojąco. Wszystko za sprawą ujmującego występu MARO z piosenką "Saudade, Saudade" z Portugalii. Harmonia tych wokalistek robi niesamowite wrażenie.
Po reprezentantkach Portugalii na scenie pojawił się doskonale znany w Polsce zespół The Rasmus z mocnym, rockowym kawałkiem "Jezebel".
Eurowizyjny rollercoaster znów nieco wyhamował, a na scenie ponownie zrobiło się lirycznie. Czy introwertyczny występ Szwajcara Mariusa Beara i jego utwór "Boys Do Cry" zachwyci fanów oraz sędziów?
Jeśli spodziewaliście się, że Francję znów będzie reprezentować egzaltowana diva, mogliście być zawiedzeni tym występem. Alvan&Ahez śpiewali "Fulenn" po bretońsku, a wykonowi towarzyszyła ognista wizualizacja i energiczny taniec. Było bardzo orientalnie i energetycznie.
Drodzy państwo, najdziwniejszy występ Eurowizji 2022, czyli Subwoolfer i ich piosenka "Give That Wolf A Banana" znów porwał widownię. Absurdalny pomysł Norwegów sprawdził się w stu procentach. O żółtych wilkach z kosmosu, których karmi się bananami, ciężko zapomnieć.
Po Norwegii na scenie pojawiła się Rosa Linn z Armenii z utworem "Snap". Tym razem młodziutka piosenkarka nie miała żadnych problemów z scenografią, za co zebrała gorące brawa od publiczności.
Reprezentacja gospodarzy znów była mocna. Ballada "Brividi" duetu Mahmood&BLANCO była najczęściej słuchanym utworem Eurowizji 2022 na Spotif. Nie da się jednak ukryć, że największe wrażenie robił ładunek emocjonalny piosenki, bo wokalistom zdarzały się niesamowicie nieczyste momenty. Fałsz jednak publiczności w ogóle nie przeszkadzał.
Następna na scenie pojawiła się reprezentantka tzw. Wielkiej piątki, czyli Chanel z Hiszpanii. "SloMo" i choreografia do tego utworu to dokładnie to, czego oczekujemy po reprezentacji tego kraju. Show i umiejętności taneczne mogą przynieść ognistej piosenkarce zwycięstwo.
Po latynoskich rytmach przyszło nam nieco zwolnić. Introwertyczna S10 od początku typowana była na jedną z faworytek. Ekspresja Holenderki, choć oszczędna, robiła na publiczności ogromne wrażenie.
Kolejni artyści - Kalush Orcherstra to faworyci. Ukraiński kolektyw łączy muzykę ludową z rapem, a ich "Stefania" to niekwestionowany hit. Chwytliwy refren i niesamowita prezentacja na scenie za każdym razem robi wrażenie. Na koniec występu pojawił się apel nawiązujący do wojny w Ukrainie. A prowadzący, Alessandro Cattelan, powiedział: "Slava Ukraini". To jak do tej pory najmocniejszy proukraiński gest na tegorocznej Eurowizji.
Reprezentujący Niemcy Malik Harris dał świetny występ. Miał jednak pecha, bo zaprezentował się po Ukrainie, po której ciężko zrobić wrażenie. Podobne odczucia można mieć po występnie Moniki Liu z Litwy. Nawiązująca do francuskich wzorców piosenka "Sentimentai" nieco nużyła.
Następna na scenie zaprezentowała się ballada Nadira Rustamli'ego z Azerbejdżanu. To kolejny oszczędny w środkach występ, który jednak starano się podrasować efektami specjalnymi. Kolejnym walczącym o zwycięstwo artystą był Jeremie Makiese z Belgii. Bramkarz drugoligowego klubu piłkarskiego zaśpiewał "Miss You" i dał wszystkim do zrozumienia, że on również może się liczyć w walce o podium.
Młodziutka reprezentantka z Norwegii nie zaliczy tego występu do najlepszych. W połowie piosenki "Die Together" coś najwyraźniej działo się z głosem Amandy Georgiadi Tenfjord, bo wkradały się fałszywe nuty.
Fani folkowych brzmień z pewnością czekali na wykon islandzkiego zespołu Systur. Trio zaśpiewało "Með Hækkandi Sól" i właściwie powtórzyło występ półfinałowy. Jedna z "sióstr" jest kobietą transpłciową i też do tego nawiązuje utwór. Artystki miały na gitarach niebiesko-żółte flagi, a na koniec wyraziły swoje wsparcie dla Ukrainy.
Po islandzkim folku przyszła pora na bałkańskie rytmy. Kolektyw Zdob și Zdub i Fratii Advahov Brothers i ich piosenka "Tenuletul" jak zawsze porwała publiczność do tańca. Widać, że eurowizyjni fani lubi, gdy na scenie nie wszystko jest tak śmiertelnie poważne.
Szwedzka reprezentantka od początku była faworytką. Za sprawą pięknego utworu "Hold Me Closer" i charyzmatycznej Cornelii Jakobs turyńska scena zapłonęła. Nie ma wątpliwości co do tego, że będzie się liczyła w walce o zwycięstwo.
Po szwedzkim popowo-rockowym utworze na scenie pojawił się Sheldon Riley z Australii. Za sprawą wokalnych umiejętności i majestatycznego utworu, porównywany jest z Krystianem Ochmanem. Widać było, że finałowe wykonie "Not The Same" kosztowało go wiele emocji.
Kolejny w wyścigu zaprezentował się Sam Ryder z Wielkiej Brytanii. Doświadczenie z TikToka było zauważalne na scenie. - Dawno Wielka Brytania nie miała tak mocnego utworu - zauważył Olek Sikora.
Krystian Ochman dał z siebie wszystko. Bez najmniejszych wątpliwości jest najlepszym technicznie wokalistą tej edycji Eurowizji. Widać, że pracował nad ekspresją na scenie, śpiewał czysto i bezbłędnie.
Po Polaku wystąpiła reprezentacja Serbii. Ironiczny, alternatywny, komentujący popandemiczną rzeczywistość utwór "In corpore sano" Konstrakty, jeszcze przed półfinałami podbił serca internautów. Charakterystyczny układ choreograficzny rąk niesie się w mediach społecznościowych.
Konkursowe wykony zamykał reprezentant Estonii. Uroczy Stefan i jego nawiązujący do country utwór "Hope" przeniósł publiczność na dziki zachód.
To oczywiście nie koniec eurowizyjnych emocji. Na scenie pojawili się oczywiście ubiegłoroczni zwycięscy - Maneskin z nowym singlem "Supermodel" oraz utworem stworzonym na potrzeby filmu o Elvisie. Włoska grupa koncertuje i bije rekordy popularności. Są dowodem na to, że po Eurowizji wciąż można zrobić karierę na miarę Abby czy Celine Dion.
Oczekiwanie na wyniki umilała włoska diwa Gigliola cinquetti oraz Mika, którego występ był apelem bezgranicznej miłości.
Jak zawsze głosy widzów mocno rozbiegały się z tym, jak oceniali sędziowie. Według jury 66. Konkursu Piosenki Eurowizji powinien zwyciężyć reprezentant Wielkiej Brytanii. Głosowanie widzów, miażdżącą przewagą punktów wygrał jednak kolektyw Kalush Orchestra z Ukrainy. Krystian Ochman ostatecznie zajął 12 miejsce.
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify oraz w aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij.