Eurowizja 2017: Rosja przejmie konkurs od Ukrainy?
Rosyjscy dziennikarze zauważyli, że sąsiedzi mogą nie mieć wystarczająco dużo czasu na przygotowanie konkursu. Tym bardziej, że wciąż nie wiedzą skąd wziąć pieniądze na jego przygotowanie i nie podjęli decyzji, gdzie miałby się odbyć, a w grę wchodzą trzy miasta.
Europejska Unia Nadawców zaznacza, że nie odbiera Ukrainie statusu zwycięzcy, a co za tym idzie, prawa do organizowania konkursu. Stawia jednak warunek określenia ostatecznej lokalizacji. To uzasadnione żądanie, tym bardziej że władze w Kijowie już kilkakrotnie przesuwały termin ogłoszenia miasta-gospodarza dla eurowizyjnych zmagań. - Największym problemem jest to, czy będzie czas na przygotowanie infrastruktury do maja następnego roku – powiedział "Izwiestii" przedstawiciel ukraińskiej firmy, która dysponuje prawami do transmisji konkursu.
- Ukraina wygrała konkurs w 2016 roku, czyli wygrała też prawo do jego organizacji w swoim kraju. Statusu zwycięzcy nikt nie może jej odebrać. Tymczasem, odnośnie terminów, decyzja powinna być podjęta nieco wcześniej. Uważnie obserwujemy to, jak trzy miasta uparcie walczą o prawo do przeprowadzenia konkursu, ale nie wiemy, kiedy oficjalnie zostanie ogłoszony wynik. Ostateczny termin – nie później niż na początku października – skomentowało sytuację biuro prasowe Eurowizji.
Jeżeli władze Ukrainy nie spełnią tego warunku, organizacja Eurowizji przejdzie na kraj, który zajął drugie miejsce. W tym przypadku jednak Australia ze względu na swoje położenie geograficzne nie mogłaby być gospodarzem. Krajowi przypada w udziale jedynie współorganizowanie imprezy. Potencjalnym organizatorem byłaby więc Rosja, która zajęła trzecie miejsce.
Zobacz także: Artur Orzech o Eurowizji