Essential "ligne claire"
A to dlatego, że Egmont wydał właśnie dwa zbiorcze woluminy ,,Przygód...", z których pierwszy wznawia wspomnianego wyżej "Kraba..." oraz ,,Tajemnicę Jednorożca", a na dokładkę dostajemy jeszcze debiutującą u nas ,,Tajemniczą gwiazdę". Drugi z tomów to już zupełna nowość - po raz pierwszy w Polsce przeczytać możemy ,,Aferę Lakmusa", ,,Ładunek Koksu" i kontrowersyjnego ,,Tintina w Tybecie". Co ciekawe wszystkie te albumy wydane zostały między 1946 a 1960 rokiem. Nie pomylę się chyba, jeżeli nazwę je wszystkie elementarzem (essentialem) szkoły ,,ligne claire".
15.01.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:09
Moja obawa przed recenzowaniem tej serii jest w pełni uzasadniona. Jej twórca, Herge wykreował Tintina w końcu lat 20. dając początek zupełnie nowemu ujęciu komiksu. Czytając ,,Tintina" można zauważyć, że to, co wypełnia dany kadr (postacie, zwierzęta, przedmioty) pojawia się tam zawsze z konkretnego powodu, będąc integralną częścią opowieści. Ten uproszczony acz niezwykle czytelny sposób opowiadania obrazem wpłynął na wielu europejskich twórców i wyznaczył nowy trend na najbliższe dekady. Z Tintina uczynił zaś ikonę zachodnioeuropejskiego komiksu i postawił w jednym rzędzie z takimi kreacjami jak choćby Asterix i Obelix Goscinnego i Uderzo.
Główny bohater ,,Przygód..." to młody reporter odznaczający się wyjątkowym zamiłowaniem do prowadzenie śledztw. Wraz z kapitanem Baryłką i przesympatycznym psem Milusiem podróżuje po świecie wplątując się w kolejne afery i odkrywając tajemnice. Oprócz całej trójki regularnymi gośćmi serii są dwaj detektywi nieudacznicy - Tajniak i Jawniak, zwariowany wynalazca profesor Lakmus i wiele innych barwnych postaci. Razem przeżywają oni niezwykłe przygody: ścigają przemytników opium, biorą udział w ekspedycji naukowej dla zbadania nowego rodzaju metalu na Antarktydzie, wpadają na trop pirackiego skarbu, zwalczają handlarzy niewolników albo spotykają z najprawdziwszego Yeti w tybetańskich górach.
Co ciekawe, w tle tych wszystkich przygód, kryminałów i awantur odnaleźć można bieżące problemy społeczne i polityczne, jakimi żył świat w połowie ubiegłego stulecia. W ,,Aferze Lakmusa" (1956) o wynalazek tytułowego profesora ubiegają się dwa obce mocarstwa do bólu przypominające kraje bloku wschodniego. W historii ,,Koks w ładowni" (1958) Tintin i Baryłka wykazują się postępowym, tolerancyjnym podejściem do kwestii handlu czarnymi niewolnikami nawróconymi na Islam. Biorąc pod uwagę fakt, iż świat właśnie wchodził w epokę dekolonizacji przesłanie ,,Koksu..." wydaje się być aż nazbyt czytelne.
,,Przygody Tintina" to przede wszystkim jednak świetny humor sytuacyjny. I to w niezwykle obfitych ilościach. Wypadki, poślizgnięcia, przypadkowe uderzenia, spadające nagle na głowę przedmioty wypełniają po brzegi komiksy Herge. Królem niekomfortowych sytuacji jest zdecydowanie Baryłka, uzależniony od alkoholu kapitan bez okrętu i stały rezydent zamku w Księżymłynie. Dodatkowo w każdym albumie upaja nas wyjątkowo oryginalnymi przekleństwami stale uzupełniając zasobność przedziwnych sformułowań (ektoplazmy, gofrownice, domokrążcy, tryglodyci, i obrazoburcy to moje największe faworyty). Drugie miejsce wśród największych pechowców zajmują chyba Tajniak i Jawniak. Postacie poprowadzone trochę słabiej, ale przy dłuższej znajomości wiadomo, że bez nich już się nie obejdzie.
Moje pierwsze poważne zetknięcie z Tintinem nasunęło mi także inną, nico smutniejszą refleksję. Otóż scenerią przygód bohatera w miażdżącej większości jest otwarte morze. Jego najbliższy kompan, wysoki i postawny Baryłka to kapitan okrętu. Czy nie nasuwa się skojarzenie z naszym najsłynniejszym komiksem marynistycznym - ,,Kajtek i Koko" Christy? I niech mnie kule biją, jeśli o niejakim Milusiu już gdzieś nie słyszałem. Poczucie humoru i stylistyka również zbliżone, chociaż u Christy nad sytuacją góruje jednak dowcip słowny, w czym zresztą Polak osiągnął prawdziwą perfekcję. Również charakter przygód marynarzy z Wybrzeża jest poniekąd spokrewniony z tym tintinowskim - kryminał czy przygoda są w obu przypadkach znakiem charakterystycznym. I mimo iż bardzo chciałbym wierzyć, że te zbieżności są przypadkowe to nie mogę się pozbyć wrażenia, że nie była to tylko inspiracja.
Szczerze przyznam, że nie spodziewałem się, że komiks sprzed pięciu - sześciu dekad zrobi na mnie aż takie wrażenie i dostarczy tyle rozrywki. Tajemnica nieśmiertelności tkwi nie tylko w uniwersalnym przekazie i czytelnym humorze, ale i w pasji z jaką Herge pracował nad kolejnymi kadrami. Technicznie i graficznie odnowione po latach pojazdy cieszą oko precyzją i finezją przedstawienia. Równie ładne stare auta widziałem jeszcze tylko u Darrowa w ,,Hard Boiled".
Podsumowując - mimo iż format ,,torebkowy" (B5) jest dość męczący i trudno jest przywyknąć do takiego pomniejszenia to przyznam że cena i jakość tego klasyka w pełni to rekompensują.