Elżbieta Jaworowicz i fenomen jej sukcesu
Na szklanym ekranie pojawia się nieprzerwanie od prawie 30 lat. Mówią o niej, że jest niezatapialna, bo jako jedna z niewielu dziennikarzy TVP przetrwała wszystkich prezesów, personalne przetasowania i - co najważniejsze - wciąż trzyma się mocno. Niepodważalna pozycja Elżbiety Jaworowicz nie wzięła się jednak znikąd. Charyzmatyczna reporterka od lat ma za sobą wierną widownię, która w niej upatruje praworządności. Dla wielu poszkodowanych przez państwo czy bezduszną machinę urzędniczą to właśnie ona jest ostatnią deską ratunku, patronką ds. beznadziejnych.
Buldożer czy patronka ds. beznadziejnych?
Na szklanym ekranie pojawia się nieprzerwanie od prawie 30 lat. Mówią o niej, że jest niezatapialna, bo jako jedna z niewielu dziennikarzy TVP przetrwała wszystkich prezesów, personalne przetasowania i - co najważniejsze - wciąż trzyma się mocno. Niepodważalna pozycja Elżbiety Jaworowicz nie wzięła się jednak znikąd.
Charyzmatyczna reporterka od lat ma za sobą wierną widownię, która w niej upatruje praworządności. Dla wielu poszkodowanych przez państwo czy bezduszną machinę urzędniczą to właśnie ona jest ostatnią deską ratunku, patronką ds. beznadziejnych.
Przed kamerami jednak, jak określiła to jedna z uczestniczek jej programu, "zachowuje się jak buldożer". Błyskawicznie niszczy swoich przeciwników, na własną rękę wymierzając sprawiedliwość. I to m.in. ta cecha przez lata medialnej działalności przysporzyła Jaworowicz wielu przeciwników. Jednak krytycy reporterki mają jej o wiele więcej do zarzucenia.
KŻ/AOS
Dziewczyna z prowincji
Trudno uwierzyć, że wyrazista i ostra dziennikarka wchodziła w dorosłe życie pełna obaw i kompleksów z powodu swojego pochodzenia. Urodzona w liczącej niewiele ponad piętnaście tysięcy mieszkańców miejscowości Nisko w województwie podkarpackim nie była pewna siebie, gdy ruszyła na podbój stolicy.
- Przyjechałam zdawać egzamin na polonistykę. Usiadłam w sali i zaczęłam podziwiać tę kolorową, pewną siebie młodzież... Poczułam się prowincjuszką, ale później zrozumiałam, że prowincja bywa w nas, a nie zależy od miejsca urodzenia - wyznała w jednym z niewielu wywiadów, których udzieliła.
Jeszcze wtedy nie marzyła jednak o roli telewizyjnej temidy, która staje w obronie słabszych. W połowie lat 60. została studentką Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Wykształcenie dziennikarskie zdobyła kilka lat później, gdy szukała sposobu na przedłużenie pobytu w Warszawie. Zapisała się więc na zaoczne Wyższe Studium Zawodowe Realizacji Telewizyjnych Programów Dziennikarskich PWSFTviT w Łodzi.
Dziennikarstwo szansą na życie w stolicy
- Byłam oczytana i może niegłupia. Wiedziałam, że muszę wyrwać się do innego świata... Ot tak nie mogłam zostać w Warszawie, bo nie miałam poparcia. Nie miałam szans na pracę ani na zameldowanie. Instytut Dziennikarstwa dawał pewną szansę, choć dziennikarstwo moją pasją wtedy nie było... Nie było łatwo - wspominała gwiazda.
Wybór dziennikarstwa był o tyle zrozumiały, że Jaworowicz miała już za sobą pierwszy kontakt z telewizją. Jeszcze na studiach w ramach konkursu organizowanego przez Telewizyjny Ekran Młodych była prowadzącą kącik mody. Kiedy jednak po kilku latach wróciła na Woronicza, zajęła się już o wiele poważniejszą tematyką. Jej interwencyjny magazyn "Sprawa dla reportera" okazał się strzałem w dziesiątkę i to on wyniósł ją na telewizyjny szczyt. Sukces programu nie byłby jednak możliwy, gdyby nie wyrazista postać bezkompromisowej prowadzącej.
Krytycy o Jaworowicz: stronnicza i tabloidowa
Nieprzejednana postawa Jaworowicz oraz cały jej telewizyjny wizerunek od lat budzą kontrowersje. Wyeksponowane, zawsze założone na siebie nogi, to jeden z głównych znaków rozpoznawczych dziennikarki. Podobnie jak emocjonalne reakcje przed kamerami, stronniczość i populizm - dodają jej krytycy. A tych, zwłaszcza w ostatnich latach, jest coraz więcej. Należą do nich przede wszystkim ludzie mediów i znawcy tej branży.
Oskarżają Jaworowicz o tabloidowe dziennikarstwo żerujące na najniższych emocjach, brak neutralności i rażącą stronniczość w swoich programach, w których nie liczy się prawda, a telewizyjne widowisko. Bo choć Jaworowicz może poszczycić się m.in nagrodą "Superwiktora", "Telekamerą" czy Srebrnym Krzyżem Zasługi, to jest też laureatką reporterskiej antynagrody dziennikarzy przyznanej za "Sprawę..." poświęconą krakowskiej kamienicy przy ul. Szerokiej 12.
Przegrana "Sprawa dla reportera"
Choć wśród bohaterów jej programów wciąż przeważają głosy uznania i wdzięczności, to nie brakuje też osób, które uważają się za ofiary Elżbiety Jaworowicz. Od 2010 roku działa Stowarzyszenie Stop Nierzetelni, które zrzesza poszkodowanych przez kultową reporterkę TVP. Niedawno jeden z antybohaterów "Sprawy dla reportera" wygrał z reporterką i TVP przed wymiarem sprawiedliwości. Ireneusz Kujawa, przedsiębiorca, który odmówił udziału w programie i wypowiedzi przed kamerami, skierował przeciwko telewizji sprawę do sądu. Pozew wpłynął po tym, jak ekipa Jaworowicz, wbrew woli biznesmena, wtargnęła na jego posesję, a TVP wyemitowała nagranie z jego udziałem. Sąd przyznał rację mężczyźnie, orzekając, że Elżbieta Jaworowicz naruszyła "cześć, wizerunek oraz mir domowy Kujawy" oraz przedstawiła w swoim programie problem w sposób jednostronny. Nakazał dziennikarce przeprosiny Ireneusza Kujawy, a TVP wypłatę 4 tys. złotych odszkodowania.
Nie mogą jej nawet rozplątać nóg
Elżbietę Jaworowicz krytycznie ocenia m.in. prof. Wiesław Godzic. Zdaniem medioznawcy, reporterka działa jak Janosik. Często ujmując się za najsłabszymi, szkodzi jednak instytucji państwa.
- Jaworowicz daje ludziom nadzieję, ale z drugiej strony podważa wiarę w obowiązujące prawo, kwestionuje autorytet państwa. To często działanie na skróty i forma populizmu. Nie podoba mi się taki model dziennikarstwa, w którym wyręcza się wymiar sprawiedliwości i na wizji osądza kto jest dobry, a kto zły - ocenił Godzic.
Jednak w oczach jej wiernych widzów, zwłaszcza mieszkańców wsi i małych miast, którzy stanowią główne grono odbiorców "Sprawy dla reportera", Jaworowicz jest ostatnią sprawiedliwą na tym świecie. A ponieważ po 27 latach emisji jej interwencyjnego magazynu reporterka wciąż potrafi zgromadzić przed telewizorami średnio 2,9 mln odbiorców, żaden z włodarzy TVP nie odważy się zepchnąć jej z anteny.
Jak przed laty żartobliwie zauważyła Krystyna Lubelska z "Polityki", żaden z prezesów nie jest w stanie nawet "rozplątać jej nóg". W tej kwestii Jaworowicz również pozostaje nietykalna, po tym, jak specjaliści ds. wizerunku stwierdzili, że sposób siedzenia Jaworowicz, jak i jej styl prowadzenia programu wyróżniają się na tyle, że nie należy ich zmieniać.
KŻ/AOS