Dziewczynka bez właściwości
Akcja pierwszego tomu "Louve" rozgrywa się w tym samym czasie, co wydanego właśnie "Statku miecza". Jolan opuścił domowe pielesze i ruszył na spotkanie z bogami. Przy żonie i córce brakuje również Thorgala zajętego ratowaniem drugiego z synów - porwanego przez czerwonych magów Aniela. Pozostawione same sobie Aaricia i Louve nie mają zaś w wiosce łatwego życia - zresztą negatywne doświadczenia Thorgala z wikingami już dawno powinny go nauczyć, iż nie jest mu pisane życie wśród nich. Zmuszona do walki z rówieśnikami Louve trafia na dziką wilczycę, zdetronizowaną przywódczynię stada, która prosi ją o pomoc.Tak rozpoczyna się jej pojedynek z tytułową Raissą, groźną i agresywną czarną wilczycą, atakującą ludzi i oddającą ich tajemniczemu magowi Azzalepstönowi.
28.11.2011 | aktual.: 29.10.2013 16:56
"Louve" to trzecia już próba wprowadzenia na scenę nowego bohatera - po niezbyt udanym debiucie Jolana (który ma zostać głównym bohaterem serii, ale póki co wciąż musi konkurować z ojcem) i ciekawym powrocie do Kriss de Valnor. Niestety, córce Thorgala i Aaricii bliżej do brata niż ojca - w pierwszym tomie jest raczej zbiorem przypadkowych cech, niż pełnoprawną, wielowymiarową postacią. Można odnieść wrażenie, że to manekin potrzebny twórcom do prowadzenia fabuły. Louve nie ma więc własnej osobowości, a i jej losy zaczerpnięte zostały z innych tomów serii - wątek prześladowania przez innych wikingów, to przecież niemal dokładna kopia doświadczeń Thorgala, przygoda z wilkami otwarcie czerpie z "Wilczycy", a motyw ukrytej przed ludźmi fantastycznej krainy, był przez Van Hamme'a eksploatowany już kilka razy.
Ale wtórność to nie najcięższy z grzechów Yanna. O wiele większym wydaje się być brak autokrytycyzmu - zachwycony swoim rzemiosłem scenarzysta zarzuca czytelnika wątkami, których nie potrafi rozwiązać. W jednym tylko albumie upycha ich aż trzy (walka Louve z rówieśnikami, pojedynek z czarną wilczycą i spotkanie z Azzalepstönem), nie odpuszczając jednocześnie postaciom drugoplanowym - Aaricii i Thorgalowi. W efekcie historii brak wyraźnego punktu kulminacyjnego, a źle poprowadzona główna bohaterka pozostaje dla czytelnika obca. Na tak wątłej podstawie bardzo trudno zbudować jakikolwiek dramatyzm - Yann chyba zdaje sobie z tego sprawę, gdyż w pewnym momencie chwyta się ostatniej deski ratunku i zupełnie bezsensownie zabija Thorgala.
Nie lepiej z zadaniem poradził sobie Roman Surżenko, który jawi się tu jako najęty wyrobnik. Kadry rosyjskiego rysownika pozbawione są własnego stylu i wyraźnie widać, że próbuje on naśladować wczesne prace Rosińskiego. Ale w porównaniu do poziomu, do którego przyzwyczaił nas polski rysownik, Surżenko wypada blado i bezbarwnie, a o jego kresce można co najwyżej napisać, że jest poprawna.
Niełatwo jest być fanem "Thorgala". Seria kiepsko znosi próbę czasu, jej autorzy są nią zmęczeni (Van Hamme całkowicie już ją porzucił), a nowi twórcy nie radzą sobie z ciężarem legendy. Owszem, czasami trafiają się lepsze albumy - dobrze czyta się choćby "Statek miecz" czy "Nie zapominam o niczym!" - ale nawet one są tylko echem dawnej chwały. Nudna i mało pomysłowa "Raissa" czytana tuż po fatalnej powieści "Dziecko z gwiazd" przekonuje mnie, że być może czas już pożegnać się ze słynnym wikingiem. 35 albumów to kawał czasu, nie każdy musi żyć wiecznie.