Dziennikarze TVP opowiedzieli o swojej trudnej walce z depresją
None
Gwiazdy chcą pomagać innym
Depresja dotyka coraz więcej Polaków. Jedni otwarcie mówią o swoich problemach, inni wstydzą się prosić o pomoc nawet najbliższych. Niektórym wydaje się, że choroba nie dotyczy ludzi znanych i powszechnie lubianych. Okazuje się, że wielu rodzimych artystów stoczyło tę trudną walkę o swoje zdrowie. Teraz chcą pomagać innym.
Niedawno ruszyła kampania "Twarze depresji". Jej inicjatorką jest Anna Morawska, dziennikarka i autorka książki o tym samym tytule. Ambasadorami akcji zostały gwiazdy z pierwszych stron gazet, które łączą podobne, trudne doświadczenia: Joanna Racewicz, Andrzej Bober, Kamil Sipowicz, Tomasz Jastrun i Piotr Zelt. W ramach solidarności postanowili wesprzeć ich Marta Kielczyk, Ewa Błaszczyk, Tomasz Wolny, Jarosław Gugała i Maciej Orłoś.
Przypomnijmy, jak z chorobą zmagali się dziennikarze TVP.
Całe życie wywróciło mu się do góry nogami
Andrzej Bober, ceniony prezenter programu "Listy o gospodarce" i były redaktor naczelny "Życia Warszawy" zachorował w momencie, gdy osiągnął największy sukces zawodowy. Wszystko z powodu ukochanej żony, która trafiła nagle do szpitala. Kobieta spędziła wiele miesięcy na oddziale intensywnej terapii. Lekarze stwierdzili u niej zapalenie opon mózgowych i rdzenia. Dziennikarz czuł się bezradny.
Na głowę zaciągnąłem koc. I nie wiem, jak długo to trwało - opowiedział Morawskiej.
Mógł liczyć na pomoc przyjaciela
Z każdym dniem czuł się coraz gorzej. Wreszcie, pod wpływem impulsu, skontaktował się z przyjacielem, który ostatecznie pomógł mu wygrać z depresją.
Któregoś wieczoru wstałem z kąta w przedpokoju u siostry i chciałem pójść do ubikacji. Po drodze kątem oka zobaczyłem na stoliku telefon. Widocznie na tyle jeszcze byłem przytomny, że w ułamku sekundy usiadłem i uświadomiłem sobie, że jeżeli natychmiast nie wykorzystam w jakiś sposób tego telefonu, to chyba zostanę na zawsze u siostry. Zadzwoniłem do mojego przyjaciela Jurka Redlicha, z którym pracowałem w telewizji, a wcześniej w "Życiu Warszawy". Powiedziałem mu: "Jurek, prośba, przyjedź następnego dnia rano do mnie tutaj, bo ze mną się różne rzeczy dzieją" - mówił.
Musiała być silna dla syna
Na chwile załamania nie mogła pozwolić sobie Joanna Racewicz. Dziennikarka, która straciła męża, oficera BOR, por. Pawła Janeczka, w katastrofie smoleńskiej musiała zająć się samotnym wychowywaniem syna, kilkuletniego Igora.
Był czas, kiedy nie miałam siły, żeby wstać rano, odsłonić okno. Ale za chwilę przychodził do łóżka Igor i mówił: "Mama, jeść". To zmuszało do złapania oddechu i zajęcia się codziennością. Dziecko wyznacza rytm dnia, czy się tego chce czy nie - wyznała w poruszającym wywiadzie dla "Gali".
Nadal nie może zapomnieć o bólu
Choć po ponad pięciu latach Joanna oswoiła się ze śmiercią partnera, wciąż odczuwa jego przejmujący brak. Dziś głównie z myślą o swoim synu stara się pielęgnować pamięć o ojcu. Dziennikarce wciąż trudno otworzyć nowy rozdział w swoim życiu.
Często słyszę: "Musisz być dzielna, bo teraz jesteś mamą i tatą w jednej osobie". Nieprawda, jestem mamą. I tyle. Mogę próbować bawić się z Igorem tak, jak robiłby to tata. Grać w piłkę, chodzić na basen, bawić się w budowniczego. Ale taty nie zastąpię - wyjaśniała.
Chcą pomagać innym
Joanna Racewicz i Andrzej Bober mogą stanowić niewątpliwy wzór dla wielu osób. Nie obawiali się korzystać z rad lekarzy i psychologów, którzy pomogli im stanąć na nogi. Opieka profesjonalistów jest bowiem równie ważna, co wsparcie najbliższych.
Dziś dziennikarze znów próbują cieszyć się każdą chwilą i co ważne, dzielą się trudnymi doświadczeniami z innymi. Być może dzięki ich wysiłkom kampania "Twarze depresji" odniesie w naszym kraju sukces.