Dzień Zwycięstwa w Rosji. "Najpierw defilada, a potem chlanie na umór"
Rosja chwali się swoją potęgą militarną, strasząc, że "może powtórzyć" atak na Europę i USA. - I jak to świętowanie wygląda? Najpierw defilada, a potem chlanie na umór - podsumowuje Eugeniusz Korin, mieszkający w Polsce rosyjski reżyser teatralny i filmowy.
09.05.2022 | aktual.: 10.05.2022 08:31
За Россию. За победу. Ура! Za Rosję! Za zwycięstwo! Hura! To słowa Putina na placu Czerwonym w Moskwie. Cała Rosja świętowała dzień zwycięstwa. Kiedyś walczyli pod Borodino i Leningradem, dziś mordują ludzi w Buczy. Kiedyś jechali na Berlin, teraz na Mariupol. Zabijają dzieci, bombardują szpitale i szkoły, gwałcą, kradną. A to wszystko, jak mówił Putin, w obronie "naszej wiary i tradycyjnych wartości".
- Starcie z nazistami i banderowcami było nieuniknione - tłumaczył narodowi. - Żołnierze armii rosyjskiej walczą na własnej ziemi. Tam, gdzie kiedyś rycerze Włodzimierza II Monomacha i żołnierze Suworowa pokonali wroga.
"Możemy to powtórzyć"
W Rosji nic się nie zmieniło. Wódz przyjmuje defiladę zwycięskiej armii, która maszerowała w 1945 r. i maszeruje 77 lat później. Putin, okryty pledem, aby przypadkiem nie zmarzły mu kolana, przygląda się swojej sile militarnej.
Parady, marsze i defilady przetaczają się przez cały kraj, zaczynając od Pietropawłowska Kamczackiego, na dalekim wschodzie Rosji, a kulminację mają w Moskwie. Poza paradą wojskową jest też przemarsz tzw. "nieśmiertelnego pułku", gdzie idący w pochodzie cywile niosą czarno-białe zdjęcia przodków, którzy walczyli w wojnie ojczyźnianej w latach 1941-45.
Poza tym oblepia się barwami narodowymi, czy teraz literą "Z", auta, domy i latarnie uliczne. Popularny w Rosji slogan głosi: "możem powtorit" – możemy to powtórzyć. Czyli znów możemy pokonać faszystów. Tylko teraz faszystą jest każdy, kto nie jest Rosjaninem i nie wierzy w Putina. Przede wszystkim Ukraińcy. Ale też Polacy, Europa i USA. Dmitri Rogozin, wicepremier Rosji odpowiadający za przemysł obronny i kosmiczny, wylicza, że Rosja może zniszczyć NATO w pół godziny.
Wychowanie w kulcie wojny zaczyna się już od najmłodszych lat. Dzieci w przedszkolach i podstawówkach przebierane są w mundury i odgrywają wojnę. Siedzą w papierowych czołgach z wymalowaną literą "Z". Defilują, śpiewają piosenki wojenne.
- Nie pokazują już dzieciom gołąbka pokoju, ale gloryfikują wojnę i zabijanie - oceniła Jelena Osipowa, 76-letnia malarka, która samotnie wychodziła w marcu protestować przeciw wojnie na ulicach St. Petersburga. Została natychmiast aresztowana.
Dr Wojciech Siegień, znawca Rosji z Uniwersytetu Gdańskiego, mówi WP, że kult wojny i wojska zaczął się w Rosji kilka lat temu.
- Obserwowałem go, gdy jechałem do Kaliningradu, oglądać parady z okazji dnia zwycięstwa. Tam na ulicznych straganach można było kupić dziecku cały mundur, rogatywkę, karabin, nawet śpioszki moro. To był grunt robiony od kilku lat pod obecną wojnę. Militaryzacja weszła do szkół, kin i popkultury. Jeśli to się sączy z telewizji, to podchwytują to panie przedszkolanki, które organizują takie wojenne zabawy, aby dobrze wypaść przed dyrekcją.
Siegień mówi, że w tym roku uderzyła go jedna nowa rzecz.
- Po raz pierwszy w paradach szły roty kobiece. Wydaje mi się, że mają niedobór mężczyzn, bo ci giną na froncie, więc muszą dopychać kobietami, strażakami i dziećmi. Odwołali też parady lotnicze, bo sprzęt jest uwiązany na wojnie. Brakuje im techniki i siły ludzkiej. Tworzą nawet udawanych kombatantów, których sadzają na trybunach.
Tymczasem rosyjska propaganda nie ustaje w wysiłkach, aby przekonać Rosjan, że Ukraińcy na "wyzwolonych terenach" przyłączyli się do obchodów dnia zwycięstwa. Jak pisze jeden z tytułów: "Wielu mieszkańców Obwodu Chersońskiego założy 9 maja pomarańczowo-czarne wstążki Świętego Jerzego. Rozdawali je rosyjscy żołnierze i wolontariusze, ale już ich zaczyna brakować".
To farsa!
Co na to wszystko Rosjanie? Większość, jak wskazują sondaże nawet 80 proc., wciąż popiera Putina. Powtarzają jak papugi propagandę kanału Rossija 1: Ukraińcy to naziści; oni chcieli zaatakować pierwsi, a my się tylko bronimy; oni zabijali naszych w Donbasie; uderzamy precyzyjnie w cele militarne; wojna to wina USA i NATO; wyzwalamy Ukraińców; Ukraińcy chcieli zbudować broń biologiczną i atomową; to Ukraińcy sami zabijają swoich, a my tam tylko pomagamy cywilom – dowozimy im puszki, zboże i lekarstwa.
Są też jednak tacy, cytowani przez redakcję niezależnego portalu Meduza, którzy wątpią w Putina. Są w zdecydowanej mniejszości. Oni nie wierzą już w sens świętowania 9 maja.
Inna: - Co my świętujemy? Wokół rozpadają się drogi, ludzie nie mają pieniędzy, otacza nas bieda, a my krzyczymy: "możemy to powtórzyć"? To farsa!
Vadim: - Nie będę świętował zwycięstwa nad faszyzmem, bo faszyzm u nas zwyciężył.
Kristina: - Przecież to nie my szliśmy na Berlin, to nie my byliśmy na froncie. To robili nasi przodkowie. A jakie są dziś nasze dokonania?
Dina: - Putin cynicznie wykorzystuje dawne zwycięstwa, by usprawiedliwić atak na Ukrainę. W ten sposób zdobywa popularność w narodzie.
Andrej: - Jak świętowali moi dziadkowie? To były dla nich ciężkie frontowe wspomnienia, więc pili wódkę. A teraz? Zapanowała patriotyczna histeria. Defilady, marsze, wstążki. Nasze hasło powinno brzmieć "nigdy więcej wojny". Dobrze, że moi dziadkowie już nie żyją i nie widzą, co się dzieje.
Igor: - To powinien być dzień żałoby i zadumy. Powinniśmy wspominać, ile wspaniałych, młodych, zdolnych istnień ludzkich pochłonęły wojny.
Ostatnia taka parada?
Zapytałem Eugeniusza Korina, dyrektora artystycznego Teatru 6. Piętro, Rosjanina, który od 1977 r. mieszka w Polsce, co sądzi o tegorocznych obchodach?
- Mam nadzieję, że to ostatnie takie święto pod rządami Putina - mówi Korin. - Ten dzień jest oczywiście ważny dla tych Rosjan, którzy są zafascynowani tą faszystowską symboliką, literą "Z". Dla nich to są narodowe "biesy", obnoszenie się pychą z powodu rosyjskiego militaryzmu i imperializmu. Chwalenie się potęgą militarną, aby zastraszyć świat. I jak oni świętują?! Najpierw defilada, a potem chlanie na umór. Od dawna nie jest to dzień pamięci ani zadumy. Dlatego ci światli Rosjanie, którzy już wyjechali z kraju, mają nadzieję, że to ostania parada zwycięstwa.
Korin wspomina, że jego mama przeżyła oblężenie Leningradu.
- Najbardziej popularne hasło w Rosji brzmi teraz: "możemy to powtórzyć". Co chcą powtórzyć?! Kilkadziesiąt milionów ofiar? Kiedyś dzieci wychowywało się pod hasłem "nigdy więcej wojny". Moja mama przeżyła blokadę Leningradu. Ona i inni, którzy byli w środku tej wojny, nienawidzili o niej mówić. To była dla nich trauma. Trzeba było wszystko z nich wyciągać. Pili z rozpaczy i rozpamiętywania okropieństw. Nie było żadnych uniesień i straszenia świata, że "możemy to powtórzyć". To, co się dzieje teraz, to straszenie świata uderzeniem nuklearnym, to jest szaleństwo.
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski