"Dzień dobry TVN": Szabłowska, Jaślar, Jurkosztowicz wspominają Zbigniewa Wodeckiego
Kinga Rusin miała łzy w oczach
Zbigniew Wodecki zmarł 22 maja. Od tamtej pory często wspomina się jego twórczość i osiągnięcia. We wtorek, 30 maja 2017 roku, odbędzie się pogrzeb artysty. Kinga Rusin i Piotr Kraśko postanowili porozmawiać z przyjaciółmi Wodeckiego, powspominać go i przywołać zabawne anegdoty z życia piosenkarza jeszcze zanim zostanie on za zawsze pożegnany.
W studiu "Dzień Dobry TVN" pojawiły się trzy osoby, których ścieżki zawodowe przecięły się ze ścieżką Zbigniewa Wodeckiego. Anna Jurksztowicz współpracowała z wokalistą - była debiutantką, której pomógł w rozwoju kariery. Filip Jaślar, skrzypek znany z Grupy MoCarta, nazywał Wodeckiego wujkiem. Z kolei Maria Szabłowska, najbliższa Wodeckiemu wiekiem, przez wiele lat była dobrą przyjaciółką artysty.
Cała trójka nie kryła wzruszenia, a Kinga Rusin miała łzy w oczach, gdy wspominała wielkiego muzyka. Po rozmowie opublikowała na swoim instagramowym profilu pełne zamyślenia zdjęcie. Co przyjaciele opowiedzieli o Wodeckim?
Wodecki miał oddanych przyjaciół
- Jestem przekonana, że państwo, tak jak my i nasi goście, nie mogą w to uwierzyć. Człowiek pełen życia, energii, pasji do pracy był i zgasł - zaczęła Rusin.
- Nie da się go zastąpić. On zawsze był wybitny, pięknie śpiewał, był doskonałym muzykiem. On trochę miał taki żal w sobie, wiedział, że jest lepszy niż jest popularny. Był też dowcipny niesamowicie - wspominała Szabłowska.
Na dowód opowiedziała historię telefonu po gali rozdania Fryderyków. Wodecki dostał dwie statuetki (album roku pop i utwór roku) w 2016 roku. Natychmiast zadzwonił do dziennikarki i pochwalił się. Ona doskonale wiedziała, kto otrzymał nagrody, na co Wodecki rzekł: - Ale skąd ty wiedziałaś 30 lat temu, że ja dostanę Fryderyka?
To pokazuje jeszcze jedno - Maria zawsze wierzyła w przyjaciela, zdawała sobie sprawę, że musi nadejść chwila, kiedy na jego twórczości pozna się cała Polska. Udało się, choć sukces wśród młodego pokolenia przyszedł późno - dopiero po 40 latach od wydania oryginału płyty, bo w 2015 roku, gdy światło dzienne ujrzał album "1976: A Space Odyssey" - wspólne dzieło Wodeckiego i orkiestry oraz chóru Mitch & Mitch.
Pomagał młodym artystom
- Jego talent był absolutnie światowy. Debiutowałam u Zbyszka. Zaprosił mnie w latach 80., kiedy był wielką gwiazdą. Zaprosił mnie z nową piosenką. Wszyscy chcieli zapraszać gwiazdy, on zaprosił debiutantkę. Wiele mu zawdzięczam. Był absolutnie fantastycznym kolegą - stwierdziła Jurksztowicz.
- Był uśmiechniętym człowiekiem, zmęczonym, ale kochał publiczność - dodał Jaślar.
Rusin opowiedziała historię sprzed lat - spotkała Wodeckiego występującego na niewielkim weselu, cieszyło go to, że ludziom bardzo się jego twórczość podobała, bez względu na to, ile osób go słuchało. Według Szabłowskiej Wodecki ciągle dążył do doskonałości. Kraśko podkreślił, że był także bardzo eleganckim człowiekiem. Jaślar niepodziewanie zaczął mówić o Wodeckim "wujek".
Dlaczego muzyk z Grupy MoCarta tak go nazywał mimo braku pokrewieństwa? - Kiedy byłem jeszcze dzieciakiem, mój tata często pracował z panem Zbigniewem Wodeckim. Ja się gdzieś tam pętałem po kulisach. Ja do wszystkich mówiłem "wujku" - wyznał. Po latach Wodecki pozwolił jego kolegom z zespołu mówić do siebie po imieniu, a Jaślarowi zezwolił na nazywanie siebie wujkiem.
Na koniec Jurkosztowicz wspomniała, że Wodecki przed pójściem do szpitala nagrał jedną, nową piosenkę, resztę planował nagrać po operacji. Nie zdążył. Kto przejmie jego schedę?