"Dzień Dobry TVN": Kim jest Ukrainka, której dramatyczny apel obejrzały miliony internautów?
None
"I am an Ukrainian" obiegło cały świat
Jej poruszające wideo o sytuacji na Ukrainie, które opublikowała na YouTube, poruszyło miliony serc. Szukał jej cały świat. Nikt nie wiedział, kim jest młoda dziewczyna, która ze łzami w oczach prosiła o pomoc dla swojego kraju.
- Jestem Ukrainką z Kijowa i teraz jestem na Majdanie, w centrum mojego miasta. Chcę, żebyście wiedzieli, dlaczego tysiące ludzi z całego mojego kraju są na ulicach. Jest tylko jeden powód: chcą być wolni od dyktatury, chcą być wolni od polityków, którzy myślą tylko o sobie, którzy są gotowi strzelać, bić ludzi i ich ranić tylko po to, by ocalić swoje pieniądze, swoje domy i bogactwa. Chcę, by ci odważni ludzie, którzy tu są, którzy mają godność, mogli żyć normalnie. Jesteśmy cywilizowanymi ludźmi, ale nasz rząd jest barbarzyński. Już nie jesteśmy Związkiem Radzieckim!- mówiła.
Jarema Jamrożek jako pierwszy odnalazł autorkę dramatycznego apelu. W ślad za nim poszedł Żenia Klimakin, dziennikarz z Sekcji Rosyjskiej Polskiego Radia, który przeprowadził z nią wywiad dla "Dzień dobry TVN".
Kim jest Ukrainka i co skłoniło ją do nagrania wideo?
AR/AOS
Nie mogła stać bezczynnie
Dziś już wiemy, że dziewczyna ma na imię Julia i jest doktorantką literatury ukraińskiej. Jej ojciec i brat pracują w ochronie, patrolując okolice Majdanu w poszukiwaniu prowokatorów. Natomiast matka jest lekarzem i opatruje rannych demonstrantów. Żenia Klimakin za pośrednictwem wideo czatu porozmawiał z młodą dziewczyną, aby dowiedzieć się, jak obecnie wygląda życie na Ukrainie.
-_ Czuję, że sytuacja się polepsza, przynajmniej nie czuję trwogi w sercu. Minęła depresja, kiedy wdzieliśmy, że ludzie umierają na ulicy, ale czuję, że to jeszcze nie koniec_ - powiedziała.
Wiele osób zastanawiało się, co sprawiło, że Julia zdecydowała się nagrać swój apel i opublikować go w internecie.
- Kiedy przeczytałam, że na Majdanie są ofiary śmiertelne, wiedziałam, że jeżeli nic nie zrobię, to po prostu zwariuję. Przedtem pracowałam tam jako wolontariuszka. Uczestniczyłam w akcjach protestacyjnych, rozdawałam niebiesko-żółte wstążki. Ale zrozumiałam, że to za mało i jeszcze coś muszę zrobić. Napisałam przyjacielowi ze Stanów Zjednoczonych, co się tu dzieje i co czuję - wyznała.
- Znajomy poradził mi: "Weź kamerę i patrząc w obiektyw powiedz dokładnie to, co mi napisałaś". Wzięłam kamerę i poszłam tam, gdzie padły pierwsze strzały. Kiedy to nagrywałam, jeszcze toczyły się tam walki- dodała.
Internetowa twarz ukraińskiej rewolucji
W krótkim filmiku, który obiegł cały świat, Julia nie tylko przedstawiła to, co działo się na ulicach. Zaznaczyła również, że w każdej chwili sytuacja może ulec pogorszeniu i to właśnie dlatego Ukraińcy potrzebują pomocy i wsparcia.
- Wiem, że jutro możemy nie mieć telefonów, połączenia z internetem i możemy zostać tu sami. Może, gdy nadejdą ciemności, milicjanci będą nas mordować jednego po drugim. Dlatego proszę was: pomóżcie nam! Chcemy zachować wolność w naszych sercach i w naszych umysłach. Możecie nam pomóc, tylko opowiadając naszą historię swoim przyjaciołom, udostępniając to wideo. Proszę, róbcie to! Mówicie do swoich przyjaciół, swoich rodzin, swoich rządów. Bądźcie nam podporą!
W "Dzień Dobry TVN" Julia opowiedziała o najbardziej dramatycznych wydarzeniach, których była świadkiem.
- Najgorszy dzień był wtedy, gdy zaczęły się najostrzejsze starcia. Przywiozłam na Majdan leki i prześcieradła. Nie poznałam własnego miasta. Spalone budynki, na ziemi leżał mężczyzna. Staliśmy z przyjaciółmi na barykadach. Byliśmy razem, a naprzeciwko nas funkcjonariusze w czarnych hełmach. Nie życzę nikomu takiego widoku.
Jej wyznanie na YouTube sprawiło, że po kilku dniach została nazwana internetową twarzą ukraińskiej rewolucji. Jednak Julia nie przywiązuje do tego wagi.
- Chcę, żeby to się skończyło, to jest mój główny cel. Zapłaciliśmy śmiercią wielu osób, więc jeśli ktokolwiek usłyszał moje posłanie, to jestem szczęśliwa. Dobrze, że mogłam się przydać tej wielkiej sprawie.
Co ciekawe, im dłużej wideo znajduje się w internecie, tym więcej pojawia się krytycznych głosów. Nie wszyscy wierzą, że filmik był jedynie odruchem serca Julii.
Pojawiają się spekulacje
Głos w tej sprawie zabrał niezależny komitet doradczy, zajmujący się badaniami i analizami dotyczącymi spraw publicznych "Global Research". Redaktor Paul Joseph Watson zaznaczył, że filmik dyktuje zachodniemu światu sposób, w jaki należy analizować ostatnie wydarzenia na Ukrainie. Jednocześnie przypomniał, że autorem wideo jest amerykański reżyser i dokumentalista Ben Moses, który wcześniej nakręcił także filmy o walczących z reżimami w swoich krajach działaczach demokratycznych z Egiptu, Malezji, Wenezueli i Zimbabwe. Moses spotkał Julię, gdy pracował nad nową produkcją na temat ruchów społecznych na całym świecie.
- Przygotowywałem film o demokracji i jej braku. Ta młoda kobieta uosabia większość ludzi na ulicach w kraju i przemawia z samego serca protestów. 99 procent protestujących z pewnością nie jest bandytami czy neonazistami. To zwykli obywatele, którzy po prostu mają dość - powiedział w rozmowie z "Huffington Post".
Jednak według Paula Josepha Watsona, filmik przedstawiający sytuację na Ukrainie jest nieobiektywny, tendencyjny i jednostronny. Narzuca innym sposób myślenia i wmawia, że to jedynie pragnienie demokracji stało się punktem zapalnym rewolucji.
- Oto jak działa propaganda. Im prościej, tym lepiej - powiedział.
Jak zauważa TVN24, jednym z producentów wideo jest Larry Diamond - członek Council on Foreign Relations, który jest powiązany z Departamentem Stanu USA. Mężczyzna współpracował m.in. z organizacją National Endowment for Democracy, podejrzewaną o wywoływanie powstań i zamachów w celu zmian władzy w innych krajach. Warto dodać, że w grudniu Viktoria Nuland, amerykańska sekretarz stanu ds. Europy i Eurazji ogłosiła, że USA jest w stanie zainwestować 5 miliardów dolarów, aby pomóc Ukrainie we wprowadzeniu nowych rządów. Przypadek czy zaplanowana akcja?
AR/AOS