Nie traciły ani chwili
Choroba jeszcze bardziej zbliżyła do siebie matkę i córkę. Spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Z czasem stały się nierozłączne.
- To był bardzo intymny czas, który pozwolił nam na otwarcie się na siebie. Z mojej obserwacji wynika, że rak jest jak nieproszony gość, który nagle się wprowadza. I potrafi całkowicie się rozgościć, zawładnąć człowiekiem totalnie, przejąć jego wewnętrzną przestrzeń. Mama nie weszła na drogę sądową i nie walczyła z nim, próbując go złością wyrzucić z domu, raczej przyjęła taktykę rozmowy. Tak jakby chciała się z nim dogadać, zrozumieć, czemu się pojawił, i przekonać go, że już nie jest potrzebny. To nie wykluczało leczenie. Chodziło bardziej o wewnętrzną postawę wobec choroby - zdradziła Orina.