Dylematów pięć!
Dwadzieścia cztery lata po premierze "Alternatyw 4", jednego z najlepszych polskich seriali TVP pokazała pierwsze trzy odcinki kontynuacji serii, produkcję - Dylematu 5. Serial, o którym było głośno przed jego powstaniem udowodnił po raz kolejny, że mimo upływu ćwierćwiecza Telewizja Polska nie nauczyła się niczego nowego, co więcej znacząco obniżyła poprzeczkę. Po emisji pierwszych epizodów "Dylematu 5" na usta cisną się słowa: "żenada", "wstyd" i "porażka".
04.05.2007 18:32
Kiedy dowiedziałem się, że TVP zamierza nakręcić kontynuację mojego (nie ukrywam) ulubionego serialu uniosłem brew. Pomyślałem sobie, że to żart na pewno, a jeśli TVP rzeczywiście zdecydowała się na taki ruch - musi wiedzieć co robi i nie ruszałaby tego tematu gdyby nie miała dobrego pomysłu scenariusza oraz reżysera.
Gdy usłyszałem, że w produkcję zaangażował się Wojciech Smarzowski, twórca (nie boję się użyć tego słowa) rewelacyjnego filmu "Wesele" wiedziałem, że efekt końcowy nie będzie żenujący, co więcej może "Dylematu 5" stanie się Alternatywami obecnego pokolenia, pomyślałem.
Niestety ostatecznie produkcją zajął się Grzegorz Warchoł, bardzo dobry aktor, reżyser niekoniecznie.
Wiadomość ta stała się dla mnie wyznacznikiem całego serialu, który w tej samej chwili przestał być już obiecującą pozycją telewizyjną. Mimo wszystko obiecałem sobie zobaczyć pierwsze odcinki. Kto wie? Może pan Warchoł miło nas zaskoczy, myślałem.
We wtorkowy wieczór maja pierwszego trzy pokolenia mojej rodziny zasiadły wspólnie przed telewizorem. Przez chwilę czułem się jak za starych dobrych lat, kiedy to przed jedynym telewizorem w kamienicy gromadzili się wszyscy sąsiedzi przynosząc czekoladopodobne wyroby lub kilka gramów kawy. (Zupełnie jak u Winnickiego w Alternatywach).
"Co to za koszmarna muzyka?!" - zapytała bunia (czyt. babcia) "Nie mogli zapłacić komuś, by skomponował nowy motyw zamiast puszczać kasety z rynku?". Nie mogłem nie zgodzić się z nestorką naszego rodu. Twórcy piosenki, której słowa "siekiera, motyka..." znają wszyscy Polacy przewracają się w grobie. Ross z "Przyjaciół" na swoich elektronicznych organkach mógłby stworzyć lepszy motyw i czołówkę serialu. Główne motywy muzyczne również były nazbyt amatorskie.
Jak wiemy muzyka powinna uzupełniać scenariusz, stworzyć odpowiedni klimat, zabarwić scenę. Jednakowoż w polskich serialach brakuje dobierania odpowiednich motywów do przypisywanych im scen. U nas konwersacje: "O co tak pachnie?" - "To nowy sos do gołąbków" - Nowy? Dlaczego nowy? Przecież poprzedni był bardzo dobry" ozdabiane są muzyką, której do Vangelisa brakuje tylko jednego instrumentu.
Mówi się, że programy telewizyjne prezentują poziom, do którego publiczność się dostosowuje. Większość zachodnich produkcji podnosi poprzeczkę intelektualną bardzo wyskoko ("Sześć stóp pod ziemią", "Dexter", "CSI" i inne). Weźmy na przykład serial "Gilmore girls: kochane kłopoty", którego twórcy wrzucają w kwestie bohaterów multum odniesień popkulturowych, muzycznych, politycznych i literackich.
Przy dobrych scenariuszach odchodzi się od dosłowności szanując intelekt widza. Patrząc na skrypt "Dylematu 5" można dojść do wniosku, że twórcy założyli, iż odbiorcą tego serialu jest prymitywny widz o nazbyt niskim poczuciu humoru i iq równym hodowanemu przez jednego z lokatorów patyczakowi. Prezentowane, bardzo luźno powiązane ze sobą sceny z akcentami humorystycznymi powiedzmy szczerze, do najlepszych nie należą.
Cały scenariusz jest za przeproszeniem "cienki", jednakże nie brakuje w nim dobrych zalążków przyzwoitej fabuły. Podobał mi się komisariat osiedlowy, bardzo klimatyczne miejsce. Ciekawym rozwiązaniem jest awans społeczny Aniołowej, wątek Kotek/Kołek ma coś w sobie, jednak jego realizacja pozostawia dużo do życzenia.
Zdecydowanie najgorsze w serialu były trzy czynniki: zdjęcia, scenografia oraz reżyseria. Reklamy osiedlowej telewizji kablowej w Siekierkach Dolnych realizowane są lepiej. Czy nikt z operatorów nie słyszał o odpowiednich filtrach?
Poszczególne ujęcia ukazywane są bez dynamiki, wydaje mi się nawet, że bez pomysłu. Pod względem zdjęć to jedna z najgorszych produkcji TVP jakie widziałem.
Czy TVP nie stać na chociaż namiastkę prawdziwego wybuchu? Wielka eksplozja gazu, który jest przyczyną przeprowadzki lokatorów została przedstawiona w postaci dymu i kratki wentylacyjnej wrzuconej do garnka. Litości! Czy ktokolwiek "kupił" budynek starych Alternatyw? Czy nie można było znaleźć jednego wysokiego bloku przypominającego pierwowzór?
Ja za oknem widzę kilkadziesiąt, ale sam musiałem zdobyć się na, dla niektórych awykonalny wysiłek wychylenia głowy przez okno. I teraz najważniejsze, a w zasadzie porażka największa: reżyseria. Z całym szacunkiem dla pana Warchoła, nie uważam by jego nazwisko powinno znaleźć się wśród grona rozpatrywanego do realizacji tego projektu. Rezultatów wskazywać nie trzeba.
Gdzie się podziała ironia? Gdzie jest sarkazm? Gdzie czarny humor, krzywe zwierciadło i cięte komentarze na poziomie?
Telewizji nie stać było nawet na odrobinę autoironii tworząc zmyślone, fatalne i koszmarnie zagrane postaci dziennikarzy fikcyjnych mediów. Przykro mi się robi patrząc jedynie na aktorów, którzy nie mieli nawet "na czym" zagrać. Szkoda, ponieważ pod odpowiednim okiem i z przyzwoitym materiałem można było stworzyć serial godzien Alternatyw.
Być może po napisaniu tego "ważkiego dzieła" osoby odpowiedzialne za końcowy scenariusz nie przeczytali go po raz wtóry? Kto wie, może właśnie tu tkwi przysłowiowy diabeł?
Bez względu na przyczyny klęski "Dylematu 5" warto podkreślić jedno: "jeżeli nie masz składników, po co pieczesz?".
Znając życie i TVP Serial "Dylematu 5" nie jest ostatnią kontynuacją, jaką zobaczymy w przyszłości. Czekam na "Stawkę większą niż śmierć", "Hebanowe chmury" oraz "Pięciu pancernych i kota".