Będzie burza. Widzieliśmy nowego "Wiedźmina" Netfliksa [RECENZJA]
Twórcy serialu "Wiedźmin" Netfliksa od początku podkreślali, że punktem wyjścia są dla nich książki Andrzeja Sapkowskiego. Pierwszy sezon nie był wierną ekranizacją, co wywołało spore zamieszanie. W drugim wspólny mianownik z prozą Sapkowskiego nadal jest widoczny, ale na pierwszy plan wysuwa się autorska wizja scenarzystów. Fani "Wiedźmina" będą podzieleni, a miłośnicy seriali fantasy zarwą dwie noce, by dowiedzieć się, co dalej.
10.12.2021 09:05
Pierwszy sezon "Wiedźmina" był w dużej mierze adaptacją kilku opowiadań Sapkowskiego, które stanowiły wprowadzenie do sagi zamkniętej w pięciu księgach. Mieliśmy tam klasyczną ekspozycję, przedstawienie świata i głównych bohaterów, zarysowanie wątków. Spore zamieszanie wprowadził pomysł, by podzielić narrację na kilka linii czasowych. Achronologiczność mogła dać się we znaki widzom, którzy do "Wiedźmina" Netfliksa podeszli bez znajomości "Wiedźmina" Sapkowskiego. Ci drudzy z kolei mogli kręcić nosem na sceny, wątki i postaci spoza kanonu.
- Adaptacja serialowa rządzi się swoimi prawami. Nie wszystko da się zmieścić, szczególnie w pierwszym sezonie, poza tym nie wszystko musi się tam znaleźć. Docelowo chcemy opowiedzieć dłuższą historię – mówił w rozmowie z WP Tomek Bagiński, producent wykonawczy i sprawca całego zamieszania, który z pomysłem na ekranizację "Wiedźmina" zgłosił się do Andrzeja Sapkowskiego już w 2010 r.
Bagiński przed premierą pierwszego sezonu mówił, że zdarzało mu się hamować zapędy scenarzystów, którzy dopisywali zupełnie nowe sceny. - Ale później widziałem je na planie i w połączeniu ze scenerią i tym, co dawali z siebie aktorzy, dostawało to zupełnie nowej energii – zaznaczył producent wykonawczy, który później był o wiele bardziej otwarty na "nowe pomysły i twisty wobec oryginału". A tych w drugim sezonie jest jeszcze więcej.
Niniejszy tekst odnosi się do pierwszych sześciu odcinków, które zostały udostępnione mediom przed oficjalną premierą (17.12). Wielką niewiadomą pozostają dwa ostatnie odcinki: siódmy zatytułowany "Voleth Meir" i finał opatrzony w materiałach prasowych hasłem "Ściśle tajne".
Drugi sezon rozpoczyna się od adaptacji opowiadania "Ziarno prawdy", które zostało mocno zmodyfikowane, by pasowało do fabuły poprzednich odcinków (np. w oryginalne nie było Ciri). Nadal jest to historia inspirowana "Piękną i Bestią" w konwencji horroru, którą świetnie się ogląda nawet bez znajomości opowiadania Sapkowskiego. Jest tu wszystko: humor, akcja, tajemnica, świetna scenografia i nastrojowe dialogi. To dobry odcinek na rozgrzewkę przed rozpoczęciem właściwej sagi.
Kolejne epizody bazują w dużej mierze na książce "Krew elfów" – pierwszej części pięcioksięgu Sapkowskiego, w której Ciri jest równie ważną postacią (o ile nie ważniejszą) co tytułowy Geralt. Twórcy serialu nie rezygnują przy tym ze swojego pierwotnego zamysłu, by pierwszoplanową bohaterką była także Yennefer. Aby to osiągnąć, trzeba było dopisać i pozmieniać sporo wątków z książki. Wspólny mianownik z prozą Sapkowskiego jest widoczny, ale w drugim sezonie scenarzyści coraz dosadniej wytyczają własny kierunek.
Nowe pomysły i zmiany względem oryginału na pewno wywołają oburzenie wielu fanów. Czasami są to drobne modyfikacje, jak zastąpienie męskiego bohatera kobiecym odpowiednikiem o takiej samej aparycji, nazwisku i profesji (vide Jakub Fenn). Ale nie brakuje też dużych odstępstw od kanonu. Dość powiedzieć, że jeden z głównych wątków wynika z rewolucyjnego przedstawienia pewnej drugoplanowej postaci i tego, jak potoczyły się jej losy.
Wiedźmin - sezon 2 - oficjalny zwiastun:
Niektórzy bohaterowie wymyśleni na potrzeby pierwszego sezonu otrzymali w nowych odcinkach jeszcze więcej czasu antenowego. A dopisane sceny (nie tylko z ich udziałem) rozwijają pomysły, które są zgodne z fabułą sagi. Ale przedstawiają niektóre zagadnienia zupełnie inaczej niż miało to miejsce w książkach.
Do tego dochodzą czasem subtelne, a czasem bardzo wyraźne odwołania do innych dzieł z uniwersum "Wiedźmina". Dziedziniec Kaer Morhen wygląda jak przeniesiony z gry "Wiedźmin 3: Dziki gon", a wewnątrz warowni kryją się smaczki z pełnometrażowej animacji "Wiedźmin: Zmora Wilka".
Wszystko to buduje spójny obraz, który znowu podzieli fanów Sapkowskiego, ale powinien zadowolić "zwykłych" miłośników seriali fantasy. "Wiedźmin" Netfliksa jest bowiem pierwszorzędnym widowiskiem ze znakomitą obsadą. Henry Cavill świetnie odnalazł się w skórze Geralta, Anya Chalotra (Yennefer) i Freya Allan (Ciri) pasują idealnie do wizji scenarzystów. MyAnna Buring jest znakomita jako Tissaia, Joey Batey z lutnią i humorem Jaskra znowu rozkocha w sobie widownię, choć nowa piosenka nie jest przebojem na miarę "Toss a Coin to Your Witcher". Ale dobrze oddaje mroczniejszy, bardziej pesymistyczny nastrój drugiego sezonu.
W dobie pandemii (zdjęcia ruszyły wiosną 2020 r.) ekipa nie mogła jeździć po świecie i kręcić w różnych zakątkach. W doborze lokacji i plenerów nie czuć jednak stosowania półśrodków. Na szczególną uwagę zasługują zjawiskowe zdjęcia realizowane w kamieniołomach w brytyjskim parku narodowym. Dużo zdjęć powstało też w zupełnie nowych scenografiach.
Pełne ręce roboty mieli też ludzie z Platige Image, którzy zajmowali się postprodukcją, dodawaniem efektów i tworzeniem monstrów. Wiedźmin bez potworów nie ma racji bytu. I choć starcia z fantastycznymi bestiami nie są głównym zajęciem Geralta i spółki (tak jak w książkach), to wielbiciele scen walki nie będą zawiedzeni. Widać, że twórcy chcieli w tym temacie osiągnąć jeszcze więcej niż w pierwszym sezonie. A także "powtórzyć" niezapomnianą scenę z Blaviken, w której Geralt w morderczym tańcu pokonał kilku przeciwników. Niestety ta nowa sekwencja, pokazana częściowo w zwiastunie, nie robi tak dobrego wrażenia przez wtórność.
Przede mną jeszcze dwa ostatnie odcinki drugiego sezonu, ale już teraz wiem, że "Wiedźmin" wywoła wielkie poruszenie. Może nawet większe niż za pierwszym razem. Negatywna krytyka będzie nieodzowna, bo każde odstępstwo od pierwowzoru prowadzi do polaryzacji postaw wiernych fanów. Nowe pomysły twórców serialu są wodą na młyn dla tych, którym nie podobał się pierwszy sezon. Ale zdecydowanie warto wziąć przykład z Tomka Bagińskiego i otworzyć się na nowe pomysły.
Międzynarodowa widownia pokochała pierwszy sezon bardziej niż krytycy - ocena widzów na Rotten Tomatoes to 91 proc., a recenzentów "tylko" 68 proc. Po sześciu odcinkach drugi sezon podoba mi się mniej niż pierwszy. Do tamtego podchodziłem jednak w dużej mierze z zaciekawieniem, jak opowiadania Sapkowskiego będą wyglądały w wysokobudżetowej produkcji streamingowego giganta. Zaś oglądając drugi sezon, towarzyszyła mi myśl: "Ciekawe, co będzie dalej". Bo o ile znajoma "Krew elfów" ciągle płynie w żyłach serialu, to często w zupełnie innych kierunkach, niż bym się spodziewał.